Nie zaszczepiłeś się przeciwko Covid-19, nie jesteś ozdrowieńcem i nie masz ważnego przez 48 godzin testu z negatywnym wynikiem? Bez tzw. paszportu covidowego możesz nie wejść do wielu lokali gastronomicznych. Restauratorzy biorą sprawy w swoje ręce i chcą weryfikować klientów.

Lista miejsc, które żądają od gości dobrowolnego okazania paszportu covidowego (czyli potwierdzenia szczepienia lub statusu ozdrowieńca lub negatywnego wyniku testu na obecność koronawirusa) przed wejściem do restauracji wciąż rośnie. Do tego grona dołączyły właśnie warszawskie lokale Yatta Ramen, Joel Sharing Concept, Spatif oraz Peaches Gastro Girls.

Jedną z pierwszych, jeśli nie pierwszą w Polsce restauracją, która zdecydowała się na weryfikację informacji o zdrowiu swoich gości był warszawski Der Elefant. Od 1 października, by zjeść posiłek w lokalu przy placu Bankowym 1 klienci muszą posiadać tzw. paszport covidowy.

Decyzja podjęta przez właściciela Der Elefant podyktowana była chęcią zapewnienia bezpieczeństwa zarówno gościom, jak i osobom, które będą ich obsługiwać. To także przypomnienie, że pandemia z którą się zmagamy, trwa nadal, a jej skutki są wciąż równie poważne co jeszcze rok temu.

– Należę do osób, które konsekwentnie w przestrzeni zamkniętej zakładają maseczkę i powiem szczerze, że czuje się nie najlepiej, gdy jadąc windą jestem jedynym, który zakrywa usta, a inni to lekceważą. Chciałbym stworzyć miejsce, w którym spotkają się ludzie traktujący pandemię poważnie – mówił Artur Jarczyński w rozmowie z ouichef.pl w październiku tego roku.

Na Der Elefant szybko wylała się fala hejtu. Do dziś zresztą każdy wpis na facebookowym profilu restauracji komentowany jest przez tych, którzy nie zgadzają się z decyzją właściciela.

  • Zaszczepiony filet też może być chory! Ale cóż? to wiedza medyczna, a ta jest zamiatana pod dywan – pisze jeden z internautów, komentując ofertę rybnego lunchu dnia i jest to jeden z tysięcy komentarzy, jakie od dwóch miesięcy pojawiają się na profilu restauracji przy placu Bankowym.

W komentarzach przewijają się linki do wypowiedzi koronasceptyków, zarzuty o „nazistowskie zapędy” i wreszcie, informacje o tym, że ograniczenia nie mają sensu, bowiem zaszczepieni również chorują.

  • Wiemy o tym, natomiast, z tego co mi wiadomo, osoby szczepione nie umierają. Gdybyśmy wszyscy się zaszczepili, ta choroba nie byłaby problemem, byłaby jak zwykła grypa. Czy kogokolwiek obchodziłaby ilość osób zakażonych katarem? Niestety, codziennie setki ludzi umierają. A dzieje się tak dlatego, że są nie zaszczepieni. Z naszej perspektywy więc ważne jest, żeby ludzie się zaszczepili i nie umierali – mówi Łukasz Lubaszka, właściciel warszawskiego Spatifu, który od grudnia również dołączył do grona lokali wymagających od gości okazania dowodu szczepienia, negatywnego wyniku testu na covid lub potwierdzonego statusu ozdrowieńca.

Jak nietrudno się domyśleć, ta decyzja także spotkała się z krytyką i zarzutami o segregację gości na „lepszych” i „gorszych”.

  • Nie dezawuujmy pojęć. To ubliżające wobec ofiar segregacji. Fakt, że ktoś nie będzie mógł zjeść lub wypić w Spatifie, nie oznacza, że jest segregowany jako osoba, ze względu na cechę jaką posiada, tylko ze względu na sposób, w jaki się zachowuje. Może zmienić to zachowanie, nie ma problemu. Może też zrobić sobie test. To nie jest żadna segregacja. Co ważne, wejście do lokalu nie może być traktowane jako dobro podstawowe należne każdemu człowiekowi na świecie. Gdy do klubu próbuje wejść podchmielony facet z bejsbolem pod pachą, to po prostu go nie wpuszczam do środka, a nie udaję, że to sportowiec, który ma prawo do swojej ekspresji – tłumaczy Łukasz Lubaszka.

Lista „covidian” się powiększa
Trudno oprzeć się wrażeniu, że sytuację poważnie zaczęli traktować nawet ci, którzy o pandemicznych obostrzeniach mówią z przymrużeniem oka. Do lokali weryfikujących stan zdrowia gości od listopada dołączyła roślinna restauracja Peaches Gastro Girls, która funkcjonuje w ramach przestrzeni klubu Spatif.

