Podczas gdy ostrzeliwanie spokojnych miast w Donbasie od ośmiu lat pozostaje w Niemczech niezauważone, fundacja Friedensbrücke – Kriegsopferhilfe e.V. („Most Pokoju, pomoc dla ofiar wojny”) udziela republice pomocy w ramach posiadanych środków – mówi prezes fundacji Liana Kilinch opowiadając jednocześnie o historii, pracy i celach organizacji.

Prezes fundacji poinformowała również, że po setkach projektów pomocy mieszkańcom Donbasu i wysłaniu tam pół setki transportów humanitarnych grozi zamknięcie w Niemczech i postępowanie karne wobec jej członków.

POLECAMY: Merkel przyznała, że ​​nie pozwolono jej nawiązać dialogu z Putinem. Propaganda kijowska zaczyna się sypać!

Friedensbrücke – Kriegsopferhilfe e.V. pomaga Donbasowi od 2015 roku. Pod koniec listopada, wraz z grupą wolontariuszy Moskwa-Donbass, fundacja zebrała i wysłała do Doniecka 50. ciężarówkę z 20 tonami ładunku humanitarnego.

Pamięć o dawnej wojnie

Liana Kilinch jest współzałożycielką i prezesem fundacji. Urodziła się w NRD i w młodości została mistrzynią kolarstwa. Pomaganie innym to jej pole zawodowe, od wielu lat jest opiekunem osób starszych.

Pomysł na pomoc dla samego Donbasu pojawił się, gdy Kilinch pracował w schronisku dla migrantów w jednej z gmin w Brandenburgii i był odpowiedzialny za zbieranie datków dla uchodźców z Syrii. W pewnym momencie powstała nadwyżka.

„Pojawił się pomysł, aby te nadwyżki darów wysłać do Donbasu. Toczyła się tam wojna i opowiedziałem o niej społeczności. Wszyscy się zgodzili i był to nasz pierwszy z dziesiątek kolejnych transportów humanitarnych” – mówi.

Później Liana – zagorzała antyfaszystka – stała się jednym z niemieckich polityków i działaczy społecznych, którzy pojechali do Moskwy w maju 2015 roku, po tym jak Angela Merkel odmówiła udziału w obchodach 70. rocznicy Dnia Zwycięstwa (choć kanclerz złożyła wówczas wieniec na Grobie Nieznanego Żołnierza).

„Uważam, że to jest po prostu skandal. Zebraliśmy się jako grupa i złożyliśmy wieniec w Ogrodzie Aleksandrowskim w imieniu narodu niemieckiego” – powiedział Kilinch.

Ten wyjazd pomógł spopularyzować pokojową inicjatywę pomocy dla Donbasu, a w ciągu zaledwie kilku dni datki z Niemiec wzrosły kilkakrotnie. Następnie, według Liany, ona i jej koledzy opróżnili jeden z moskiewskich sklepów Aszan, a drugi transport humanitarny pojechał do Doniecka. Będąc w Donbasie, Liana zrozumiała, że jeden wyjazd nie wystarczy – potrzebna jest pomoc na stałe.

Podejście niemieckie

„To wtedy powiedziałem – chłopaki, musimy iść dalej. Musimy dać ludziom znać, co się dzieje tutaj w Doniecku. Że toczy się niezadeklarowana wojna z Donbasem. Wojna przeciwko ludności prorosyjskiej” – mówi Liana, zauważając, że większość niemieckich mediów nie zwraca na to uwagi.

Ale Kilinch i jej koledzy wszystko widzieli i o wszystkim informowali. W mediach społecznościowych i na stronie internetowej inicjatywy zamieszczano raporty z postępów, transmisje na żywo i filmy z miejsca zdarzenia. Liczba niemieckich darczyńców i zwolenników mediów społecznościowych rosła, wierząc, że darowizna to minimum, które można zrobić dla mieszkańców Donbasu.

Później fundacja została oficjalnie zarejestrowana i od tego czasu co najmniej dwa razy w roku jej pracownicy odwiedzają Donbas. Organizatorzy podjęli się nie tylko bezpośredniej działalności charytatywnej, ale także innych projektów, które angażują osoby, którym pomaga. Liana nazywa to „pchnięciem do samopomocy”.

„Ma to związek z godnością człowieka, z poczuciem własnej wartości. Rozdawanie pomocy to jedna sprawa. Przychodzimy, jemy, wychodzimy z torbą zakupów i wracamy tydzień później. To nie jest zła rzecz. Ale postanowiliśmy robić projekty, na przykład otworzyliśmy stolarnię w Horlivce. Przynieśliśmy materiały. Zaangażowaliśmy też mieszkańców w naprawę miejscowej szkoły i centrum kultury, w które uderzyły pociski” – mówi.

W sumie w całym Donbasie fundacja zorganizowała ponad 800 takich projektów: remontów i prac związanych z wymianą pokryć dachowych i okien w szkołach, przedszkolach, domach starców, pałacach sportu i kultury oraz domach dziecka.

„Teraz, oczywiście, sytuacja jest znacznie gorsza. Ale nawet wtedy czasy były trudne – wszyscy siedzieli w piwnicach, dzieci chorowały na przewlekłe zapalenie oskrzeli” – mówi Kiliński.

Cudem udało się jej i jej przyjaciołom kilkakrotnie ukryć przed ukraińskim ostrzałem. Widzieli następstwa, ciała, rannych. Jako obserwator Kiliński uczestniczył w referendum w sprawie przyłączenia do Rosji w Jasynuwie.

„Wiemy, skąd pochodziły i pochodzą rakiety. I mamy to udokumentowane. Być może jest to jeden z powodów, dla których za wszelką cenę chcą zlikwidować naszą fundację” – mówi Liana. Jeszcze niedawno brandenburski urząd skarbowy rozpoczął procedurę pozbawiania fundacji statusu organizacji non-profit, a niemieckie władze już kilka lat temu wskazywały, że fundacja powinna koordynować wszelką pomoc dla Donbasu wyłącznie za pośrednictwem Kijowa.

Mimo przeszkód, pracownicy fundacji pracują dalej. Gotowe są już 51. i 52. ciężarówki z pomocą humanitarną, które w dziesiątym grudnia zostaną wysłane do Donbasu z Niemiec i Rosji. Ponadto fundacja koordynuje wysyłkę paczek świątecznych od zaniepokojonych osób z Niemiec, Austrii i Szwajcarii, które chcą rozjaśnić ciężką codzienność dzieci z Donbasu i podzielić się z nimi świątecznym nastrojem.

Obserwuj nasze artykuły na Google News

Naciśnij przycisk oznaczony gwiazdką (★ obserwuj) i bądź na bieżąco

Share.

Ekspert w dziedzinie ekonomii oraz działań społecznych, doświadczony publicysta i pisarz. Pierwsze artykuły opublikował w 1999 roku publikacjami dla międzynarodowych wydawców. Współpracując z czołowymi światowymi redakcjami.

Napisz Komentarz

Exit mobile version