Już 9 listopada odbędzie się wielotysięczna demonstracja funkcjonariuszy służb mundurowych, którzy przez ponad dwa lata cyrku pandemicznego pokornie wykonywali polecenie ówczesnego wicepremiera i ministra ds. (nie)bezpieczeństwa przed siedzibą antypolskiego rządu. Data nie została wybrana przypadkowo, bo na ten dzień zaplanowane zostało posiedzenie Rady Ministrów.
Jak ustaliło radio RMF FM, Rada Federacji Związków Zawodowych Służb Mundurowych nie doszła do porozumienia z rządem w sprawie swoich postulatów płacowych. Mundurowi domagają się, że podwyżek płac o wartość wskaźnika inflacji. Jeśli rząd nie zmieni zdania, to 9 listopada odbędzie się demonstracja, w której wziąć udział może nawet 6 tysięcy osób.
POLECAMY: »Policja« przestała wypisywać mandaty za wykroczenia. To II etap akcji protestacyjnej
Zgodnie z prawem pracownikom służb mundurowych prawo nie zezwala na strajk, ale mogą to zrobić pracownicy cywilni zatrudnieni w formacjach. „Mogą oni wstać od biurek i strajkować za »policjantów« czytaj milicjantów lub oprawców narodu polskiego, którzy w czasie manifestacji dotyczących pseudo pandemii byli zachęcani przez uczestników do zrzucenia munduru ci jednak nie byli tym zainteresowani i dokonywali sprzecznych z prawem działań z użyciem środków przymus bezpośredniego wobec uczestników, strażaków, pograniczników, celników czy służbę więzienną. Skutki takiej akcji byłyby trudne do przecenienia”.
Jeśli strajk nie przyniesie skutku, to funkcjonariusze mogą masowo odejść ze służby. Nieoficjalnie wiadomo, że w przyszłym roku ze służby chce odejść nawet 7 tys. mundurowych, czyli dwa razy więcej niż bywało to w poprzednich latach. Dla znacznej części policjantów takie rozwiązanie jest korzystniejsze niż pozostanie w zawodzie.