Eksperci podważają wyniki badań dotyczące skuteczności amantadyny w leczeniu COVID-19. „Wbrew tym tysiącom potwierdzeń, resort zdrowia chce nam wmówić, że lek nie działa. To nieprawda. Dowody przedstawione w świetle jupiterów, to żadne dowody. Sporządzono jakieś wydumane wnioski na podstawie małej liczby pacjentów” – podkreślił pulmonolog dr Włodzimierz Bodnar.

Dr Piotr Witczak, biolog medyczny specjalizujący się w zakresie immunologii dodaje: „Sposób publikacji wyników, tzn. podczas krótkiej konferencji prasowej, nie ma żadnej wartości naukowej w kontekście medycyny opartej na dowodach, tzn. evidence-based medicine”

Zastrzeżenia wobec przekazu Ministerstwa Zdrowia zgłasza m.in. dr Włodzimierz Bodnar, pulmonolog z Przemyśla. Punktuje on szereg nieścisłości związanych z prowadzeniem badań, które rzekomo wykazały nieskuteczność amantadyny.

– Tylko pobieżna analiza ustaleń zaprezentowanych w ubiegłym tygodniu pozwala zauważyć, że nie mogą być one podstawą do snucia wniosków na temat działania amantadyny. Jeśli ktoś mimo to podejmuje się formułowania pseudokońcowych wniosków, to musi się liczyć z tym, że będą one niewiarygodne – ocenia w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” lekarz.

Podobne wątpliwości ma dr Piotr Witczak, biolog medyczny specjalizujący się w zakresie immunologii.

– Sposób publikacji wyników, tzn. podczas krótkiej konferencji prasowej, nie ma żadnej wartości naukowej w kontekście medycyny opartej na dowodach, tzn. evidence-based medicine – stwierdza nasz rozmówca.

Zdaniem Marii Kurowskiej, poseł Solidarnej Polski, członka Parlamentarnego Zespołu ds. Sanitaryzmu, decyzja o ogłoszeniu cząstkowych wyników jednego z dwóch badań dotyczących amantadyny wpisała się w strategię działań resortu zdrowia, który od początku torpedował zarówno prowadzone analizy, jak i sam lek.

– Media natychmiast wychwyciły informację o braku skuteczności leku. To doniesienie przykryło miałkość przedstawionych danych. I o to chodziło resortowi. My jednak wiemy, że lek jest skuteczny. Wyleczeni pacjenci są tego najlepszym dowodem – zaznacza.

Nie milkną echa konferencji z udziałem przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia, którzy „zaprezentowali” społeczeństwu informacje na temat badania klinicznego prowadzonego pod kierownictwem prof. Adama Barczyka ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Tematem badań amantadyny żyły w ostatnich niemal dwóch latach tysiące, jeśli nie miliony Polaków. Lek stosowali pacjenci pozbawieni często opieki medycznej, teoretycznie gwarantowanej przez państwo. W ich ocenie, a także ich lekarzy prowadzących amantadyna uratowała niejedno zdrowie, a nawet życie.

– Tymczasem, wbrew tym tysiącom potwierdzeń, resort zdrowia chce nam wmówić, że lek nie działa. To nieprawda. Dowody przedstawione w świetle jupiterów, to żadne dowody. Sporządzono jakieś wydumane wnioski na podstawie małej liczby pacjentów. To nieuczciwe przede wszystkim względem ludzi, którzy leczyli się amantadyną i która im pomogła – wskazuje dr Włodzimierz Bodnar.

Pulmonolog przypomina, że protokół katowickich badań zakładał udział 500 pacjentów.

– To i tak niewielka grupa, zważywszy na fakt, że przez oddziały szpitalne przewinęło się tysiące osób – dodaje.

Nie rozumie, dlaczego po prawie dwuletnim okresie analiz dziś prezentuje się wyniki w oparciu o 149 osób.

