Historia Agaty Rutkowskiej i jej córki Izabeli z Koła w województwie wielkopolskim to opowieść o walce z przeciwnościami losu, które od lat nie dają im spokoju. Wysokie rachunki za ogrzewanie, ciągłe zadłużenie i trudne warunki mieszkaniowe to tylko część problemów, z jakimi muszą się mierzyć. Ich historia to także przypomnienie o zaginięciu Andżeliki, córki pani Agaty, która zaginęła w 1997 roku.
Dramatyczne początki: Zaginięcie Andżeliki
Rodzina Rutkowskich od lat zmaga się z trudnościami, które zaczęły się od tragicznego wydarzenia w 1997 roku. Wówczas 10-letnia Andżelika, córka pani Agaty, wyszła z domu, aby pobawić się z przyjaciółmi, i nigdy nie wróciła. – Była w towarzystwie Igora i Rafała, z którymi się bawiła. Jest to o tyle ciekawe, że od lat i Rafał, i Igor twierdzą, że w ogóle w ten dzień z Andżeliką się nie widzieli – opowiadał Dawid Serafin, dziennikarz.
Mimo upływu lat rodzina nie traci nadziei na odnalezienie Andżeliki. – Będę tak długo szukać siostrzenicy, aż ją znajdę – zapewnia Izabela Jankowska, siostra pani Agaty. – Ja mam takie przeczucie, że Andżelika żyje, że wróci do nas – dodaje Agata Rutkowska.
Problemy mieszkaniowe i rosnące długi
Po zaginięciu córki pani Agata podupadła na zdrowiu i otrzymała orzeczenie o niepełnosprawności. Wraz z córką Izabelą przez lata tułały się od mieszkania do mieszkania, często trafiając do lokali przeznaczonych do rozbiórki. – Jeden budynek okazał się do rozbiórki, dostała drugi i za chwilę też dostał decyzję, że do rozbiórki. Tylko tak ją przepychają – komentuje Izabela Jankowska.
W końcu rodzina otrzymała mieszkanie w starej kamienicy w Kole. Niestety, okazało się, że koszty utrzymania lokalu są ogromne. Czynsz za 47-metrowy lokal wynosi około tysiąca złotych, w tym prawie 500 złotych zaliczki na ogrzewanie węglem. – Nie mieliśmy wyjścia, bo nas podstawili pod ścianą. Jak żeśmy to mieszkanie przyjmowali, nie powiedzieli, że takie koszty będą za opał – mówi Agata Rutkowska.
Niesprawiedliwe rachunki za ogrzewanie
Sytuacja stała się jeszcze trudniejsza, gdy lokatorki otrzymały rachunek za niedopłatę za ogrzewanie. Średnio każda z rodzin musiała dopłacić ponad 5 tysięcy złotych. – Policzyli, że spalili 12 ton węgla w okresie grzewczym, 7 miesięcy – mówi Izabela Rutkowska. – Ja się zastanawiam, bo ja mieszkałam w starym budownictwie, miałam piec, ale tyle ton węgla żeśmy nie spalali – dodaje pani Agata.
Sąsiadki zwracają uwagę, że rachunki są nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do zużycia węgla. – To powinien być blok trzy razy taki, by taka kwota się zgadzała. Jeszcze podczas zimy piec był kilka razy popsuty, w ogóle nie było ogrzewania – mówi jedna z sąsiadek.
Brak reakcji władz i spółki
Ekipa programu „Interwencja” próbowała porozmawiać z prezesem spółki odpowiedzialnej za rozliczenia opału, ale ten odmówił spotkania. – Nie wiemy, ile i jak zamawiany jest ten węgiel, jak zapytałam prezesa, to powiedział, że pan, który obsługuje piec, powiedział, że węgiel się skończył, więc trzeba kupić – relacjonuje Izabela Rutkowska.
Burmistrz Koła, Krzysztof Witkowski, przyznaje, że opłaty są wysokie, ale nie ma podstaw, by uznać je za nierzetelne. – Nie jestem w stanie powiedzieć, na jakiej podstawie kolskie towarzystwo takie wyliczenia przedstawiło, ale też nie mam podstaw sądzić, że te wyliczenia w jakiś sposób są nierzetelne – mówi.
Perspektywy na przyszłość
Pani Agata żyje z zasiłku, a jej córka Izabela pracuje sezonowo w Niemczech. Dług w wysokości prawie 10 tysięcy złotych mogą spłacać w ratach, co pozwoli im na zamianę mieszkania na tańsze. – Jedno się opłaca, a rośnie drugie. One nie są w stanie spłacić tego, takich długów – podsumowuje Izabela Jankowska.
Historia rodziny Rutkowskich to przykład, jak trudna może być walka z systemem, który nie zawsze działa na korzyść najsłabszych. Ich determinacja i nadzieja na lepsze jutro są jednak inspiracją dla wielu.