Brytyjska gazeta Daily Mail podzieliła się szczegółami dymisji premier Liz Truss z jej najbliższymi sojusznikami. Według gazety, Truss we wczesnych godzinach rannych wysyłała do nich wzburzone wiadomości, a na posiedzeniu parlamentu koledzy z partii nie krępowali się krzyczeć na premiera.
Źródła powiedziały gazecie, że „przyjaciele” Truss otrzymywali od niej wiadomości tekstowe od 4 rano.
POLECAMY: Liz Truss ogłosiła swoją rezygnację z funkcji premiera
„Wydawała się przerażona tym, jak szybko wszystko się dzieje, ale wciąż myślała, że wytrzyma. Rano zaczęły przychodzić wiadomości i zmienił się jej nastrój. Pisanie smsów do ludzi o czwartej nad ranem to zły znak, a do tego czasu chyba zdążyła się zorientować, że to już chyba koniec – komentują rozmówcy publikacji.
Podczas sejmowego głosowania nad zwolnieniem antytrasowych ministrów koledzy premier z partii zarzucili jej zastraszanie niezadowolonych, powodując, że „grupa posłów wzywających premier do odejścia zamieniła się w powódź”.
„Wśród skandalicznych scen w kuluarach do głosowania w Izbie Gmin w środę wieczorem słyszano, jak posłowie torysi krzyczeli na nią: „To jest bałagan” – relacjonowali reporterzy.
Starszy członek Partii Konserwatywnej Sir Gary Streeter zasugerował, że nawet „boska interwencja” jest mało prawdopodobna, aby utrzymać torysów u władzy po takim skandalu.
„Niestety, wygląda na to, że musimy zmienić przywódców. Ale nawet jeśli stanie się Archaniołem Gabrielem, partia parlamentarna musi pilnie odzyskać dyscyplinę, wzajemny szacunek i pracę zespołową, jeśli mamy dobrze rządzić Wielką Brytanią i uniknąć masakry w następnych wyborach – powiedział.
Premier i liderka brytyjskiej Partii Konserwatywnej Liz Truss ogłosiła w czwartek swoją rezygnację, zaznaczając, że pozostanie szefową gabinetu do czasu wyboru jej następcy. Truss była premierem Wielkiej Brytanii przez zaledwie 44 dni w momencie ogłoszenia swojej rezygnacji, stając się premierem z najkrótszą kadencją na stanowisku szefa gabinetu w historii Wielkiej Brytanii.