Kinga Gajewska, posłanka Koalicji Obywatelskiej (KO), i jej mąż, poseł Arkadiusz Myrcha, znaleźli się w centrum uwagi po ujawnieniu kontrowersji dotyczących środków, które pobierają z Kancelarii Sejmu na wynajem mieszkania w Warszawie. Temat wywołał ożywione dyskusje, a politycy opozycji zostali oskarżeni o nadużywanie przywilejów, które przysługują posłom spoza stolicy. Sprawę nagłośnił Adrian Borecki, reporter TV Republika, który odkrył, że para polityków posiada nieruchomość w Błoniu, zaledwie 30 kilometrów od Warszawy.
Dom w budowie? Fakty mówią co innego
Kinga Gajewska tłumaczyła w mediach, że wraz z mężem budują dom pod Warszawą, w którym planują zamieszkać po ukończeniu budowy. Jednak reporter Adrian Borecki postanowił zweryfikować te informacje i odnaleźć nieruchomość. Jak się okazuje, dom posłanki nie wygląda na plac budowy. „Rezydencja jest urządzona i wygląda na gotową do zamieszkania” — donosi Borecki. Dom Gajewskiej i Myrchy znajduje się w miejscowości Błonie Rokitno, skąd można dotrzeć do centrum Warszawy koleją w niespełna pół godziny. Samochodem do Sejmu jest to zaledwie 37 minut drogi.
POLECAMY: Skąd my to znamy! Ponad 7 tys. zł od Sejmu na mieszkanie dla małżonków z obozu Tuska
Co więcej, okoliczni mieszkańcy mają potwierdzać, że małżeństwo posłów przyjeżdżało tam z dziećmi, co może sugerować, że dom jest faktycznie użytkowany. To wywołało lawinę komentarzy, m.in. ze strony Przemysława Czarnka z Prawa i Sprawiedliwości (PiS), który ironicznie określił nieruchomość jako „Prawdziwa Willa+”. Czarnek skomentował sytuację w mediach społecznościowych: „Obłudnicy i bezwstydnicy. 7700 zł miesięcznie od podatników na wynajem luksusowego apartamentu na warszawskim Powiślu, mimo gotowej do zamieszkania willi 37 minut od Sejmu?”
Kontrowersje wokół ryczałtu mieszkaniowego
Sprawa zaczęła się od informacji o tym, że Kinga Gajewska i jej mąż pobierają z Kancelarii Sejmu środki na wynajem mieszkania w Warszawie. Posłanka KO otrzymuje na ten cel 4000 zł miesięcznie, a jej mąż – 3750 zł. Jak zauważyli dziennikarze, mimo że małżeństwo wynajmuje jedno mieszkanie, oboje pobierają ryczałty na wynajem. To wywołało pytania o zasadność pobierania publicznych środków na ten cel, zwłaszcza w kontekście posiadania przez nich nieruchomości w bliskiej odległości od stolicy.
Gajewska tłumaczyła w wywiadzie dla „Wyborczej”, że wynajmują z mężem dwupokojowe mieszkanie w Warszawie, które znajduje się w pobliżu Sejmu, żłobka i przedszkola ich dzieci. „Każdemu posłowi spoza Warszawy przysługuje prawo do ryczałtu na wynajem mieszkania lub mieszkania w hotelu. Wynajmujemy z mężem w Warszawie jedno dwupokojowe mieszkanie. Dopłacamy do wynajmu dodatkową trzecią część, ponieważ lokalizacja jest droga” — tłumaczyła posłanka. Dodała również, że budowa domu pod Warszawą trwa, a przeprowadzka nastąpi po jej ukończeniu.
Co na to prawo?
Zgodnie z przepisami, posłom spoza Warszawy przysługuje ryczałt na wynajem mieszkania, co jest powszechnie stosowaną praktyką. Jednak przypadek Gajewskiej i Myrchy wywołał wątpliwości ze względu na bliską odległość posiadanej przez nich nieruchomości od Warszawy oraz fakt, że oboje pobierają ryczałt, mimo wynajmowania jednego mieszkania.
Na chwilę obecną nie pojawiły się żadne oficjalne działania prawne przeciwko posłom, jednak sprawa budzi duże emocje w debacie publicznej. Krytycy zwracają uwagę na to, że publiczne pieniądze powinny być wykorzystywane odpowiedzialnie, zwłaszcza w kontekście rosnących problemów społecznych i ekonomicznych w kraju. Sprawa Gajewskiej i Myrchy może stać się precedensem do dyskusji na temat zmian w przepisach dotyczących ryczałtów mieszkaniowych dla posłów.
Podsumowanie
Kontrowersje wokół Kingi Gajewskiej i Arkadiusza Myrchy pokazują, jak ważne jest transparentne korzystanie z przywilejów publicznych. Mimo że obecnie posłowie mają prawo do pobierania ryczałtów mieszkaniowych, przypadki takie jak ten rodzą pytania o zasadność takich praktyk, zwłaszcza w sytuacjach, gdy posiadane przez nich nieruchomości znajdują się blisko stolicy. Przyszłość tej debaty może doprowadzić do zmiany przepisów lub większej kontroli nad wydatkowaniem publicznych środków przez parlamentarzystów.