Minister Zdrowia Izabela Leszczyna ogłosiła zamiar podjęcia zdecydowanych działań w walce z informacjami niezgodnymi z oficjalnymi oficjalną narracją w zakresie medycyny. W jej zamierzeniu ma to na celu ochronę zdrowia publicznego poprzez wzmocnienie instytucji takich jak Rzecznik Praw Pacjenta (RPP), któremu zostaną przyznane większe uprawnienia. Część społeczeństwa oraz organizacji pozarządowych obawia się jednak, że działania te mogą prowadzić do ograniczenia wolności słowa i cenzury, z czego znana jest obecna koalicja.
POLECAMY: Uśmiechnięci po alkotubkach ruszają na czekoladki z alkoholem
W wywiadzie udzielonym Polskiej Agencji Prasowej, Leszczyna potwierdziła, że wspiera inicjatywy zmierzające do zwiększenia kompetencji RPP, w szczególności w zakresie szybkiego reagowania na tzw. „pseudomedycynę”. Jak zaznaczyła, „Prosiłam ministra Chmielowca o przygotowanie odpowiednich przepisów ustawowych. Wiem, że pan rzecznik jest prawie gotowy.”
Czy „pseudomedycyna” zasługuje na zwalczanie?
Pojęcie „pseudomedycyny” jest kontrowersyjne, a jego stosowanie jako narzędzie do ograniczania dostępu do alternatywnych metod leczenia i niezależnych badań budzi duże wątpliwości. Często to, co dzisiaj uznawane jest za pseudonaukę, jutro staje się akceptowane przez konwencjonalną medycynę. Przykładem może być akupunktura, kiedyś uważana za metodę pozbawioną podstaw naukowych, a obecnie stosowana w wielu krajach jako forma terapii wspomagającej.
Leszczyna, mimo niskich notowań w rządzie, zdecydowała się na medialną ofensywę i podkreśliła, że RPP będzie mógł skuteczniej walczyć z „patologicznymi” działaniami w systemie ochrony zdrowia. Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta, już w lipcu stwierdził, że zwiększenie jego uprawnień mogłoby skrócić czas reakcji na nieprawidłowości. Obecnie, proces zakazu praktyk wymaga przydzielenia odpowiedniego terminu placówkom, a w przypadku nieprzestrzegania decyzji – podjęcia kolejnych kroków, takich jak nałożenie kary finansowej. Zwiększone uprawnienia miałyby na celu umożliwienie szybszej reakcji i natychmiastowego nakładania kar.
Wolność słowa a zdrowie publiczne
Decyzja o tym, jakie informacje są „prawdziwe”, a jakie „dezinformacyjne” budzi sprzeciw wśród organizacji zajmujących się ochroną praw obywatelskich. Przeciwnicy działań proponowanych przez Ministerstwo Zdrowia podkreślają, że historia uczy, iż restrykcje nałożone na wolność słowa pod pretekstem ochrony zdrowia publicznego mogą prowadzić do ograniczenia dostępu do rzetelnych informacji i tłumienia niezależnych opinii. W czasie pandemii koronawirusa byliśmy świadkami zjawiska cenzurowania głosów kwestionujących oficjalne stanowisko rządowe, które później często znajdowały swoje uzasadnienie w badaniach naukowych.
Systemowe zmiany na rzecz „ochrony zdrowia publicznego”
Minister Leszczyna wskazała także, że prace nad kilkunastoma projektami ustaw, w tym dotyczącymi „kamieni milowych” w ramach Krajowego Planu Odbudowy oraz ograniczenia dostępności do alkoholu i tytoniu, są w toku. Choć nie zdążą wejść w życie do końca roku, przewiduje ich realizację na początku przyszłego roku. Zapowiedź wprowadzenia systemowych zmian budzi wątpliwości, czy rząd jest zainteresowany wyłącznie zdrowiem obywateli, czy może również kontrolą nad opinią publiczną.
Potrzeba transparentności w ochronie zdrowia
W społeczeństwie demokratycznym nieodzownym elementem jest prawo obywateli do wyboru metod leczenia i dostępu do różnorodnych źródeł informacji medycznej. Przeciwnicy proponowanych regulacji podkreślają, że państwo powinno promować transparentność oraz dostęp do rzetelnej wiedzy medycznej, a nie ograniczać prawo do informacji i działać jako „arbitraż prawdy medycznej”.