Do chóru propagatorów wegetarianizmu w imię „ochrony Planety” przed spłonięciem dołączył Bank Światowy. Globalna instytucja nawołuje do zaprzestania jedzenia mięsa.
POLECAMY: Mięso z probówki trafi do sprzedaży!? Niemiecka firma wystąpiła o pozwolenie do UE
Bank Światowy, powołując się na swój raport, wzywa do zmiany struktury branży rolniczej. Wszystko po to, by zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych. W imię walki z klimatem ma dojść do „zmniejszenia popytu na żywność pochodzenia zwierzęcego”.
Jak podaje „Rzeczpospolita”, autorzy raportu uważają, że bogate kraje powinny wspierać produkcję „niskoemisyjnej żywności” – do której zaliczają drób, owoce i warzywa. Jednocześnie nawołują do rezygnacji ze „wsparcia” producentów mięsa i nabiału.
Według wyliczeń eko-ekspertów Banku Światowego, światowy przemysł spożywczy odpowiada za aż 25 proc. emisji gazów cieplarnianych. „Emisje gazów cieplarnianych związane z rolnictwem są tak wysokie, że mogą zaważyć na tym, iż nie uda się zatrzymać wzrostu średniej temperatury globalnej powyżej 1,5 stopnia Celsjusza” – czytamy w raporcie zatytułowanym „Przepis na planetę nadającą się do życia”.
Bank Światowy chce przerzucić część kosztów „ochraniania Planety” na konsumentów żywności – a więc na wszystkich ludzi. Oznacza to np. podniesienie ceny mięsa, by konsumenci musieli obyć się bez niego. Jest to jednak poświęcenie, na które Bank Światowy jest przygotowany.
„Redukcja emisji może mieć wpływ na sytuację gospodarczą w wielu krajach, dlatego wymaga ostrożnych działań, ale koszty zaniechań będą wielokrotnie większe” – napisano.
Globaliści wyliczyli, że jeśli państwa chciałyby o połowę zredukować poziom aktualnych emisji związanych z produkcją jedzenia, wówczas nakłady powinny wzrosnąć aż 18 razy – a więc do 260 mld dolarów w ciągu roku.