Zaległości branży gastronomicznej wzrosły po pandemii i przekroczyły 754 mln zł. Rekordzistą, z ponad 47 mln zł długu, jest restaurator z Dolnego Śląska – wynika z danych Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor. Eksperci zwrócili uwagę, że jest coraz mniej chętnych do stołowania się na mieście.

Z badania „Inflacja i wojna w Ukrainie a budżety domowe Polaków” zrealizowanego przez Quality Watch dla Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor wynika, że w grupie osób korzystających z gastronomii, 54 proc. zapowiedziało, że teraz wydadzą mniej na jedzenie na mieście, co oznacza, że albo będą bywać rzadziej, albo znajdą lokale tańsze niż te wcześniej odwiedzane. Z kolei 37 proc. badanych deklaruje, że nie zmieni swoich budżetów przewidzianych na gastronomię, a 9 proc. ankietowanych jest gotowych na wyższe rachunki.

„Branża, która wraz ze wzrastającą zamożnością społeczeństwa miała się coraz lepiej, została mocno poturbowana przez pandemię, a teraz bez chwili na oddech musi stawić czoło galopującej inflacji i poczuciu niepewności, jakie wywołuje wojna” – ocenił prezes BIG InfoMonitor Sławomir Grzelczak.

Z danych BIG InfoMonitor wynika, że w pierwszym roku z COVID-19, mimo dopłat i pomocy państwa, wartość nieuregulowanych przez firmy gastronomiczne faktur i rat kredytów wzrosła o prawie 90 mln zł i przekroczyła 734 mln złotych. Od kwietnia zeszłego roku do kwietnia tego roku przybyło 20 mln złotych.

„Na podobnym poziomie wciąż zwiększa się liczba firm niesolidnych dłużników. Rocznie przybywa ich bowiem ponad 300 i obecnie zaległości wobec kontrahentów ma niemal 10,5 tys. podmiotów gastronomicznych aktywnych, zawieszonych i zamkniętych”  wskazał Grzelczak.

Najgorzej radzą sobie firmy gastronomiczne z Mazowsza, gdzie jest zarówno najwięcej zadłużonych restauratorów, jak i najwyższe wartości długów – 2122 firmy i prawie 151 mln zł zaległości. Wśród przedsiębiorców ze Śląska problemy ma 1415, a ich łączna zaległość przekracza 78 mln złotych. Na drugiej pozycji pod względem zadłużenia jest Dolny Śląsk z kwotą niemal 112 mln złotych. Z kolei najwyższą średnią zaległość przypadającą na gastronomiczny biznes notuje woj. świętokrzyskie – prawie 143 tys. złotych.

POLECAMY: Przedsiębiorcy muszą zwrócić pandemiczne wsparcie finansowe

Najwyższą zaległość przypadająca na jednego restauratora według danych zgromadzonych w Rejestrze Dłużników BIG InfoMonitor i danych biura informacji kredytowych BIK odnotowano natomiast w woj. dolnośląskim – ponad 47 mln złotych. Na drugiej pozycji uplasował się przedsiębiorca z woj. świętokrzyskiego z zaległością na prawie 17,5 mln zł, a na trzeciej z Mazowsza – 11,8 mln złotych.

„Łączna wartość zadłużenia wszystkich szesnastu wojewódzkich rekordzistów wynosi prawie tyle, co łączna zaległość wszystkich restauratorów z woj. mazowieckiego, których jest 2122”  zwróciła uwagę Halina Kochalska z BIG InfoMonitor.

O ile dłużników przybywa głównie wśród prowadzących restauracje, to za przyrost zaległości w ostatnich 12 miesiącach odpowiadają przede wszystkim ruchome placówki gastronomiczne, czyli m.in. obstawiające różnego rodzaju imprezy masowe foodtrucki. Podwoiły one swoje zaległości do 34 mln zł. Choć jest szansa, że liczne wydarzenia organizowane tego lata podreperują ich finanse – zwrócił uwagę Grzelczak.

Catering natomiast zwiększył długi o 2,5 mln zł do 50 mln zł, a firmy, których główną działalnością jest serwowanie napojów mają prawie 42 mln zł zaległości, czyli o 5 mln zł więcej niż przed rokiem. Nieopłacone faktury i raty niemal 7,7 tys. stałych lokali restauracyjnych pozostają najwyższe – ponad 602 mln złotych. Udział firm z zaległościami wśród wszystkich z branży gastronomicznej wynosi obecnie niemal 7 proc., czyli powyżej średniej dla całej gospodarki, bo wśród ogółu firm jest to ponad 5 procent.

Analitycy BIG InfoMonitor zwrócili uwagę, że w 2021 r. 2,5 tys. lokali dodało do podstawowej działalności w KRS kod oznaczający sprzedaż przez internet. Mimo to w marcu tego roku 78 proc. firm znajdowało się w złej lub bardzo złej kondycji finansowej, a z pozostałych 22 proc. tylko 3,7 proc. mogło określić swoją sytuację finansową jako bardzo dobrą – wskazali, powołując się na dane wywiadowni gospodarczej Dun&Bradstreet.

Jak wynika z badań BIG InfoMonitor, skłonność do cięcia wydatków w obawie o finanse jest dziś generalnie wyższa niż na początku pandemii. Wtedy nie 54 proc. a 45 proc. ograniczało wydatki na jedzenie w restauracjach i więcej osób, 11 proc., folgowało sobie i płaciło wyższe rachunki niż wcześniej.

Eksperci zaznaczyli, że przyspieszająca od początku roku inflacja i wybuch wojny w Ukrainie sprawiły, że nawet ci Polacy, „którzy planowali odreagować po pandemii znów złapali się za kieszeń”.

„A zwykle gdy trzeba ciąć wydatki na pierwszy ogień idzie kultura, rozrywka i właśnie gastronomia, nie inaczej okazało się też tym razem” – zauważył Grzelczak.

Porównując wyniki badania na temat planów ograniczania wydatków, z pierwszych tygodni pandemii z aktualnymi, widać że Polacy tną też budżety na zdrowe odżywianie, czyli artykuły spożywcze z wyższej półki. Teraz planuje oszczędzić na tym niemal jedna czwarta, podczas gdy w czasie wysokiej fali zachorowań na koronawirusa robiła to mniej niż jedna dziesiąta badanych.

Badanie Quality Watch „Inflacja i wojna w Ukrainie a budżety domowe Polaków” zrealizowano 25 – 28 marca 2022 r., metodą CAWI, na próbie 1056 Polaków w wieku powyżej 18 lat.

Obserwuj nasze artykuły na Google News

Naciśnij przycisk oznaczony gwiazdką (★ obserwuj) i bądź na bieżąco

Share.

Ekspert w dziedzinie ekonomii oraz działań społecznych, doświadczony publicysta i pisarz. Pierwsze artykuły opublikował w 1999 roku publikacjami dla międzynarodowych wydawców. Współpracując z czołowymi światowymi redakcjami.

Napisz Komentarz

Exit mobile version