„Minęła już pandemia, miało być OK, a teraz przyszła inflacja i to wszystko nam podcięło skrzydła” – dzieli się manager restauracji Czardasz w Gdańsku Łukasz Szewczyk, któremu naprawdę nie jest łatwo się żegnać, gdyż przepracował tu 20 lat.
Czarne chmury gromadzą się nad branżą gastronomiczną. Restauracje dopiero zaczęły dochodzić do siebie po czasie ograniczeń związanych z Covid-19, a teraz stanęły przed kolejnym wyzwaniem – wysoką inflacją i rosnącymi kosztami utrzymania lokali gastronomicznych.
POLECAMY: Z wrocławskiego Rynku znika jedna z najstarszych restauracji w mieście
Jak podaje portal ouichef.pl, dokładną ocenę kryzysu branży zawiera analiza przygotowana przez Dun & Bradstreet dla „Rzeczpospolitej”. Przez ostatnie 12 miesięcy liczba zawieszanych restauracji, barów, cateringów czy foodtrucków znacząco wzrosła. W 2021 roku zamrozić biznes postanowiło 1408 restauratorów, rok później było ich już 2334.
Sytuacja barów i pubów też jest tragiczna. W 2021 roku działalność zawiesiło 135 takich miejsc, w 2022 – już 214. Tylko w tym roku z rynku zniknęło ponad 700 foodtrucków i przewoźnych punktów z jedzeniem. Rok wcześniej działalność wstrzymało 466 tego typu biznesów.
Zdaniem analityków wpływ na statystyki mają nowe obciążenia podatkowe nałożone przez Polski Ład. Do tego dochodzą m.in. takie kwestie jak wzrost cen energii oraz stóp procentowych.
Wielu przedsiębiorców w obecnych warunkach makroekonomicznych rezygnuje z prowadzenia firm, gdyż nie są w stanie wypracować dodatnich wyników finansowych.
Restauracja „Czardasz” w samym sercu gdańskiego Przymorza również nie jest wyjątkiem. Lokal, który od ponad 50 lat serwuje kuchnię węgierską i polską, a w 2015 roku brał udział w „Kuchennych rewolucjach” Magdy Gessler, poinformował o swoim zamknięciu.
„Z powodu stale rosnących kosztów z dniem 23.12.2022 r. zamykamy naszą restaurację na stałe. Dziękujemy Wam za te wszystkie lata” – napisano na stronie obiektu, założonego w 1971 roku.
– Myślę że w tym momencie już raczej nie ma jakiejkolwiek szansy, jeżeli chodzi o nas. Minęła już pandemia, miało być OK, a teraz przyszła inflacja i to wszystko nam podcięło skrzydła – tłumaczy manager restauracji Czardasz Łukasz Szewczyk, któremu naprawdę nie jest łatwo się pożegnać, gdyż przepracował tu 20 lat.
Lokal, który, jak podkreślają internauci, „przetrwał komunizm”, stan wojenny i kryzysy, raczej nie mógł przewidzieć swojego losu. Chociaż teoretycznie zamknięcie kolejnej restauracji w dzisiejszych czasach nie jest niczym nowym.
To kumulacja wszystkiego, bo i gaz poszedł do góry pięciokrotnie, prąd do góry. Ogrzewanie poszło do góry o 50 procent. Wszystkie produkty spożywcze, które mniej więcej – to jest minimum – poszły do góry dwa razy. Chciałoby się zwiększać ceny w kartach przynajmniej dwukrotnie, a na to nie stać po prostu normalnego gościa, konsumenta, bo on też ma swoje koszty – prądu, gazu, ogrzewania – mówi Łukasz Szewczyk.
W „Czardaszu” nie mogą pozwolić sobie na przerzucanie kosztów na klientów. Co więcej, jest to postrzegane jako niewłaściwy sposób postępowania.
Na dłuższą metę nie da to efektu. Bo tak, jak mówię, koszty wzrastają dla wszystkich, nie tylko osób, prowadzących działalność gospodarczą typu restauracji, ale też takim właśnie konsumentów, którzy do niej przychodzą. A restauracja, że tak powiem, nie jest priorytetem życiowym. Jeżeli ktoś ma zapłacić za prąd, za ogrzewania czy pójść na obiad do restauracji, to wybór jest prosty – uważa Łukasz Szewczyk.
Wiadomość o zamknięciu stała się dla wielu gości zaskoczeniem. „W tym lokalu byłem na wielu imprezach okolicznościowych, które bardzo miło wspominam. Teraz pewnie powstanie tam Żabka”, „Szkoda! Gdzie będę jadł najlepsze potrawy węgierskie, gdy odwiedzę Gdańsk?” – pisali w komentarzach na Facebooku lokalu.
– Może rzeczywiście znajdzie się ktoś, kto, że tak powiem, podejmie się dalszego prowadzenia restauracji, bo nie ukrywam, że jest ktoś, kto by chciał. Więc może rzeczywiście od stycznia się okaże, że restauracja będzie czynna, ale może pod czyimiś innymi rękoma. Ale kto wie, może za jakiś czas też wrócimy na rynek, tylko niech się po prostu uspokoi to, co teraz jest – tłumaczy Łukasz Szewczyk.