Wystarczy niepozorna ulewa, a ulice polskich miast zamieniają się w rzeki i rwące potoki. I nie jest to tylko przypadek. Miejskie systemy kanalizacyjne nie są w stanie odprowadzić nagłego nadmiaru wody. „Duże opady deszczu mogą zamienić małe miejskie drogi wodne w niekontrolowane masy wody powodujące zniszczenia” – przestrzega dr Marta Pogrzeba.
Po tygodniach suszy w końcu spadł deszcz. Nad Polską przetoczyły się silne burze z gradem i ulewami, zalewając wiele polskich miast. Systemy retencyjne Torunia, Gniezna, Szczecina, Warszawy i setek innych miast nie poradziły sobie z nadmiarem wody.
Czy nadchodzi kolejna tysiącletnia powódź? To jest możliwe
Ulewne deszcze powodują zatykanie systemów kanalizacyjnych i gromadzenie się wody, która nie ma gdzie odprowadzić. Stąd obrazy zatopionych samochodów, piwnic i nieprzejezdnych dróg. Woda nie ma drogi ucieczki, bo polskie miasta są „utopione w betonie”. Dr Marta Pogrzeba z Instytutu Ekologii Przemysłowej zwraca uwagę, że taka sytuacja może doprowadzić do tragedii.
Jeśli wystąpią intensywne, kilkudniowe opady deszczu, grozi nam powódź na skalę tysiącletniej powodzi. Polskie miasta nie są przygotowane na długotrwałe opady deszczu. Duża ilość opadów w krótkim czasie może szybko zamienić małe miejskie drogi wodne w niekontrolowane masy wody powodujące dewastację. To prędzej czy później doprowadzi do katastrofy. Wszechobecny beton jest nieefektywny, a katastrofa będzie realna, jeśli miasta nie zaczną debetonować nawierzchni brukowanych – tłumaczy w rozmowie z o2.pl dr Pogrzeba.
Zdaniem eksperta scenariusz zalań miast i masowych powodzi jest realny. „Opady deszczu są dziś bardziej intensywne. Ma to związek ze zmianami klimatycznymi, w tym z gwałtownymi frontami atmosferycznymi przechodzącymi przez Polskę” – wyjaśnia specjalista z katowickiego instytutu. Intensywne opady deszczu znacznie obciążają systemy retencyjne.
Miejskie systemy kanalizacyjne w miastach nie są przystosowane do tak intensywnych opadów. Woda deszczowa powinna być w mieście zatrzymywana głównie na terenach zielonych, czyli bezpośrednio infiltrowana do gruntu. Wszechobecny beton, zarówno w budownictwie, jak i pokryciu terenu, ogranicza taką ścieżkę. Studzienki nie są w stanie odprowadzać wody deszczowej, a ulewne deszcze zalewają powierzchnie użytkowe – wyjaśnia dr Marta Pogrzeba.
Pogrzeba podkreśla, że problem dotyczy większości polskich miast. Gospodarka wodami deszczowymi odbywa się w sposób irracjonalny, co prowadzi do utraty cennej wody, którą można zebrać i wykorzystać.
Optymalnie zatrzymanie około 50-60% opadów znacząco poprawiłoby zrównoważone zarządzanie środowiskiem w miastach i jednocześnie poprawiło jakość życia mieszkańców – dodaje profesor z Instytutu Ekologii Przemysłowej.
Przed potopem jest jeszcze czas, aby się uratować
Ekspert wyjaśnia nam, dlaczego samorządowcy mają taką „uwielbienie” dla wylewania betonu. Zdaniem dr Marty Pogrzeby „beton jest łatwy w utrzymaniu i utrzymaniu czystości”. W grę wchodzą także względy ekonomiczne. Specjalista z Instytutu Ekologii Przemysłowej dodaje, że „trawa to dodatkowy koszt”. Istnieje jednak skuteczna alternatywa.
Spójrzmy jednak na tę kwestię inaczej. Łąka kwietna, która nie generuje takich kosztów, jest w stanie zatrzymać o 30% więcej opadów niż zwykła murawa – wyjaśnia specjalistka ds. ochrony i kształtowania środowiska.
Inne sposoby walki z powodzią w polskich miastach to stosowanie roślin wieloletnich lub układanie nawierzchni przepuszczalnej na parkingach. Rośliny umieszczone w przestrzeni pomiędzy kostkami skutecznie wykorzystują wodę deszczową. W Katowicach powstały tzw. rzeki suche.
Jak wyjaśnia dr Marta Pogrzeba, są to „zapadnięcia terenu, które w czasie intensywnych opadów mogą wypełnić się wodą, tworząc niebieską infrastrukturę, a następnie, gdy woda wyschnie, stać się atrakcyjnym elementem krajobrazu”.
Co ważne, wszechobecny beton może wkrótce stać się jedynie wstydliwą ciekawostką historyczną. W kwietniu 2024 r. pojawiła się informacja, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska chce nowelizacji „Prawa ochrony środowiska”.
Zgodnie ze zmienionym projektem miasta powyżej 20 tys. mieszkańców będą zobowiązane posiadać miejskie plany adaptacji do zmian klimatu. W strategii miasta muszą wskazać, w jaki sposób i gdzie wprowadzą przestrzenie zielone i niebieskie.
Doktor Marta Pogrzeba jest zadowolona ze zmian. Podkreśla, że niektóre miasta rozpoczęły już realizację takich planów.
Bardzo dobrze, że miasta mają obowiązek sporządzania miejskich planów adaptacji do zmian klimatycznych oraz tworzenia planów wprowadzenia zielonej i niebieskiej infrastruktury w przestrzeń miejską (w oparciu o mapy miejskich wysp ciepła) – ocenia ekspert.
Dr Marta Pogrzeba dodaje też, że wielu burmistrzów zwraca się już do katowickiego instytutu o pomoc w realizacji takiego planu.
Niektórzy burmistrzowie są mądrzy przed szkodą i patrzą na problemy swoich sąsiadów, kierując się zdrowym rozsądkiem. Prawo obligujące do działania to jedno, ale w tej kwestii ważny jest także zdrowy rozsądek. Ważna jest także edukacja mieszkańców w tym zakresie, wskazująca walory estetyczne i praktyczne zielonych rozwiązań w miastach, zwłaszcza jeśli promujemy rośliny pochodzące z natury, zwiększając w ten sposób różnorodność biologiczną w miastach – podsumowuje specjalista w rozmowie z o2.pl.
Jeden komentarz
Zasiewanie chmur i wytwarzanie podciśnienia i będą powodzie, gradobicia, ulewy. Tak globaliści „kochają” niewolników europejskich