Ptasia grypa 2025 uderzyła w Polskę z wyjątkową siłą. Aż 73 ogniska tej śmiertelnej choroby wykryto od początku roku, z czego ponad połowa – aż 37 – w samej Wielkopolsce, jednym z głównych bastionów polskiego drobiarstwa. Mimo powagi sytuacji, Komisja Europejska nie planuje na razie żadnych działań ponadnarodowych, dając tym samym wolną rękę polskiemu rządowi. Tyle że cena tej autonomii jest dramatyczna: setki tysięcy ptaków są brutalnie utylizowane, a gospodarstwa rolne balansują na granicy bankructwa.

Dramatyczne dane: tysiące zwierząt zabitych, miliony zagrożone

Zgodnie z unijnymi regulacjami, w przypadku wykrycia wirusa H5N1 cała ferma musi zostać wybita. Dotyczy to nie tylko kur, ale także kaczek, gęsi i indyków – każdej formy hodowli drobiu. Mięso z zakażonych ferm natychmiast trafia do utylizacji, a gospodarze nie tylko tracą źródło dochodu, ale zostają z kosztami bioasekuracji, utylizacji i ponownym obsadzaniem pustych kurników.

Od końca marca do połowy kwietnia w Wielkopolsce wykryto 16 nowych ognisk, a całościowo w regionie już 37 przypadków, co oznacza, że to epicentrum epidemii. Kolejne 16 ognisk wykryto w województwie mazowieckim i warmińsko-mazurskim. Oznacza to, że w całym kraju odnotowano aż 73 przypadki w ciągu kilku tygodni, a liczba ta stale rośnie.

Ministerstwo Rolnictwa, mimo krytyki ze strony środowisk rolniczych, uruchomiło procedury przewidziane przez Komisję Europejską. Zgodnie z nimi każde ognisko musi być natychmiast likwidowane, a wokół zakażonych ferm tworzy się strefę ochronną o promieniu 3 km oraz strefę nadzoru o promieniu 10 km, gdzie obowiązuje zakaz transportu drobiu, jaj oraz ściółki i paszy. W praktyce oznacza to paraliż tysięcy małych gospodarstw.

Zielone światło z Brukseli, czerwone dla polskich ferm

Komisja Europejska po spotkaniu z polskimi władzami zaakceptowała proponowane środki, ale – co istotne – nie podała szczegółów, które miałyby trafić do opinii publicznej. Wszystko odbywa się w ramach tzw. środków krajowych zgodnych z prawem unijnym, co oznacza, że decyzje podejmowane są de facto lokalnie, ale ich egzekwowanie musi odpowiadać rygorom Brukseli.

Eva Hrnczirzova, rzeczniczka KE, podkreśliła, że działania Polski będą regularnie monitorowane, a w razie pogorszenia sytuacji możliwe jest wdrożenie unijnych mechanizmów nadzwyczajnych. Tyle że na razie Unia nie planuje interweniować, mimo dramatycznej skali strat.

W przyszłym tygodniu kraj odwiedzi Europejski Weterynaryjny Zespół Doradczy (EUVET), który ma zebrać dane i ocenić skuteczność działań władz. Delegacja ma przebywać w Polsce od wtorku do czwartku, jednak eksperci już teraz wskazują, że w wielu miejscach sytuacja wymyka się spod kontroli – brakuje ludzi, sprzętu i systemu odszkodowań, który nie działa wystarczająco szybko.

Katastrofa rolnicza? Głos środowisk hodowlanych

Przedstawiciele branży drobiarskiej nie kryją oburzenia. Zdaniem Polskiej Federacji Hodowców Drobiu, aktualna sytuacja zagraża całemu sektorowi, który zatrudnia ponad 300 tys. osób i generuje miliardowe przychody dla gospodarki.

To, co dzieje się w Wielkopolsce i na Mazowszu, to nie kryzys, to rolnicza katastrofa, która wymaga natychmiastowej interwencji państwa – mówi prezes jednej z organizacji branżowych. – Zgoda KE to jedno, ale rząd powinien błyskawicznie wprowadzić specustawę, która umożliwi natychmiastową wypłatę odszkodowań, zakupy sprzętu i pomoc gospodarstwom.

Obecnie procedury są na tyle skomplikowane, że wielu hodowców nie widzi szans na przetrwanie sezonu 2025. – Trzeba wybijać stada, dezynfekować hale, czekać tygodniami na decyzje administracyjne, a w tym czasie koszty rosną. Czas reakcji to klucz, a u nas wszystko się ślimaczy – dodaje właściciel jednej z dużych ferm na północy województwa mazowieckiego.

Czy Polska stanie się rezerwuarem wirusa H5N1?

Eksperci ostrzegają, że brak szybkiej reakcji może doprowadzić do trwałego zakorzenienia się wirusa w środowisku, co byłoby katastrofalne nie tylko dla drobiu, ale również dla ptaków dzikich oraz – potencjalnie – dla ludzi.

Wirus H5N1 już wcześniej udowodnił, że może przenosić się na ssaki, a w niektórych przypadkach także na ludzi. Choć zakażenia są rzadkie, śmiertelność wśród ludzi wynosi aż 60%, co czyni go jednym z najbardziej niebezpiecznych patogenów odzwierzęcych.

Nie możemy lekceważyć zagrożenia. To nie tylko problem rolników, to problem zdrowia publicznego – mówi mikrobiolog prof. Tomasz Z., dodając, że każda godzina opóźnienia w walce z ptasią grypą to krok w stronę eskalacji epidemii.

Unia zadowolona, rolnicy zrozpaczeni

Fakt, że Komisja Europejska przyjęła polskie propozycje „do wiadomości”, ale nie udzieliła dodatkowego wsparcia finansowego czy organizacyjnego, wielu hodowców odbiera jako akt obojętności. Polska, jako jeden z największych producentów drobiu w Unii Europejskiej, eksportuje miliony ton mięsa rocznie – głównie do Niemiec, Francji i Niderlandów. A mimo to, w chwili kryzysu, musi radzić sobie sama.

Czy to początek końca polskiego drobiarstwa? Czy UE celowo dystansuje się od problemu, licząc na naturalne „wygaszenie” sektora w jednym z krajów członkowskich? Tych pytań dziś nikt oficjalnie nie zada, ale w środowiskach branżowych mówi się o tym coraz głośniej.

Jeśli do końca kwietnia liczba ognisk ptasiej grypy przekroczy 100 przypadków, możliwe będą zakazy eksportu, które dobiją i tak już osłabione gospodarstwa.

Obserwuj nasze artykuły na Google News

Naciśnij przycisk oznaczony gwiazdką (★ obserwuj) i bądź na bieżąco

Share.

Ekspert w dziedzinie ekonomia, finanse oraz OSINT z ponad 20-letnim doświadczeniem. Autor publikacji w czołowych międzynarodowych mediach, zaangażowany w globalne projekty dziennikarskie.

Jeden komentarz

Napisz Komentarz

Exit mobile version