Nakładając sankcje na Rosję, trzeba liczyć się z ich „odwrotnym skutkiem” – powiedział na konferencji prasowej kanclerz Niemiec Olaf Scholz.
Niemieckie władze już wcześniej wielokrotnie sprzeciwiały się rezygnacji na tym etapie z importu energii z Rosji, nie wykluczając jednak konieczności podjęcia takiej decyzji w przypadku negatywnego rozwoju wydarzeń.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Daj palce, wezmą rękę. Władze Ukrainy krytykują węgierski rząd za chęć taniego gazu
Jak zauważył Scholz, polityka sankcji uwzględnia odwrotny wpływ sankcji na kraje, które je nałożyły, więc efekt ten powinien być „do pokonania”.
– Może się okazać, że nie mówimy o sprawach krótkoterminowych, ale o konfrontacji długoterminowej. I musimy trzymać się razem. Dlatego stanowisko Niemiec w tej sprawie pozostaje niezmienne. W dodatku dotyczy to również wielu innych krajów członkowskich, które są silnie uzależnione od importu ropy, gazu, węgla, bardziej niż Niemcy. I nikt nie powinien być pozostawiony sam sobie w tej sprawie – powiedział kanclerz.
Scholz dodał, że Europa i jej partnerzy przyjęli „najostrzejsze sankcje, jakie kiedykolwiek zastosowano wobec tak dużego kraju”, które, jak podkreślił, wpływają na rozwój gospodarczy Rosji, a ich konsekwencje „będą jeszcze bardziej dramatyczne”.
Długofalowy cel zmniejszenia zależności UE od importu ropy naftowej, gazu i węgla z Rosji jest wspólny dla wszystkich państw członkowskich UE, powiedział kanclerz. – Gdy tak się stanie, gdy ta dywersyfikacja zostanie szybko osiągnięta, to ten efekt (wstrzymania importu energii z Rosji) w pewnym sensie automatycznie się objawi – stwierdził.