  • Stan wirusa: Rozsierdzony. Odpowiedź Kapitanki Piczy: zapraszamy zaszczepionych. Cel: dbanie o zdrowie wasze i nasze. Konsekwencje: znacznie zmniejszone szanse na spotkanie Ivana Komarenki – obwieściły na swoim Facebookowym profilu właścicielki lokalu.

Kontrowersyjny piosenkarz Ivan Komarenko zasłynął w okresie pandemii swoimi wypowiedziami na temat pandemii i związanych z nią obostrzeń. Artysta szybko więc stał się twarzą ruchu antyszczepionkowego, a swój stosunek do pandemii wyraził, m.in. w nagranym w 2020 roku utworze „kity i mity”. Pląsając po warszawskiej starówce w rytm disco polo Komarenko śpiewa: „Nie chcemy straży ani gońców, nie chcemy sztucznej pary w gwizdek, kto przyjął w Polsce miliard dolców, aby covidian tworzyć listę?”.

Warszawska gastronomia w większości zdaje się nie podzielać zdania lidera zespołu Iwan i Delfin, a na 'liście Covidian” pojawiają się wciąż nowe adresy. Od 1 listopada również Yatta Ramen pozostaje zamknięty dla tych, którzy nie posiadają statusu ozdrowieńca, negatywnego wyniku testu albo szczepienia.

– W tym tygodniu nasz dostawca Bobowiny i serdeczny przyjaciel umarł na covid i nie mamy zamiaru opłakiwać innych osób z naszych znajomych z ekipy oraz gości. Wszyscy jesteście u nas mile widziani, ale nie bagatelizujmy tego, że wirus jest śmiertelny dla niektórych z nas i warto żebyśmy o siebie dbali wspólnie – czytamy w poście na facebookowym profilu Yatta Ramen.

Jak mówi właściciel Yatta Ramen, Marcin Wojtasik, w rozmowie z Ouichef, na podjęcie tej decyzji wpływ miało działanie innych restauratorów, którzy zdecydowali się na taki krok.

– Nasi goście to przede wszystkim odpowiedzialni ludzie i przyjęli tą decyzję „na plus”. Rząd nie ma odwagi wprowadzić takich radykalnych ograniczeń dla niezaszczepionych osób. Powinniśmy wprowadzać je sami, bo to ma sens. Mam nadzieję, że inne restauracje też to wprowadzą – zaznacza Wojtasik.

Czy jednak żądanie okazania danych wrażliwych w postaci danych o zaszczepieniu lub wyniku testu jest zgodne z prawem?

Naszym zdaniem nie ponieważ dane o szczepieniu lub wynik testu stanowią dane o zdrowiu a tego rodzaju dane, zaliczamy do katalogu danych wrażliwych (art. 9 ust. 1 RODO) a takie, mogą być przetwarzane tylko na zasadach z art. 9 ust. 2 RODO.

Danych takich nie można też pozyskiwać nawet z własnej inicjatywy osoby, do jakiej się odnoszą (za jej zgodą), o ile brak jest cechy ?dobrowolności?, w relacji pomiędzy podmiotem danych, a tym kto je pozyskuje (motyw 43 preambuły RODO).

W powyższych przypadkach nie można mówić o dobrowolnej zgodzie na okazanie, ponieważ na gruncie prawnym należy to uznać za przymuszenie do określonego zachowania, od którego uwarunkowuje się świadczenie danej usługi.

Każdy podmiot, który w obecnym stanie prawnym dokonuje nieuprawnionej weryfikacji danych wrażliwych, musi liczyć się z możliwością nałożenia na niego kary pieniężnej przez Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych, zgodnie z przepisami art. 83 RODO oraz art. 102 ust. 1 pkt 1 ustawy o ochronie danych osobowych.

Każda pracownik, który uczestniczyliby w takim procederze, może ponieść odpowiedzialność karną, przewidzianą w art. 107 ust. 2 ustawy o ochronie danych osobowych.

Poszkodowany takim działaniem może również dochodzić zadośćuczynienia za naruszenie jego dóbr osobistych na drodze cywilnoprawnej.

Nasze stanowisko powyżej zaprezentowane potwierdza RPO.

Obserwuj nasze artykuły na Google News

Naciśnij przycisk oznaczony gwiazdką (★ obserwuj) i bądź na bieżąco

Share.

Ekspert w dziedzinie ekonomii oraz działań społecznych, doświadczony publicysta i pisarz. Pierwsze artykuły opublikował w 1999 roku publikacjami dla międzynarodowych wydawców. Współpracując z czołowymi światowymi redakcjami.

Jeden komentarz

  1. Mnie śmieszy to tłumaczenie restauratorów, a jednocześnie martwi, bo oznacza, że 3 lata temu (kiedy można było zarazić się grypą, albo jakimś innym wirusem, bakterią czy grzybem powodującym bardzo groźne zapalenie płuc) nie interesowało ich nasze zdrowie.

Napisz Komentarz

Exit mobile version