W nocy z 27 na 28 lipca, w jednej z podwarszawskich wsi, doszło do tragicznego wydarzenia – zbiorowego gwałtu na 20-letniej kobiecie. Policja zatrzymała sześciu obcokrajowców podejrzanych o udział w ataku. Relacja kierowcy autobusu, który znalazł poszkodowaną nad ranem, jest wyjątkowo przejmująca i rzuca światło na dramatyczne okoliczności tej zbrodni.
POLECAMY: Zbiorowy gwałt pod Warszawą. Wiadomo jakiej narodowości są sprawcy
Opis zdarzenia
W sobotę, 27 lipca, młoda kobieta wybrała się z przyjaciółkami do popularnego klubu w centrum Warszawy. Tam poznała mężczyznę podającego się za Hiszpana, który zaoferował jej podwiezienie do domu. Kobieta zgodziła się na propozycję. Niestety, gdy wyszła z klubu, straciła przytomność. Ocknęła się dopiero w samochodzie, który znajdował się już poza Warszawą. W samochodzie było kilku mężczyzn, którzy dotykali ją w miejsca intymne.
Ucieczka i poszukiwanie pomocy
20-latce udało się uciec z samochodu. Około godziny 5 nad ranem, znalazła się w miejscu, gdzie nie było żadnych domów. Przez zarośla dotarła do przystanku w podwarszawskich Jankach. Tam zauważył ją kierowca autobusu linii 703, jadącego w stronę Nadarzyna.
Relacja kierowcy
Reporterzy „Faktu” dotarli do kierowcy autobusu, który opisał swoje przeżycia. Jego relacja mrozi krew w żyłach:
– Minąłem już przystanek, kiedy zobaczyłem biegnącą w moim kierunku po łące młodą kobietę – mówił kierowca. – Zastanowiło mnie to, bo pora była dziwna na bieganie, miejsce nieodpowiednie, a na dodatek padał deszcz. To nie była osoba, która wyszła sobie pobiegać.
Kierowca opisał, że kobieta biegła, jakby od tego zależało jej życie. – Tknęło mnie coś, by się zatrzymać – przyznał.
Kobieta zachowywała się bardzo dziwnie, jakby była pod wpływem środków odurzających. – Jak już wsiadła do autobusu, osłaniała się dłońmi, chowała twarz, jakby nie chciała, żeby ktoś zobaczył, że jest w środku – wyjaśnił.
Zawiadomienie służb
20-latka krzyczała, że jacyś mężczyźni ją porwali i chcieli zgwałcić. – Czekałem chwilę, żeby zrozumieć, co mówi. Płakała, starała się coś opowiedzieć. Próbując powiązać fakty, postanowiłem zadzwonić na centralę, by powiadomili służby – relacjonował kierowca.
Kierowca podkreślił, że kobieta była przerażona i rozglądała się cały czas. – Pytała mnie, gdzie jest, i dziękowała mi, że się zatrzymałem. Opowiedziała mi, że była w centrum Warszawy i nie wiedziała, jak się tu znalazła. Mówiła, że kogoś uderzyła, że się wyrwała. To były strzępy informacji – mówił dalej.
Apel kierowcy
Kierowca autobusu zwrócił się z apelem do czytelników: – Ta dziewczyna powiedziała mi, że będąc już na drodze, starała się zatrzymywać samochody. Zrozpaczona, błagała o pomoc. Wszyscy ją omijali, nikt się nie zatrzymał. Powiedziała mi, że nawet przed jednym uklękła na jezdni. Tłumaczyła sobie: albo mnie rozjedzie, albo uratuje. I to na nic. Zapytała mnie kilka razy: dlaczego nikt jej nie pomógł?
Kierowca podkreślił, że warto jest zatrzymać się, nawet jeśli ktoś wydaje się pijany lub podejrzany. – Jeśli nawet nie chcemy jej zabrać, zadzwońmy po pomoc, powiedzmy, co się dzieje – apelował.
Podsumowanie
Tragiczne wydarzenia z nocy 27 na 28 lipca pokazują, jak ważne jest, abyśmy jako społeczeństwo reagowali na wołanie o pomoc. Historia 20-latki, która padła ofiarą brutalnego ataku, przypomina o potrzebie empatii i gotowości do pomocy innym w potrzebie. Sprawa jest w toku, a policja kontynuuje śledztwo w celu ustalenia wszystkich okoliczności zdarzenia.