Po zachodzie słońca Warszawa zmienia się nie do poznania. W mieście nocą rządzi alkohol – zwykły spacer może zamienić się w ryzykowną przygodę. Dziennikarz „Gazety Wyborczej” spędził noc w pobliżu sklepów wielobranżowych sprzedających alkohol.
„Jechałem z Białołęki przez Śródmieście na Wolę, zatrzymując się też w Pradze. Mój wybór padł na miejsca, do których najczęściej udawała się straż miejska ze względu na spożycie alkoholu (w 2023 r. – 12 544 razy w całej Warszawie, czyli o 1,5 tys. więcej niż w roku poprzednim). Do izby wytrzeźwień trafiło 12 066 osób i tak kończy się niemal każda interwencja policji. A cofnięto tylko 5 z 5850 pozwoleń na sprzedaż alkoholu” – pisze w swoim raporcie.
Skarbka z Gór, Białołęka: pobity za „niemęski” kolor samochodu
Tylko na jednej ulicy w Białołęce – Skarbka z Gór – w 2023 roku policja i straż miejska interweniowały aż 633 razy. Połowa zgłoszeń dotyczyła zakłócania porządku i spożywania alkoholu.
Koniec maja. Na jednym z lokalnych parkingów zostaje pobity mężczyzna. Parkuje samochód, a trójka pijanych nastolatków szuka powodu do bójki. Mieszkańcy dobrze ich znają: chłopaki piją zawsze w tym samym miejscu, 300 metrów od sklepu. Tego dnia uznali, że kolor samochodu kierowcy jest „niezbyt męski” i należy go za to ukarać. W środku dnia pobili mężczyznę i nikt ich nie zatrzymał.
Na początku czerwca w jednym z mieszkań odbywa się impreza i dochodzi do bójki. Dwóch nieletnich pokonało trzeciego. Dziewczyna pobitego nastolatka próbuje ich rozdzielić, chwyta nóż i wbija jednemu z agresorów w plecy. W wyniku ataku chłopiec został sparaliżowany od pasa w dół.
„U nas powoli rodzi się dziki zachód” – mówi kobieta, która od 2006 roku mieszka na ulicy Skarbka z Gór. Wskazuje na osiedle Derby IV, gdzie pobito mężczyznę ze względu na kolor samochodu.
„Na początku mieszkały tu młode małżeństwa z dziećmi. Rodzice pojechali do pracy do centrum miasta, a dzieci pozostawiono samym sobie. Są już prawie dorośli. Okolica uległa degradacji, a wraz z nią dzieci” – mówi mieszkanka.
Derby to małe miasteczko w mieście: centrum handlowe, kilka placówek, supermarkety, szkoły, przedszkola. Wąskie uliczki wiją się wokół zamkniętych osiedli. W każdym z nich znajduje się plac zabaw, ławki i altanki, w których mogą spotykać się sąsiedzi. Z danych wynika, że od 1 stycznia do 1 czerwca 2024 r. policja interweniowała tu aż 355 razy.
Wchodzę do jednego ze sklepów ogólnospożywczych na tym osiedlu. Wewnątrz jest kolejka. Mężczyzna w średnim wieku kupuje alkohol, a za nim stoi trójka nastolatków. Wszyscy mają na sobie czapki z daszkiem i obcisłe dresy. Są to tzw. „drillowcy”, czyli współczesna wersja „gopników”. Każdy z nich bierze pół litra taniej wódki. Sprzedawca nie pyta, ile mają lat. „Po co stwarzać sobie niepotrzebne problemy” – powie mi później.
Nowy Świat, Śródmieście: „ludzie tu śpią we własnych wymiocinach”
Nocą ta turystyczna ulica Warszawy zmienia się nie do poznania. To tutaj odbywają się wszystkie nocne imprezy. Dwa lata temu w pobliżu sklepu Świat Alkoholi 29-letni mężczyzna został trzykrotnie ugodzony nożem i zmarł. Od tego czasu niemal codziennie w pobliżu parkuje radiowóz z migającymi światłami. Ale czy to oznacza, że jest to bezpieczne miejsce?
„Przyjeżdżam do pracy samochodem, nie wyobrażam sobie chodzenia tu o 4 rano. W tłumie imprezowiczów możesz zostać uderzony łokciem, może zostać pryskany gaz lub zaczepią cię agresywni pijani faceci. Zawsze ktoś siedzi na ławce przed sklepem i krzyczy, że masz niezłą dupę. To niebezpieczne miejsce nawet w środku tygodnia – mówi pracownik jednego z 14 barów w Pawilonach.
Obok łuku prowadzącego do Pawilonów na 15-metrowym odcinku znajdują się trzy całodobowe sklepy monopolowe. Stoję pod jednym z nich nie dłużej niż pięć minut. „Kupisz piwo?” – pyta mężczyzna z nagą klatką piersiową w różowej bandanie.
