Po burzliwych miesiącach związanych z anulowaniem wyborów prezydenckich Rumunia ma już listę 11 kandydatów przed powtórzoną kampanią. Pierwszy sondaż daje prowadzenie George’owi Simionowi, politykowi radykalnej prawicy, który zapewnił sobie poparcie usuniętego z listy kandydatów Călina Georgescu.
POLECAMY: Rumuński Trybunał Konstytucyjny zatwierdza kandydaturę Simiona do startu w wyborach
Simion na czele, ale czy utrzyma przewagę?
– Wciąż czekamy na mocniejsze potwierdzenia sondażowe, ale na razie na czele jest George Simion z radykalnie prawicowego Związku na rzecz Jedności Rumunów (AUR). Na przejście do drugiej tury szanse mają: popierany przez koalicję rządzącą Crin Antonescu, burmistrz Bukaresztu Nicușor Dan oraz były premier i lider socjaldemokratów Victor Ponta. Ale ważne jest to „na razie”. W poprzedniej kampanii na tym etapie niespodziewany zwycięzca pierwszej tury Călin Georgescu był nieliczącym się kandydatem – zastrzega socjolog Remus Ștefureac, szef ośrodka INSCOP.
Formalnie kampania wystartuje 4 kwietnia, ale lista kandydatów została już zatwierdzona, a na ulicach Bukaresztu pojawiły się pierwsze plakaty wyborcze. Największe bannery ma „kandydat establishmentu” Antonescu, popierany przez siły koalicji rządzącej. Z plakatów uśmiecha się także Elena Lasconi, która w pierwszej turze odwołanych w grudniu wyborów zdobyła drugie miejsce, oraz nowy kandydat – Nicușor Dan.
Internet zamiast ulic – gdzie rozstrzygnie się wyścig?
Ani sztabowcy głównych polityków, ani komentatorzy nie mają jednak wątpliwości, że podobnie jak pierwsze wybory, te powtórzone nie rozstrzygną się w kampanii na ulicach miast, lecz w internecie.
Po anulowaniu wyborów przez Sąd Konstytucyjny główna intryga rumuńskiej polityki skupiała się wokół postaci Călina Georgescu, który niespodziewanie wysforował się na prowadzenie w listopadowej pierwszej turze, kompletnie przetasowując polityczne karty.
Gdy kilkanaście dni temu Sąd Konstytucyjny nie dopuścił Georgescu do ponownego startu, na jego „spadkobiercę” wybrany został właśnie Simion. Formalnie Georgescu poparł jeszcze liderkę partii POT Anamarię Gavrilę, ale ta wycofała się ze startu, gdy Sąd Konstytucyjny zatwierdził kandydaturę Simiona.
Kto jeszcze ma szanse?
Pierwsze sondaże wyraźnie wskazują na czołową pozycję Simiona (29 proc. w sondażu CURS opublikowanym w niedzielę, a przeprowadzonym w dniach 19-22 marca). Simion – niedawno uchodzący za głównego skandalistę rumuńskiej sceny politycznej, polityk objęty zakazem wjazdu do Mołdawii i na Ukrainę – teraz prezentuje bardziej umiarkowany wizerunek, a w kampanii posiłkuje się poparciem ideologicznych sojuszników spoza Rumunii – m.in. byłego premiera Mateusza Morawieckiego czy szefowej włoskiego rządu Giorgii Meloni, partnerów z europejskiej rodziny Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR).
Jak mówią rozmówcy PAP z kręgu analityków i dziennikarzy politycznych, wielką zagadką pozostaje to, jak trwały okaże się „efekt Georgescu” i czy będzie miał decydujące znaczenie w wyborach, a także czy Simion zdoła przekonać zwolenników antysystemowego polityka, że jest jego „prawowitym następcą”. W unieważnionej pierwszej turze wyborów Georgescu zdobył prawie 23, a Simion – niecałe 14 proc.
Antonescu, Dan i Ponta – kluczowi rywale
Crin Antonescu, wywodzący się z Partii Narodowo-Liberalnej (PNL), w sondażu CURS ma 22 proc. Nadzieje wiążą z nim siły proeuropejskie (koalicja socjaldemokratycznej PSD, PNL i partii rumuńskich Węgrów UDMR), ale eksperci przyznają, że stoi przed niełatwym zadaniem. Antonescu to człowiek „starych elit”, który na dodatek w ostatnich latach przebywał poza Rumunią.
– Był zawsze znany jako dobry mówca i może liczyć na poparcie struktur partyjnych sił, które go popierają. Nie wiadomo jednak, jak zdyscyplinowani będą wyborcy PSD i PNL. Czy zdoła przekonać do siebie młodzież, ważny czynnik w tych wyborach? To będzie dla niego test – mówi Ștefureac.
