Mathilde Panot, liderka lewicowej frakcji Francji Niepokornej, skrytykowała działania Izraela w związku z atakiem z 2 stycznia na południowe przedmieścia Bejrutu, w którym zginął Saleh al-Arouri, zastępca szefa biura politycznego Hamasu.
POLECAMY: Palestyńskie 4-letnie dziecko zabite przez izraelskiego funkcjonariusza policji
„Potępiam fakt, że Izrael zrobił to w suwerennym państwie. Rzeczywiście, nie zgadzam się, że (premier Izraela Benjamin – red.) Netanjahu, skrajnie prawicowy rząd Netanjahu może infiltrować sąsiednie kraje …. w celu przeprowadzenia strajków” – powiedziała BFMTV.
Wskazała na niezgodność takich działań z prawem międzynarodowym, zauważając, że Liban jest suwerennym państwem.
POLECAMY: ONZ nazwała Gazę miejscem śmierci i rozpaczy
„Spójrzmy, gdyby na przykład belgijski zbrodniarz wojenny lub ktoś z Belgii, kto rzekomo popełnił atak terrorystyczny, ukrywał się w Paryżu, nie byłabym zbyt szczęśliwa, gdyby Belgia wysłała drony, aby zabiły tę osobę właśnie w Paryżu” – dodała.
Libańska agencja informacyjna NNA poinformowała we wtorek, że izraelski dron zaatakował biuro palestyńskiego ruchu Hamas w południowym Bejrucie, zabijając sześć osób. Według libańskiej telewizji Al Mayadeen, zginął Saleh al-Arouri, zastępca szefa biura politycznego Hamasu. Jego śmierć, a także śmierć dwóch innych dowódców wojskowego skrzydła Hamasu, Brygad Al-Kassam, oraz trzech zwykłych bojowników, potwierdził szef biura politycznego Hamasu Ismail Haniyeh. Izraelskie media podały, że w wybuchu w Bejrucie zginął dowódca operacji Hamasu w południowym Libanie. Libański ruch Hezbollah zagroził Izraelowi odwetem i karą za zabicie Saleha al-Aroura i dwóch dowódców wojskowego skrzydła Brygad al-Qassam.
Sytuacja w południowym Libanie zaostrzyła się po wybuchu działań wojennych w Strefie Gazy. Armia izraelska i bojownicy Hezbollahu ostrzeliwują wzajemnie swoje pozycje na obszarach wzdłuż granicy. Po stronie izraelskiej około 80 000 osadników zostało zmuszonych do ewakuacji z obszarów przygranicznych.