Ukraińska aktywistka Iryna Zemlyana, która czynnej napaści w dniu 9 maja na rosyjskiego ambasadora w Polsce, wyjechała z Warszawy. Za dokonanie ataku na dyplomatę, za jakie powinna zgodnie z prawem ponieść surowe konsekwencje karne, jakie wynikają z art. 136 k.k. przy zastosowaniu art. 138 k.k. nie tylko ich nie poniesie, ale – jak się okazuje – opuściła ona miasto w asyście policji.
W dniu 9 maja 2022 roku rosyjski ambasador z okazji obchodów „Dnia Zwycięstwa” zgodnie z prawem chciał złożyć kwiaty pod Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich w Warszawie. Jednak demonstranci z ukraińskimi i polskimi flagami uniemożliwili Andriejewowi przejście pod miejsce upamiętnienia radzieckich żołnierzy, wznosili antyrosyjskie hasła i oblali ambasadora czerwoną substancją – która później okazała się sztuczną krwią Po tym rosyjski dyplomata wrócił do służbowego auta.
Do ataku, jaki stanowił naruszenia prawa przyznała się ukraińska dziennikarka Iryna Zemlyana.
Pisowski rząd, jaki w sposób szczególny traktuje zaproszonych „gości” z Ukrainy wydanym po zajściu oświadczeniu stwierdził, że Ukrainki miały prawo do takiej demonstracji, emocje buzują i zachowanie jest zrozumiałe. Prawo do demonstracji może i miały jednak do łamania prawa nie zostały upoważnione tym bardziej, ze nie są na swoje ziemi. No chyba, ze coś nas ominęło.
Sprawczyni czyny karalnego kimkolwiek by nie była, powinna w takim przypadku zostać zatrzymana w celu przeprowadzania z nią czynności. Tymczasem, jak się okazuje, policja nie tylko nic nie zrobiła w tym kierunku, ale jeszcze pomogła Zemlyanie opuścić Warszawę.
Zatem jako to ma się do zapewnienia Morawieckiego o równym traktowania Polaków i zaproszonych przez siebie „gości” na tle podobnej sprawy, jaka miała miejsce w Pucku. Jednak tu obywatel za ściągnięcie ukraińskich flag został niezwłocznie zatrzymany i osadzony w Policyjnej Izbie Zatrzymań na 48 godzin.
POLECAMY: Mieszkaniec Pucka zastąpił ukraińskie flagi polskimi. Prokuratura postawił mu zarzuty
Ukrainka we wpisie na Facebooku twierdzi, że po tym, jak przyznała się do ataku na rosyjskiego ambasadora, wszystkie jej możliwe dane zostały upublicznione w rosyjskich kanałach komunikatora Telegram. Jej zdziwienie jest zupełnie nieuzasadnione. Tym bardziej, ze u nas w być może w przeciwieństwie do jej Państwa takie czynny stanowią przestępstwo. A sytuacja, jaka panuje na wschodniej granicy jej kraju nie jest uzasadnieniem, jaka mogłaby być podstawą do zwolnienia z odpowiedzialności karnej.
Dostała – jak twierdzi – mnóstwo gróźb pobicia, zabicia, okaleczenia i gwałtu. „Co minutę” miał dzwonić telefon, przyszło mnóstwo maili oraz zamieszczono dziesiątki tysięcy komentarzy w mediach społecznościowych.
Wobec powyższej sytuacji Zemlyana poinformowała o wszystkim policję. Ta uznała, że sytuacja jest na tyle poważna, iż kobieta powinna opuścić Warszawę. Funkcjonariusze w tym pomogli, przydzielili ochronę.
„Nigdy nie myślałam, że będę musiała uciekać dwa razy” – napisała na Facebooku Zemlyana.
W odpowiedzi na akcję ukraińskiej aktywistki w Warszawie, w Moskwie czerwoną farbą oblana została placówka ambasady RP.
Jeden komentarz
dorwac i rozstrzelac glupia cipe