Przydałoby się już rozgrzewać nową kampanię promującą »szczepienia« przeciw COVID-19 – powiedział prof. Marcin Czech z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie, kierownik Zespołu ds. Kontroli Zakażań Szpitalnych. Jego zdaniem będzie ją trudniej przygotować, niż pierwszą.
Zdaniem prof. Marcina Czecha sytuacja epidemiczna poszczególnych krajów mocno się indywidualizuje. Twierdzi on, że eksperci nie będą mogli już wprost stosować porównań do innych krajów – licząc, że w Polsce sytuacja rozwinie się podobnie.
Jego zdaniem o skali problemu z kolejną falą COVID-19 będzie decydował poziom zaszczepienia populacji, stosowanie środków ochrony indywidualnej, rodzaj wirusa i czas, jaki upłynął od poprzedniej choroby lub szczepienia.
Ekspert uważa, że potrzebna jest nowa kampania zachęcająca do szczepień przeciw COVID-19 – zwłaszcza wobec poniedziałkowej rekomendacji Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) oraz Europejskiej Agencji Leków (EMA), by rozważyć umożliwienie podania drugiej dawki przypominającej szczepionki przeciw COVID-19 osobom w wieku od 60 do 79 lat.
– Powinniśmy podejmować kroki w kierunku nowej kampanii szczepionkowej. Szczególnie, że mamy za sobą doświadczenie średnio efektywnej kampanii dotyczącej pierwszej fali masowego szczepienia przeciw COVID-19 – powiedział prof. Czech.
Sytuację epidemiczną w Polsce prof. Czech ocenia z dwóch różnych poziomów: indywidualnego poziomu przeciętnego obywatela oraz z poziomu zdrowia publicznego.
– Z punktu widzenia zdrowia publicznego na razie pożaru nie ma, ale już jest „alertowo”. Teraz liczyć się będzie czujność i wprowadzenie na czas procedur, które przećwiczyliśmy wcześniej. Monitorowanie hospitalizacji jako głównego wskaźnika warunkującego kolejne działania jest słuszne, ale jeżeli chcemy wcześniej uchwycić to, że kolejna fala COVID-19 nam nadciąga, to musimy wprowadzić testowanie na szerszą skalę – twierdził prof. Czech.
Ekspert przypomniał, że obecnie tylko placówki POZ mogą zamawiać testy antygenowe, nie ponosząc za nie żadnych kosztów. Inaczej jest w przypadku szpitali.
– W Instytucie Matki i Dziecka ciągle sięgamy po testy antygenowe i PCR, ale po 1 kwietnia, kiedy rząd w Polsce ogłosił koniec pandemii, testy wykonywane są na koszt szpitala. Dla szpitali, które mają większe problemy finansowe, to z pewnością dodatkowe wyzwanie – zauważył Czech.
Proces testowania porównał on do możliwości zaobserwowania tlącej się zapałki, zwiastującej ryzyko pożaru.
– Warto wydać pieniądze na testowanie i wprowadzić procedury teraz, niż mierzyć się ze skutkami ubocznymi takiej decyzji, która będzie podjęta za późno. Warto sobie zadać pytanie, czy oszczędzamy na systemie wczesnego ostrzegania, jakim jest testowanie – i reagujemy dopiero, jak jest pożar. Tlącej się zapałki nie zobaczymy bez szerszego testowania. Zobaczymy dopiero pożar – grzmiał prof. Czech.
– Skąd wiemy, że fala zachorowań wzbiera we Francji, Włoszech czy Niemczech? Bo oni się masowo testują – dodał.
Zdaniem eksperta polskie społeczeństwo weszło już w fazę traktowania COVID-19 jako jednej z wielu chorób zakaźnych, co – jak stwierdził – „jest słuszną postawą”. Dodał, że widać też „zmęczenie” tą konkretną chorobą.
– Z punktu widzenia indywidualnego powiedziałbym, że świadomość społeczna dotycząca zachorowania na COVID-19 jest na tyle wysoka – świadomość objawów, ryzyk i testowania się – że każdy na własną rękę może się o siebie zatroszczyć, kupując test w aptece. W tym sensie przeszliśmy do fazy, w której nauczyliśmy się żyć z COVID-19, jak z innymi chorobami – zauważył Czech.
W ubiegłym tygodniu „Naczelnik” Adam Niedzielski powiedział na konferencji prasowej, że „uruchomienie powszechnego systemu testowania resort będzie uzależniał od sytuacji w szpitalnictwie i nie zostanie ono wprowadzone, jeśli nie zostanie przekroczony dzienny próg 5 tys. hospitalizacji z powodu covid”. Niedzielski przekonywał, że spadek immunizacji, czyli odporności na koronawirusa, „nie jest szybki”.
– Jeszcze w styczniu mieliśmy zaledwie osiemdziesiąt kilka procent immunizacji w społeczeństwie, a (…) na przełomie kwietnia i maja było to powyżej 90 proc., więc na razie nie wydaje się, żeby ta immunizacja drastycznie spadała – dodał.
Niedzielski zaznaczył, że monitorując rozprzestrzenianie się COVID-19 w populacji rząd nie opiera się wyłącznie na doświadczeniach krajów zachodniej Europy, ale też zamawia prognozy w trzech różnych ośrodkach w kraju. Chodzi o Interdyscyplinarne Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW, grupę prognostyczną MOCOS oraz departament analiz i strategii MZ.
Minister zastrzegł m.in., że zamawiane prognozy „obciążone są bardzo dużym ryzykiem” błędu.
W poniedziałek Kraska powiedział, że »szczepienia« przeciwko COVID-19 powinny być kontynuowane. – Jest to jedyna, bardzo skuteczna broń w walce z koronawirusem – twierdził.
POLECAMY: Psychoza koronna powraca. Niedzielski znów wróży z fusów
Przypomniał, że we wrześniu mają być dostępne »szczepionki« działające na nowe subwarianty. Nad ich produkcją pracują dwie firmy – Moderna i Pfizer. Jak dodał, z nieoficjalnych informacji wynika, że dawka przypominająca będzie dla osób powyżej 18. roku życia.
Od 20 kwietnia osoby, które ukończyły 80 lat, mogą w Polsce przyjąć czwartą dawkę, czyli drugą dawkę przypominającą dopalacza przeciw COVID-19. Czwartą dawkę szczepionki już wcześniej mogły otrzymać osoby w wieku powyżej 12 lat z obniżoną odpornością, u których odpowiedź immunologiczna na szczepienie mogła być niewystarczająca.