Dobre notowania w sondażu ośrodka CURS (18 proc.) ma również startujący jako kandydat niezależny burmistrz Bukaresztu Nicușor Dan, założyciel i były lider centroprawicowej partii Związek Ocalenia Rumunii (USR). Dan, w przeszłości miejski aktywista, jako burmistrz jest oceniany umiarkowanie dobrze (w ubiegłym roku uzyskał reelekcję), chociaż większość rozmówców PAP zaznacza, że „mógł zrobić więcej”. Dan to polityczny „normals”: popiera proeuropejską politykę i transatlantyckie sojusze, nie ma na koncie głośnych skandali, konsekwentnie występował przeciwko korupcji, jest dość konserwatywny. Może się prezentować jako kandydat antysystemowy, ale raczej nie przekona do siebie wyborców radykalnej prawicy i zwolenników Georgescu. – Jest mocny w Bukareszcie, ale nie jest związany z żadną partią i ma bardzo słabą rozpoznawalność poza stolicą – ocenia szef INSCOP.
O poparcie antysystemowych wyborców walczy Victor Ponta, były lider PSD i były premier Rumunii, który obecnie promuje się jako rumuński „trumpista” i zapowiada, że wraz z nową amerykańską administracją „uczyni Rumunię wielką”. Ponta słynął ze skandali i kontrowersji; polityczną cenę zapłacił po tragicznym pożarze w bukareszteńskim klubie Colectiv w 2015 r., który stał się symbolem korupcji i nadużyć rumuńskich władz.
– Ponta wciąż cieszy się zaufaniem ok. 20 proc. wyborców i są ludzie, którzy zagłosują na niego po prostu dlatego, że jest Victorem Pontą. Oprócz tego liczy na wyborców PSD, którzy nie będą chcieli zagłosować na Antonescu, a także na swoje rzekome więzi z Donaldem Trumpem. Były premier chwalił się, że gościł w rezydencji Trumpa na Florydzie i grał z nim w golfa, i że był na (jego) inauguracji – mówi socjolog.
Elena Lasconi i pozostali kandydaci
Elena Lasconi – w przeszłości dziennikarka telewizyjna i burmistrzyni niewielkiej gminy Câmpulung, a obecnie liderka USR – w listopadzie ubiegłego roku miała w drugiej turze wyborów zmierzyć się z Georgescu (w pierwszej turze uzyskała ponad 19 proc.) i dawano jej niewielkie szanse na wygraną. Według sondażu CURS teraz może liczyć na ok. 12 proc. głosów. Polityczka centroprawicy była jedną z najbardziej poszkodowanych przez unieważnienie wyborów, później jej partii nie przyjęto do koalicji rządzącej. Pozwala jej to grać „antysystemową kartą”, co daje jej pewne szanse na pozyskanie rozczarowanych wyborców, ale nie może ścigać się z Simionem czy Pontą na populistyczne hasła. Opowiada się za kontynuacją tradycyjnych sojuszy i poszanowaniem wartości demokratycznych.
Na listach wyborczych jest jeszcze sześcioro kandydatów, których jednak – przynajmniej na razie – nie wymienia się jako potencjalnie istotnych graczy. Są to naukowiec i były minister edukacji Daniel Funeriu, radykalnie prawicowy europarlamentarzysta Cristian Terheș, była posłanka, w przeszłości aktorka Lavinia Sandru, weterynarz i dziennikarz Sebastian Popescu, były oficer wywiadu Silviu Predoiu oraz inżynier John-Ion Banu, który wyemigrował z Rumunii do USA i jest opisywany przez media jako gorący zwolennik prawa do posiadania broni.
Czy wybory znów zaskoczą?
– Po niespodziewanym sukcesie Georgescu i po anulowaniu w grudniu wyborów każdy dziennikarz i politolog, ale też każdy Rumun nadal próbuje zrozumieć, co się wydarzyło i co może się wydarzyć. Każdy powie pani to, co ja teraz: omawiać możemy tylko sytuację w danym momencie, a każda prognoza jest obarczona ryzykiem – podkreśla Cristina Cileacu, dziennikarka i publicystka związana z telewizją Digi24.
– Czeka nas bardzo burzliwa kampania, pełna zwrotów akcji i zapewne niezbyt ładnych zagrywek, bo każdy kandydat będzie walczyć i wszyscy mają świadomość, że do samego końca nic nie będzie przesądzone. W odróżnieniu od poprzedniej (kampanii), gdy główni kandydaci, czując się pewnie, zignorowali debaty, teraz będą one mieć duże znaczenie – podsumowuje Ștefureac.
Pierwsza tura powtórzonych wyborów parlamentarnych w Rumunii odbędzie się 4 maja, ewentualna druga tura – 18 maja.
Jeden komentarz
Eurokołchoz i te popaprańcy znowu nie dopuszczą do normalnych wyborów.