Islandia może ponownie otworzyć drzwi do Unii Europejskiej – ale wraz z polityczną zmianą kursu pojawiły się kontrowersje. Wśród tematów budzących największe emocje znalazł się pomysł wprowadzenia nowego podatku turystycznego, który – jak sugerują niektórzy – mógłby uderzyć w polskich turystów i pracowników, postrzeganych coraz częściej jako problem przez część islandzkiej opinii publicznej.
Polityczny zwrot po wyborach
Jesienne wybory parlamentarne przyniosły istotną zmianę na islandzkiej scenie politycznej. Nowy rząd, zdominowany przez partie socjaldemokratyczne i liberalne, jednoznacznie opowiada się za powrotem do rozmów akcesyjnych z UE. Referendum w sprawie członkostwa mogłoby się odbyć najpóźniej do 2027 roku, a jego przeprowadzenie cieszy się obecnie poparciem większości społeczeństwa.
Nie oznacza to jednak, że Islandczycy są zgodni co do samego członkostwa. Dyskusja toczy się nie tylko wśród polityków, ale i w mediach oraz na ulicach. Kluczową postacią tej debaty stał się Paweł Bartoszek, polityk polskiego pochodzenia i przewodniczący komisji spraw zagranicznych islandzkiego parlamentu. Jego zaangażowanie w proces integracji europejskiej nadaje sprawie nowy wymiar – także symboliczny.
Polacy i turyści pod lupą Islandczyków
Jednym z gorętszych tematów stała się masowa turystyka, która – mimo że stanowi filar lokalnej gospodarki – wzbudza narastające kontrowersje. Wśród najliczniejszych odwiedzających Islandię znajdują się Polacy, co – w kontekście ewentualnego przystąpienia do UE – budzi niepokój części mieszkańców.
„Zadeptywanie kraju” – tak niektórzy Islandczycy określają skutki masowego napływu turystów. W reakcji na te nastroje pojawiła się propozycja nowego podatku turystycznego, który miałby pomóc w ochronie środowiska i infrastruktury, a także ograniczyć liczbę odwiedzających. Choć nie wskazano bezpośrednio narodowości, Polacy – zarówno turyści, jak i pracownicy sezonowi – często pojawiają się w kontekście tej debaty.
Gospodarcze napięcia wokół turystyki
Islandzka branża turystyczna bije na alarm. Zdaniem przedstawicieli sektora, nowe opłaty mogą poważnie zaszkodzić lokalnym liniom lotniczym i ograniczyć atrakcyjność kraju jako kierunku podróży. Prezes Icelandair ostrzegł, że podatki dla turystów mogą zniweczyć strategię rozwoju przewoźnika i w dłuższej perspektywie zaszkodzić gospodarce kraju.
Warto podkreślić, że Islandia to obecnie atrakcyjny kierunek dla wielu europejskich przewoźników, w tym Wizz Aira i PLL LOT, które oferują regularne połączenia z Polski. Każda próba ograniczenia napływu turystów może więc wpłynąć także na decyzje inwestycyjne i siatkę połączeń lotniczych w regionie.
Islandia i Unia – niełatwa historia
Islandia prowadziła już wcześniej rozmowy akcesyjne z Unią Europejską – proces ten został jednak wstrzymany ponad dekadę temu z powodu niechęci społeczeństwa i sporów o kwestie rybołówstwa. Teraz temat powraca z nową siłą, choć nastroje społeczne są wciąż mieszane.
Zwolennicy integracji wskazują na korzyści ekonomiczne, większą stabilność i umocnienie pozycji międzynarodowej kraju, podczas gdy przeciwnicy obawiają się utraty suwerenności i masowego napływu obcokrajowców. W tle tej debaty przewija się również kwestia ochrony islandzkiej tożsamości i stylu życia, który – zdaniem niektórych – może zostać zagrożony przez dalszą liberalizację przepływu ludzi i usług.
Co dalej?
Najbliższe lata będą kluczowe dla przyszłości Islandii. Rząd zapowiedział, że referendum w sprawie przystąpienia do UE odbędzie się najpóźniej do 2027 roku, ale już teraz trwa intensywna kampania informacyjna i polityczna. Debata o podatku turystycznym oraz o roli Polaków w islandzkiej rzeczywistości gospodarczej i społecznej może okazać się jednym z istotnych tematów tej kampanii.
Islandia stoi przed wyborem pomiędzy narodowym interesem a integracją europejską – a na szali znalazły się nie tylko kwestie geopolityczne, ale także realne wyzwania społeczne i gospodarcze.