W szwedzkim Goeteborgu parafia zielonoświątkowego kościoła Frihamnskyrkan znalazła się w obliczu grzywny w wysokości 75 000 koron (około 30 tys. złotych) za organizowanie pomocy żywnościowej dla osób bezdomnych i potrzebujących. Wszystko dlatego, że nie zgłoszono tej działalności do lokalnych władz oraz nie spełniono wymogów administracyjnych, takich jak odpowiednie dokumentowanie źródeł żywności. Ta sytuacja budzi gorące emocje i jest kolejnym przykładem, jak biurokracja może stanąć na drodze humanitarnym inicjatywom.
„Manna” – pomoc, która daje nadzieję
Kościół Frihamnskyrkan od ponad roku prowadził program „Manna”, mający na celu pomoc osobom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej. W ramach tego projektu rozdawano paczki żywnościowe pochodzące od lokalnych sklepów, które przekazywały nadwyżki żywności na cele charytatywne.
Program okazał się ogromnym sukcesem:
- Pomoc regularnie otrzymywało około 200 osób,
- Kolejne 400 osób czekało na wsparcie, co świadczy o rosnącym zapotrzebowaniu na takie inicjatywy.
Działalność ta nie tylko przeciwdziałała marnowaniu żywności, ale także stanowiła wsparcie dla najuboższych, w tym wielu bezdomnych, którzy często nie mają innych źródeł pomocy.
Dlaczego grozi im kara?
Problemem okazały się przepisy administracyjne. Władze Goeteborga wymagały, by każda organizacja zajmująca się dystrybucją żywności zgłaszała ten fakt do urzędów. Parafia jednak nie dopełniła formalności, a co więcej, nie oznaczała paczek informacjami o pochodzeniu produktów, co – zdaniem lokalnych władz środowiskowych – utrudniało kontrolę nad bezpieczeństwem rozdawanej żywności.
Urząd wystosował ostrzeżenie, ale kościół, uznając pomoc potrzebującym za swój priorytet, kontynuował działalność bez wprowadzania zmian. W odpowiedzi władze zagroziły wysoką grzywną, która ma być formą sankcji za złamanie przepisów.
Biurokracja kontra miłosierdzie
Oburzające w tej sytuacji jest to, że formalności administracyjne stały się barierą w niesieniu pomocy. Zamiast docenić wysiłki wolontariuszy, którzy każdego dnia wspierali setki potrzebujących, urzędnicy skupili się na kwestiach proceduralnych. Brak „odpowiedniej pieczątki” okazał się bardziej istotny niż głód osób żyjących na ulicy.
Ten przypadek jest kolejnym dowodem na to, jak współczesna administracja bywa oderwana od rzeczywistości. Władze zamiast ułatwiać działalność charytatywną, często ją utrudniają, stawiając biurokratyczne wymogi ponad humanitarne potrzeby.
Czy jest szansa na zmianę?
Decyzja władz Goeteborga spotkała się z krytyką zarówno w Szwecji, jak i za granicą. Wiele osób uważa, że takie działania są sprzeczne z podstawowymi wartościami, na których powinno opierać się społeczeństwo: empatią, solidarnością i troską o najsłabszych. Parafia planuje apelować od decyzji i liczy na wsparcie opinii publicznej, aby kontynuować swoją misję bez dalszych przeszkód.
Podobne absurdy na świecie
Sytuacja w Goeteborgu to niestety nie odosobniony przypadek. Podobne przykłady biurokratycznego absurdu można znaleźć w wielu krajach:
- W Stanach Zjednoczonych zdarzały się przypadki, gdy wolontariusze rozdający jedzenie bezdomnym byli karani za brak licencji na prowadzenie działalności gastronomicznej.
- W Polsce organizacje charytatywne często borykają się z nadmiernymi wymaganiami dotyczącymi dokumentacji przekazywanych darów.
Wnioski: czy dobroć potrzebuje pieczątki?
Sprawa Frihamnskyrkan w Goeteborgu jest ostrzeżeniem przed tym, jak nadmiar regulacji może wpłynąć na społeczne inicjatywy. Warto zastanowić się, czy nie jest to moment, by uprościć przepisy dotyczące działalności charytatywnej i stworzyć bardziej elastyczne ramy prawne dla organizacji pomagających innym.
Na końcu nie chodzi przecież o pieczątki, ale o realną pomoc ludziom, którzy bez niej mogą nie przetrwać. Czy świat, w którym miłosierdzie wymaga zgody urzędu, nie staje się zbyt zimny i bezduszny? To pytanie, które powinniśmy sobie wszyscy zadać.