Ekologia staje się coraz bardziej skomplikowanym problemem, który często wydaje się przypominać paradoksalną sytuację węża, który próbuje zjeść swój własny ogon. Jednym z pomysłów ekologów na ograniczenie negatywnego wpływu motoryzacji na środowisko jest przejście na napęd elektryczny, który jednakże wymaga znacznych ilości litu – podstawowego materiału stosowanego do produkcji akumulatorów. Paradoksalnie, wydobycie litu budzi z kolei protesty ze strony tych samych ekologów. Często wydaje się to być bezsensowną sytuacją, jak w domu dla obłąkanych.
W wielu krajach, w tym w Kanadzie, Hiszpanii czy Szwecji, firmy wydobywcze starają się zintensyfikować pracę swoich kopalni litu. Spotykają się z silną niechęcią miejscowej ludności, wspieranej także przez Zielonych.
POLECAMY: Coraz większy problem z samochodami elektrycznymi nie jest problemem dla eko-wariatów
W Szwecji ogromne złoże istnieje w pobliżu koła podbiegunowego. Miejscowy gigant wydobywczy LKAB ogłosił, że odkrył największe złoże pierwiastków ziem rzadkich w Europie i znajduje się ono w Kirunie, 200 km od koła podbiegunowego. Złoże szacowane jest na milion ton strategicznych minerałów i mogłoby samo zaspokoić znaczną część europejskiego popytu na lit.
Na razie nasz kontynent jest uzależniony od Chin. Tymczasem odkryte złoża zwierają minerały niezbędne do produkcji baterii elektrycznych, ale i wirników turbin wiatrowych. Przeciw wydobyciu protestują Lapończycy, bo zagraża to ich odwiecznemu zajęciu, czyli hodowli reniferów.
Społeczności tubylcze są temu przeciwne, inni widzą w tym szansę dla regionu, ale są przecież i Zieloni. W dodatku jest teraz moda na decydujący głos „ludności rodzimej”.
Podobnie jest w Hiszpanii. Tam Infinity Lithium obiecało 1000 bezpośrednich i pośrednich miejsc pracy, 30 lat działalności, 300 milionów euro na wynagrodzenia i 900 milionów podatków za realizację projektu kopalni odkrywkowej położonej dwa kilometry od Caceres.
Tutaj front oporu był szerszy. Byli to lokalni mieszkańcy, postępowi naukowcy i… organizacje ekologiczne. Firma złożyła więc nowy wniosek koncesyjny, tym razem o koncesję na podziemną kopalnię. Koszty będą wyższe, ale nadal się opłaci.
Początkowo wydawało się, że sprawa ruszy z miejsca. Lokalny burmistrz stwierdził nawet, że widzi teraz więcej pozytywów niż negatywów, ale… ekolodzy mówią „nie” i domagają się po prostu rezygnacji z projektu.
Nie inaczej jest w Kanadzie. Quebecu, który przez lata skupiał się na złocie, teraz stawia na lit. Nawet „postępowy” premier Trudeau wsparł projekty prowincji. Jednak jeszcze bardziej „postępowe” stowarzyszenia zakwestionowały stanowisko premiera. Przeciw są ekolodzy, ale też podobnie jak w Szwecji – „rdzenni mieszkańcy” z północnego Quebecu, plemię Kri.
Nagle okazuje się, że dla „obrońców środowiska” najważniejsze jest „nie tyle wydobywanie rzadkich minerałów, co kwestionowanie tradycyjnych sposobów życia rdzennych mieszkańców”. Tradycyjne silniki spalinowe jednak zakwestionowali. Logik iw tym za grosz, ale indagowani w tej sprawie „ekolodzy”, powiedzą, że na przykład można mieć mniej pojazdów indywidualnych, a stawiać na elektryczny transport publiczny. Bądź mądry i zrób im dziecko, jak mawiał Kisiel.