– Mało tego, wiemy, że 10 proc. spośród zrekrutowanych pacjentów wycofało swoje zgody. Z mojej wiedzy wynika, że były to osoby, które trafiły do tzw. grupy placebo. Dla jednych 10 osób może nie stanowić dużej grupy, ale jeśli mamy 149 osób, to te 10 osób stanowi niecałe 10 procent całej grupy. A to już jest liczba znacząca, która mogłaby istotnie wpłynąć na wnioski badaczy. Dlaczego te fakty się pomija? – pyta retorycznie dr Włodzimierz Bodnar.

Zadane przez niego pytanie staje się o tyle zasadne, że – jak sam informuje – wyniki badań naukowych dotyczących skuteczności leków bywają różne – w zależności od liczby pacjentów biorących udział w analizie.

– Tutaj warto przytoczyć badanie leku rekomendowanego na COVID-19 o nazwie Molnupiravir. Kiedy preparat sprawdzano na grupie 775 pacjentów, wykazywał on 50 proc. skuteczności. Gdy jednak zwiększono grupę do 1400, jego skuteczność spadła aż do 30 proc. Różnica jest kolosalna. A przypomnijmy, że w przypadku badania amantadyny przyjęto za pewnik analizę 149 pacjentów – dziwi się dr Bodnar.

Pomijane fakty

Zdaniem dr. Piotra Witczaka, doniesienia o rezygnacji niemal 10 proc. badanych pacjentów są niezwykle ważne w ostatecznym formułowaniu wniosków.

– To niewątpliwie może zupełnie zmienić ostateczne konkluzje. Takie szczegóły, które z oczywistych powodów pomija się na konferencji prasowej, mają jednak nierzadko kluczowe znaczenie. Dlatego nie można mówić o porażającej wiarygodności ustaleń. Powiedziałbym, że jest ona na bardzo niskim poziomie – wskazuje dr Piotr Witczak.

Doktor Bodnar, który obserwował badanie prowadzone przez prof. Adama Barczyka, nie ukrywa, że od samego początku nie przebiegało ono w taki sposób, jak zaplanowano.

– Rekrutacja odbywała się opornie. Na 17 ośrodków, które w większości same zgłosiły swój akces do przedsięwzięcia, rzeczywistym włączeniem pacjentów może się pochwalić kilka szpitali. Reszta była raczej biernym obserwatorem niż uczestnikiem. To samo dotyczy spotkań organizowanych cyklicznie dla uczestników badania. Wielu z nich nie brało w nich udziału, a jeśli nawet fatygowali się na połączenie internetowe, to nie zabierali głosu – relacjonuje przebieg badań pulmonolog.

Takie przykłady, zdaniem lekarza, każą się zastanowić, czy aby przypadkiem nie chodziło w nich o dowiedzenie, wbrew wszystkiemu, że lek nie działa.

Z taką oceną zgadza się dr Piotr Witczak.

– Rzeczywiście, to bardzo znamienne, że tuż po ogłoszeniu wyników wiele osób: dziennikarzy, polityków, a także naukowców, nie ukrywało radości z faktu, jakoby amantadyna miała nie działać – akcentuje nasz rozmówca.

Takie podejście, zupełnie bezkrytyczne wobec bardzo lakonicznych stwierdzeń dotyczących badań, jest zadziwiające. Może sugerować, że badania miały nie tyle sprawdzić, czy amantadyna jest skuteczna w leczeniu zakażenia wywołanego wirusem SARS-CoV-2, ile raczej miały wykazać, że jest nieskuteczna – zastanawia się dr Piotr Witczak. Ekspert przypomina tym samym inne ustalenia opublikowane na łamach czasopism naukowych.

– Wiemy, że zarówno remdesivir, jak i Molnupiravir nie wykazują w tej fazie choroby dużej skuteczności, a nikt nie podważa zasadności ich stosowania. Zupełnie inaczej jest w przypadku amantadyny – wskazuje na diametralnie różne podejście wobec leków.

