Utrzymanie cwaniaków z Ukrainy zaproszonych przez Morawieckiego i pozostałych sług kijowskiej propagandy kosztuje krocie a przecież skarbiec narodowy nie jest studnią bez dna. Podobnie jest w przypadku sponsoringu uprawianego przez eurokołchoz. To powoduje, że nieudacznicy z Nowogrodzkiej i von der Leyen zmuszeni są szukać pieniędzy, gdzie tylko się da. Już w 2024 roku zacznie obowiązywać prawo, które uszczelni opodatkowanie sprzedaży przez Internet.
Choć to może niektórych zaskoczyć, to nie jest tak, że do tej pory państwo nie nakładało na nas obowiązku zapłaty podatku za sprzedaż w Internecie. Wiele osób jednak nie płaciło, bo po prostu nie wiedzieli, że muszą.
Obowiązek podatkowy, jaki zafunduje nam pisowski rząd na polecenie eurokołchozu od 2024 nie będzie, obowiązywał w przypadku każdej sprzedaży. Zgodnie z założeniem powstanie on w przypadku, jeśli sprzedajemy coś, co kupiliśmy nie dawniej niż pół roku temu lub sprzedajemy coś drożej niż to kupiliśmy.
Co więc ulegnie zmianie? Nieudacznicy z Nowogrodzkiej od 2024 roku zmusi platformy sprzedażowe, takie jak m.in. Allegro, OLX czy Vinted, by donosiły państwu o transakcjach zawieranych za ich pośrednictwem.
Nie jest to autorski pomysł pisowskich nieudaczników, tylko implementacja unijnej dyrektywy DAC7.
– W praktyce oznacza to dodatkowe obowiązki zarówno pod kątem biznesowym, jak i technicznym. Przedsiębiorcy, oprócz przeformułowania regulaminów działalności, powinni dostosować własne systemy do pobierania wymaganych danych oraz zapewnić ich bezpieczne przechowywanie – mówi w rozmowie z money.pl Rafał Gadomski, CEO Advox Studio, firmie specjalizującej się w e-commerce.