Wyróżnia się dwóch mężczyzn: jeden z nich trzyma statyw z aparatem, drugi zadaje pytania bardzo pijanej młodzieży. – Czy masz chłopaka? – pyta zdumiewającą dziewczynę w małej czarnej. „NIE? Czy chciałbyś, żeby tak było?”
W barze po drugiej stronie ulicy można zjeść najtańszą wódkę na całym Trakcie Królewskim. Shota można tu wypić już za 6 złotych. Pijani ludzie ciągle opuszczają bar. Jeden z nich wyszedł zapalić, ale stracił siły i usiadł pod ścianą, chowając głowę w kolanach. Za kilka minut znajomi odbiorą go z ulicy, pójdą do nocnego klubu, kupią butelkę wódki i pojadą nad Wisłę. Około 4.00 Nowy Świat zacznie pustoszeć, a niemal każdą ławkę zajmą ludzie śpiący we własnych wymiocinach.
„Gibalak” na Woli: impreza pod komisariatem
„Na Woli dobrze, można wypić, okraść sklep i podpalić komisariat” – śpiewali w legendarnej piosence stworzonej na Gibalskiego przez powojenną „starą gwardię”.
„Ta piosenka została stworzona przez osoby zajmujące się praniem pieniędzy, kantorami, zwykłymi złodziejami i pijakami. Lata mijają i nic się nie zmienia. W latach 90. i na początku XXI wieku miały tu miejsce wojny gangów i strzelaniny. Dziś po gangsterskiej atmosferze nie ma już śladu. Ale alkohol płynie tu jak rzeka. Mamy wiele sklepów monopolowych. Ludzie krążą między nimi i proszą o zmianę” – mówi Roman Mroczek, który od urodzenia mieszka w okolicach Gibalaka.
Wieczorem idę do sklepu, który pokazał mi pan Roman. Blask neonu z napisem „Alkohole 24” oświetla twarze oczekujących w kolejce. Sławek twierdzi, że ma 40 lat, ale wygląda o dziesięć lat starzej. Prowadzi mnie do skrzyżowania ulic Gibalskiego i Mireckiego „Montwiłła”. Pomiędzy domami znajduje się plac zabaw dla dzieci ze zjeżdżalnią. Stąd widać komisariat policji. Na placu jest już kilkadziesiąt osób. Piją, krzyczą i słychać dźwięk rozbijanej butelki.
Sławek powiedział dziennikarzowi, że kiedyś sprzedawał kradzione telefony, a teraz jest na zasiłku. I pije. Izba wytrzeźwień na ulicy Kolskiej jest oddalona o niecały kilometr. Z relacji dziennikarza wynika, że Sławek był tam kilka razy. W oddali miga neon sklepu spożywczego. Przez plac przejeżdża radiowóz policyjny.
Według straży miejskiej na Woli zarejestrowano 1052 interwencje związane z alkoholem, z czego ponad 200 miało miejsce na terenie Gibalaka, przy ulicach Okopowej, Żytniej i Karolkowej.
Kamionek w Pradze Południe: miało być miejscem spotkań, a stało się miejscem imprezowym
Gdy na początku roku przy ulicy Grochowskiej otwarto lokalny ośrodek Kamionek, urzędnicy przedstawiali go jako miejsce łączące lokalny handel z kulturą miejską. Wybudowano siedem pawilonów handlowych, plac zabaw, plac zabaw i ogród osiedlowy. Nie było jednak chętnych do wynajęcia pawilonów, a gdy zapadł wieczór, lokal zaczął zamieniać się w klub nocny. W ciągu dziewięciu miesięcy straż miejska przychodziła tu na wezwanie 136 razy. To absolutny rekord, biorąc pod uwagę, że w okolicy znajduje się tylko jeden sklep ogólnospożywczy.
„To miejsce ma haniebną reputację. Jest tam mnóstwo pijaków i ludzie boją się tam chodzić” – mówi Adam Majewski, przewodniczący rady i zarządu dzielnicy Kamionek.
Gmina wystosowała pismo do władz powiatu Praga-Połudne: „Uważamy, że ograniczenie nocnej sprzedaży alkoholu pomoże w utrzymaniu porządku publicznego poprzez zmniejszenie liczby przypadków zakłócania porządku, hałasu i aktów wandalizmu”.
Według Barometru Warszawskiego 60 proc. warszawiaków popiera wprowadzenie ograniczeń w nocnej sprzedaży alkoholu.
Od maja w biurze prezydenta stolicy trwają konsultacje w sprawie ograniczenia sprzedaży alkoholu na terenie całej Warszawy. Urzędnicy sprawdzili, czy mieszkańcy popierają zakaz nocny w godzinach 22:00–6:00 – dla całego miasta lub poszczególnych jego obszarów, w tym także stacji benzynowych. Wyniki poznamy wkrótce.
Jeden komentarz
I dlatego nie potrzeba żadnych migrantów bo mamy sporo naszej patologii, która prędzej czy później się sama wytłucze ze sobą…