Rząd federalny w Berlinie wyraził swoje niezadowolenie z powodu działań polskich władz, które nie zatrzymały mężczyzny podejrzanego o udział w sabotażu gazociągu Nord Stream. Niemcy podejrzewają, że Polska mogła nawet ostrzec Wołodymyra Ż., głównego podejrzanego w tej sprawie.
Jakiś czas temu „Wall Street Journal” („WSJ”) za pośrednictwem swojego europejskiego korespondenta politycznego Bojana Pancevskiego opisał skomplikowaną akcję wysadzenia gazociągów Nord Stream, wskazując na zaangażowanie ukraińskich sabotażystów.
POLECAMY: Zełenski zatwierdził wysadzenie Nord Stream
Polska jako baza logistyczna
Według raportu „WSJ”, ukraińscy sabotażyści starali się nawiązać współpracę z polskimi władzami, ale bez powodzenia. Pomimo to, wykorzystali Polskę jako bazę logistyczną i zatrzymali się w polskim porcie Kołobrzeg. Pracownik portowy zauważył podejrzane zachowanie załogi jachtu i powiadomił policję. Polska straż graniczna przeprowadziła kontrolę, weryfikując tożsamość załogi, która przedstawiła paszporty członków Unii Europejskiej. Osoby zaznajomione z dochodzeniem twierdzą, że pomimo podejrzeń, załodze pozwolono kontynuować podróż na północ, gdzie rzekomo ustawili resztę min.
Kontrowersje wokół nagrań monitoringu
Mimo że cały port Kołobrzeg był pod ścisłym nadzorem wideo, polskie władze odmówiły przekazania nagrań z monitoringu portu swoim niemieckim odpowiednikom, argumentując, że nagrania zostały rutynowo zniszczone wkrótce po odpłynięciu jachtu Andromeda. Polska Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) potwierdziła „WSJ”, że takie nagrania nie istnieją.
Brak działania polskich władz
Pod koniec ubiegłego tygodnia polska prokuratura poinformowała niemieckie władze, że Wołodymyr Ż., podejrzany w sprawie ataku na Nord Stream, opuścił Polskę. Strona polska zapytała Niemców, czy są zainteresowani przeszukaniem przez polskie władze jego domu pod Warszawą. Jednakże polskie służby nie wykonały europejskiego nakazu zatrzymania, co spotkało się z ostrą krytyką ze strony Niemiec.
Niemiecki magazyn „Der Spiegel” poinformował, że rząd RFN jest „wściekły” na Warszawę i na pewno tego nie zapomni. „Polskie władze nie wywiązały się z prawnego obowiązku aresztowania poszukiwanego. To niespotykany afront. Mężczyzna zdołał uciec do swojego kraju. Polskie władze mogły nawet ostrzec Ukraińca” – czytamy w artykule.
Niemcy podejrzewają Polskę o ostrzeżenie podejrzanego
Zgodnie z informacjami uzyskanymi przez niemieckie media, źródła zbliżone do służb bezpieczeństwa sugerują, że polska prokuratura sygnalizowała Niemcom gotowość do natychmiastowego aresztowania Wołodymyra Ż., zgodnie z wymogami prawa UE. Jednakże nic takiego się nie wydarzyło. Wprost przeciwnie, podczas polsko-niemieckich konsultacji rządowych na początku lipca, Niemcy dowiedziały się, że Polacy nie są zainteresowani współpracą. Berlin podejrzewa, że Warszawa mogła ostrzec poszukiwanego. „W kuluarach niemieckich władz krążą plotki, że polscy urzędnicy mówili: Dlaczego mamy go aresztować? On jest dla nas bohaterem!” – można przeczytać w artykule.
Reakcje i kontrowersje
Zarówno brak aresztowania, jak i rzekome ostrzeżenie podejrzanego przez Polskę wywołały kontrowersje na arenie międzynarodowej. Współpraca między Polską a Niemcami w zakresie bezpieczeństwa i wymiaru sprawiedliwości zawsze była bliska, jednak ostatnie wydarzenia mogą wpłynąć na przyszłe relacje między tymi krajami. Czas pokaże, jak sytuacja się rozwinie i jakie będą dalsze kroki podjęte przez oba rządy.
Podsumowanie
Kontrowersje wokół niewstrzymania przez Polskę podejrzanego o wysadzenie gazociągu Nord Stream wywołały poważne napięcia między Polską a Niemcami. Obie strony mają różne interpretacje sytuacji, co może wpłynąć na przyszłe relacje dyplomatyczne. Polska nadal utrzymuje, że działała zgodnie z obowiązującym prawem, podczas gdy Niemcy oczekują bardziej zdecydowanych działań ze strony polskich władz.