Od września 2024 roku w polskich szkołach pojawi się nowy przedmiot – edukacja zdrowotna. Choć rzekomo ma on na celu podniesienie świadomości uczniów na temat zdrowia fizycznego i psychicznego, w tym higieny cyfrowej oraz problemu nadmiernego korzystania ze smartfonów, znanego jako smartfonoza, to Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN) nie planuje wprowadzenia ogólnokrajowego zakazu korzystania z telefonów przez uczniów. Ponadto przedmiot ten będzie promował m.in. edukację seksualną zgodną ze standardami Światowej Organizacji Zdrowia (WHO – organizacja skorumpowana do szpiku kości kreująca ideologię trans).
MEN nie zakaże smartfonów: „Odpowiedzialność spoczywa na rodzicach”
Jak ustaliło Radio Zet, Ministerstwo Edukacji Narodowej nie zamierza wprowadzić odgórnych ograniczeń dotyczących korzystania z urządzeń mobilnych na terenie szkół. Barbara Nowacka, szefowa resortu edukacji, jasno podkreśliła, że odpowiedzialność za telefon dziecka spoczywa przede wszystkim na rodzicach.
– Odpowiedzialność za telefon dziecka spoczywa przede wszystkim na rodzicach – zaznaczyła Nowacka.
Decyzje dotyczące ograniczeń w użytkowaniu smartfonów mogą być jednak podejmowane na poziomie konkretnych szkół. MEN podkreśla, że takie zmiany mogą być wprowadzone poprzez modyfikację statutu placówki po konsultacjach z radą pedagogiczną oraz radą szkoły. Resort sugeruje, że smartfony nie powinny być obecne w przedszkolach oraz klasach 1–3, natomiast w przypadku starszych uczniów to rodzice decydują o udostępnieniu im urządzeń.
– Są badania, które pokazują, że dzieci korzystają z urządzeń mobilnych głównie w domu – argumentuje Barbara Nowacka.
Jak wygląda sytuacja w Europie?
Wprowadzenie całkowitego zakazu korzystania ze smartfonów nie byłoby w Europie niczym nowym. Przykłady można znaleźć chociażby w Belgii, gdzie funkcjonują podobne przepisy. W Finlandii uczniowie mogą sięgać po smartfony wyłącznie na polecenie nauczyciela, co pozwala na bardziej kontrolowane i celowe wykorzystywanie technologii w edukacji.
Burza wokół nowego przedmiotu: eksperci mają wątpliwości
Choć edukacja zdrowotna ma zastąpić dotychczasowe zajęcia z wychowania do życia w rodzinie, to jej wprowadzenie wywołało falę kontrowersji. Projekt rozporządzenia MEN z 29 października 2024 roku spotkał się z krytycznymi głosami ze strony ekspertów oraz organizacji zajmujących się profilaktyką zdrowotną.
Instytut Profilaktyki Zintegrowanej w ramach konsultacji publicznych skierował do Ministerstwa Edukacji opinię, w której zaznaczono, że planowane zmiany nie przyniosą oczekiwanych rezultatów.
– Wprowadzona zmiana nie doprowadzi do „oczekiwanej poprawy skuteczności oddziaływań wychowawczych i profilaktycznych”, lecz może tę skuteczność obniżyć – czytamy w opinii Instytutu.
Edukacja seksualna w nowym kontekście
Eksperci z Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej podkreślili, że edukacja dotycząca seksualności powinna odpowiadać na współczesne wyzwania, ale jednocześnie uwzględniać kontekst rodziny i wartości, na których opiera się społeczeństwo.
– Edukacja seksualna powinna przygotowywać dzieci i młodzież do tworzenia trwałych, opartych na miłości i wierności związków – napisali eksperci. Jednocześnie zaznaczyli, że program powinien z szacunkiem traktować uczniów, którzy nie odnajdują w sobie rodzinnych pragnień na danym etapie życia.
Czy nowy przedmiot poprawi sytuację uczniów?
Wprowadzenie edukacji zdrowotnej ma na celu podniesienie poziomu świadomości uczniów na temat zdrowia psychicznego, fizycznego oraz higieny cyfrowej. Jednocześnie MEN pozostawia szkołom i rodzicom sporo swobody w kwestii korzystania z technologii.
Przeciętny uczeń dostaje smartfona z dostępem do internetu już w wieku ośmiu lat, co pokazują wyniki badań przywołane przez Radio Zet. Wątpliwości ekspertów dotyczące skuteczności nowego przedmiotu pokazują jednak, że debata na temat edukacji zdrowotnej oraz higieny cyfrowej dopiero się rozpoczyna.
Czy nowe zajęcia rzeczywiście wpłyną na poprawę sytuacji uczniów? To pytanie pozostaje otwarte, ale jedno jest pewne – nowy rok szkolny przyniesie istotne zmiany.