Wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak znalazł się w centrum uwagi po tym, jak dziennikarze przyłapali go na rażącym łamaniu przepisów drogowych. Sprawa wywołała szerokie zainteresowanie mediów i społeczeństwa, a głos w tej sprawie zabrał również szef MSWiA, Tomasz Siemoniak.

POLECAMY: Kołodziejczak od rolników wskoczył w buty za 17 tys. Potem złamał przepisy „leksusową” furą

Niebezpieczna jazda przez Warszawę

Z doniesień gazety „Fakt” wynika, że Michał Kołodziejczak, poruszając się Lexusem ES 300h o wartości około ćwierć miliona złotych, dopuścił się licznych wykroczeń drogowych. „Z telefonem w ręku mknął ulicami Warszawy, nie przejmując się przepisami. Zignorował czerwone światło i zaparkował w niedozwolonym miejscu” – relacjonuje gazeta. Za te przewinienia Kołodziejczakowi grozi 1100 zł mandatu oraz 27 punktów karnych, co oznaczałoby utratę prawa jazdy. „Powinien więc stracić prawo jazdy. W przypadku kierowcy z długoletnim doświadczeniem to zabierane jest przy stracie 24 punktów” – odnotowuje dziennik.

Stanowisko MSWiA: „Nie ma żadnego parasola ochronnego”

Minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak w rozmowie z Polsat News podkreślił, że wszyscy obywatele są równi wobec prawa. – Wszyscy obywatele są równi wobec prawa i dla policjantów – stwierdził szef MSWiA. Przypomniał również, że tydzień temu podczas Święta Policji premier Donald Tusk chwalił funkcjonariuszy, którzy zatrzymali go za przekroczenie prędkości. – Każdy jest równy, czy ktoś jest dziennikarzem, ministrem, czy wiceministrem Kołodziejczakiem – przekonywał Siemoniak.

Siemoniak podkreślił, że nie będzie żadnej taryfy ulgowej dla Kołodziejczaka. – Z mojej strony jako ministra, nie ma żadnego parasola ochronnego. Jestem fanatykiem przestrzegania przepisów ruchu drogowego, bo liczba ofiar wypadków na polskich drogach jest zatrważająca – argumentował szef MSWiA.

Kołodziejczak: „Nie pamiętam, gdzie się spieszyłem”

W rozmowie z „Faktem” Michał Kołodziejczak stwierdził, że nie pamięta, dokąd się spieszył. Dziennikarze zwrócili jednak uwagę na jego buty firmy Nike, które według tabloidu mogą kosztować nawet 17 tys. zł. Kołodziejczak przyznał, że kupił je „na okazji”. – To wyjątkowe buty. Dziś nie są takie łatwe do zdobycia. Ja zawsze zwracałem uwagę na obuwie. Kiedy się dużo pracuje, każdy chce też mieć trochę radości z tego, co robi. Ale to nie jest kluczowa moja radość, acz buty faktycznie są okej – powiedział wiceminister.

Konsekwencje i dalsze kroki

Sprawa Kołodziejczaka będzie zapewne dalej monitorowana przez media oraz opinię publiczną. Wszyscy czekają na decyzje policji oraz ewentualne konsekwencje prawne, jakie mogą spotkać wiceministra za jego wykroczenia drogowe. Warto również zwrócić uwagę, że postawa szefa MSWiA Tomasza Siemoniaka wskazuje na brak tolerancji dla takich zachowań, co może wpłynąć na dalszy rozwój wydarzeń.

Podsumowanie

Przypadek Michała Kołodziejczaka jest kolejnym przykładem na to, że osoby publiczne, zwłaszcza te pełniące wysokie funkcje, muszą być świadome swoich działań i ich konsekwencji. Równość wobec prawa jest fundamentalną zasadą, którą należy respektować, niezależnie od pełnionej funkcji czy statusu społecznego. Zachowanie wiceministra nie tylko podważa jego wiarygodność, ale również stawia pod znakiem zapytania jego odpowiedzialność jako osoby publicznej.

Obserwuj nasze artykuły na Google News

Naciśnij przycisk oznaczony gwiazdką (★ obserwuj) i bądź na bieżąco

Share.

Ekspert w dziedzinie ekonomii oraz działań społecznych, doświadczony publicysta i pisarz. Pierwsze artykuły opublikował w 1999 roku publikacjami dla międzynarodowych wydawców. Współpracując z czołowymi światowymi redakcjami.

Napisz Komentarz

Exit mobile version