Potężne inwestycje przemysłu motoryzacyjnego w samochody elektryczne mogą okazać się nieefektywne. Volkswagen obecnie zmniejsza produkcję elektrycznych samochodów i wprowadza dłuższe urlopy dla pracowników. Ten trend może wskazywać na odrzucenie pojazdów elektrycznych przez większość klientów.
POLECAMY: Kupiła samochód elektryczny, została bez samochodu z kredytem i bez odszkodowania
Głównym problemem samochodów elektrycznych jest ich ekonomiczna strona, z wysokimi kosztami zakupu oraz ograniczonym zasięgiem. Infrastruktura ładowania stanowi również poważne wyzwanie dla kierowców. Wygląda na to, że osiągnęliśmy granicę, po której rozwój pojazdów elektrycznych zostanie skutecznie ograniczony. Bariera popytu jest bardzo trudna do pokonania.
POLECAMY: Więcej szkód całkowitych w autach elektrycznych niż spalinowych
Duże inwestycje w fabryki i szybki wzrost produkcji samochodów elektrycznych okazały się dla Volkswagena tymczasowo nieopłacalne. Mimo dużych wzrostów sprzedaży, klienci wciąż preferują tradycyjne samochody. Są one tańsze, mają większy zasięg i lepiej rozwiniętą sieć stacji paliwowych oraz serwisową.
Możliwe, że rozwój pojazdów elektrycznych zbytnio wyprzedził infrastrukturę i ekosystem, które są niezbędne dla płynnego podróżowania samochodem elektrycznym. Wydaje się, że liczba osób gotowych na pewne poświęcenia, takie jak konieczność ładowania, ograniczony zasięg podróży i większe ryzyko związane z ubezpieczeniem, jest niewielka.
Pojawia się także pytanie dotyczące wartości samochodów elektrycznych po kilku latach eksploatacji. Nie chodzi tu tylko o zużyte baterie, ale również o fakt, że co chwilę pojawiają się nowe generacje samochodów z większym zasięgiem.
Samochody elektryczne mają wiele zalet, o których wielokrotnie pisano na łamach mediów. Jednak istnieją cechy, które rynek masowy nie akceptuje. To nie politycy decydują o oczekiwaniach rynku, ale właśnie klienci. Jakie wyzwania przyniesie nam przyszłość?
Jeśli Europa wprowadzi normę Euro 7, to dalszy wzrost cen nowych samochodów może być zabójczy dla przemysłu motoryzacyjnego. Już teraz wielu nabywców rezygnuje z droższych modeli lub całkowicie rezygnuje z zakupów. Trudno oczekiwać, że wzrost cen samochodów spalinowych przekona klientów do kupna droższych samochodów elektrycznych. Istnieją szanse na tańsze samochody elektryczne od przyszłego roku, jak projekt Renault 5 czy elektryczna wersja Citroën C3. Jednak ich ceny wciąż wynoszą około 30 tysięcy euro i więcej, co jest znacznie powyżej 120 tysięcy złotych. Tymczasem najtańszy model Citroëna C3 można znaleźć w salonie na wyprzedaży za 68 tysięcy złotych, czyli dwukrotnie mniej. Te różnice są ogromne.
Motoryzacja, która jeszcze kilka lat temu była przewidywalna, teraz zmierza w nieznany kierunek. To ciekawe, ale również trudne czasy.