Prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka w odezwie do narodu z okazji Wielkanocy opowiadał rzekome zdarzenia z granicy polsko-białoruskiej. Jego zdaniem w Polsce panuje taka bieda, że nasi obywatele proszę sąsiadów ze wschodu o sól i kaszę gryczaną.
Wczoraj w Kościele prawosławnym obchodzona była Wielkanoc. Z tej okazji głos zabrał prezydent Białorusi. Aleksandr Łukaszenka przemówienie do narodu wygłosił w jednym z kościołów. W swojej odezwie ani słowem nie odniósł się do wojny na Ukrainie, ale wykorzystał okazję, aby kontynuować absurdalną propagandę swojego kraju.
Prezydent przestrzegał swoich rodaków przed tym, co rzekomo ma się dziać w krajach – Zobaczcie co dzieje się z sąsiednimi Litwą, Łotwą, Polakami, o Ukrainie już nie wspominam. Oni byli tacy zamożni, żyli w takim szczęśliwym świecie. U nas nic nie było, u nich wszystko. I gdzie są teraz? Stoją przy granicy i proszą, byśmy ich wpuścili na Białoruś. Żeby mogli przynajmniej kupić kaszę gryczaną. Mniejsza o grykę. Soli nie mają. Proszą nas o sól – prawił Aleksandr Łukaszenka w cerkwi we wsi Kopyś, oddalonej ok. 550 km od polsko-białoruskiej granicy.
Następnie prorosyjski polityk zaczął przytaczać kuriozalne i wyssane z palca opowieści, które wpisują się w białoruską propagandę. Mówił, że mieszkańcy Polski i państw bałtyckich muszą prosić Białoruś o sól i grykę. – I gdzie oni są dziś? Stoją wzdłuż granicy i proszą nas, żebyśmy ich wpuścili na Białoruś. Żeby mogli kupić przynajmniej kaszę gryczaną. Ale mniejsza o grykę… Soli nie mają. Proszą nas o sól – przekonywał Łukaszenka.
– My, jako szlachetni ludzie, otwieramy tę granicę, a zwłaszcza w przeddzień świąt religijnych: chodźcie, oto wasi ludzie. Granica nie powinna przeszkadzać w normalnym życiu, a także naszym sąsiadom. Zawsze traktujemy ludzi po sąsiedzku. I jedyne, czego chcę, to abyśmy byli tak traktowani – zaznaczył Łukaszenka.