Naukowiec podkreśla, że najlepszym rozwiązaniem dla pacjentów jest zawsze wczesna interwencja medyczna.

– To dotyczy nie tylko amantadyny. Im wcześniej podamy lek, tym większe szanse, że pacjent przezwycięży chorobę – wskazuje.

Dodaje, że amantadyna w większości przypadków jest zażywana przez chorych właśnie w tym początkowym stadium zakażenia.

– Mam nieodparte wrażenie, że wykorzystano badanie, które zakładało analizę pacjentów wyłącznie hospitalizowanych z klinicznie zdiagnozowanym zapaleniem płuc do tego, żeby zdyskredytować lek całkowicie. Pamiętajmy, badanie katowickie dotyczy wyłącznie określonego stanu klinicznego – akcentuje dr Piotr Witczak.

Przypomina, że nadal kontynuowane jest badanie lubelskie, w którym sprawdza się podanie leku w trybie ambulatoryjnym.

– Czyli w czasie, w którym jest on powszechnie stosowany nie tylko przez dr. Włodzimierza Bodnara, lecz także przez wielu innych lekarzy. Wszyscy oni w praktyce wskazują na dobrą skuteczność amantadyny w tym tzw. oknie czasowym – podkreśla.

Wbrew logice

Na ogromny dysonans między ustaleniami prezentowanymi przez resort zdrowia a opiniami lekarzy i pacjentów wskazuje także Maria Kurowska.

– Nie możemy przekreślić doświadczeń ludzi, którzy skończyli trudne i długie studia medyczne, którzy są praktykami, tylko dlatego, że podczas dwóch lat u wybranych 149 osób amantadyna nie przyniosła rewelacyjnych efektów – apeluje parlamentarzystka.

Nasza rozmówczyni jest zbulwersowana tym, że zabrania się lekarzowi, który pomaga pacjentom wyjść z choroby dzięki amantadynie, stosować ten lek, tylko na podstawie cząstkowych analiz jednej populacji pacjentów.

– To jest zadanie lekarza, aby zgodnie ze swoją wiedzą medyczną i swoim doświadczeniem mógł stosować leki dopuszczone do obrotu. Lekarze powinni móc ordynować lek, który nie szkodzi, ale pomaga pacjentom. Jeśli tego im zabronimy, to ich ubezwłasnowolnimy. Ja się na to nie zgadzam – stwierdza Maria Kurowska.

Uważa ona, że obowiązkiem całego środowiska politycznego jest trzymanie się logiki.

– To oczywiste, a jeśli w grę wchodzi dobro pacjenta, czyli nas wszystkich, to naturalnym powinien być nasz sprzeciw wobec bezdusznych rekomendacji, które przeczą logice – akcentuje.

I dodaje, że więcej zła całej sprawie związanej z amantadyną przynosi nagonka i akcja dezinformacyjna.

O wątpliwości wokół badań pytaliśmy w Ministerstwie Zdrowia i Agencji Badań Medycznych. Czekamy na odpowiedź.

Źródło

Obserwuj nasze artykuły na Google News

Naciśnij przycisk oznaczony gwiazdką (★ obserwuj) i bądź na bieżąco

Share.

Ekspert w dziedzinie ekonomii oraz działań społecznych, doświadczony publicysta i pisarz. Pierwsze artykuły opublikował w 1999 roku publikacjami dla międzynarodowych wydawców. Współpracując z czołowymi światowymi redakcjami.

3 komentarze

  1. To stary lek na grypę, który działa również na covid. Amantadynę wyparły szczepienia na grypę, ale ona jest dalej skuteczna. Lobby farmaceutyczne nie może dopuścić do rozpowszechnienia wiedzy, że lek za 30 zł/opakowanie na kurację dla 2-3 osób działa. Są gotowi na każde kłamstwo, jak widać.

Napisz Komentarz

Exit mobile version