W przyszłym roku spodziewamy się co najmniej kilkudziesięcioprocentowych podwyżek cen energii elektrycznej w zatwierdzanych taryfach. Ale trudno dziś przesądzić, jaki rząd wielkości będziemy ostatecznie mogli uznać za uzasadniony – powiedział w czwartkowym wydaniu „Dziennika Gazety Prawnej” prezes Urzędu Regulacji Energetyki Rafał Gawin.
Prezes URE wskazał w rozmowie z „DGP”, że „obecny wzrost cen energii wynika przede wszystkim ze wzrostów cen paliw (węgiel, gaz), które są używane do produkcji tej energii”. „Natomiast gros kosztów sprzedawców energii, ok. 80 proc., jest związanych z zakupem tej energii do celów odsprzedaży do odbiorców końcowych. Stąd przede wszystkim ten czynnik będzie wpływał na taryfę sprzedażową” – dodał.
POLECAMY: Polskie spółki energetyczne złożyły wnioski do URE o wydanie zgody na podwyżki cen energii
Odnosząc się do tego, że koszty te, odzwierciedlane w hurtowej cenie prądu, rosną lawinowo powiedział: „W związku z tym w przyszłym roku spodziewamy się co najmniej kilkudziesięcioprocentowych podwyżek cen energii elektrycznej w zatwierdzanych taryfach. Ale trudno dziś przesądzić, jaki rząd wielkości będziemy ostatecznie mogli uznać za uzasadniony”.
„Według naszych wyliczeń z maja br. wzrost kosztów wynikający z cen energii na rynku hurtowym wyniósł co najmniej 50 proc. Nie potrafię jednak powiedzieć, jakie będą ceny energii na rynku hurtowym w pozostałej części roku, a tym samym, czy ich wzrost spowoduje wzrost taryfy do poziomu np. 80 proc. Te analizy są jednak prowadzone przy założeniu braku jakiejkolwiek interwencji na rynku” – zaznaczył Gawin.
Dodał, że „zarazem tak wysokie ceny energii elektrycznej mogą prowadzić do zmniejszenia jej zużycia, w szczególności przez odbiorców przemysłowych, a w konsekwencji mogą zniwelować trend wzrostowy, dając w horyzoncie kilku kwartałów perspektywę na korektę cen energii w dół”. „Na razie jednak musimy przejść przez okres, w którym nastąpi zmiana cen w górę i znaleźć narzędzia do tego, żeby tym zarządzić z punktu widzenia rachunków klientów końcowych i inflacji” – ocenił.
Pytany, jakie interwencje wchodzą w grę odpowiedział: „Można regulować rynek, np. poprzez ustalanie cen maksymalnych na rynku energii, czemu jestem przeciwny, ponieważ stwarza to ryzyko dotowania odbiorców w innych krajach Europy w sytuacji eksportu energii, która wtedy byłaby u nas tańsza. Innym rozwiązaniem może być interwencja na poziomie rachunków klientów końcowych. Mogłyby to być instrumenty znane z tarczy antyinflacyjnej, w formie ulg podatkowych czy dopłat”.
Wskazał także, że „dopuszczalna jest wreszcie interwencja pośrednia, przykładowo taka jak w przypadku gazu, poprzez zamrożenie ceny dla klienta końcowego, ale z mechanizmem rozliczania różnicy przez sprzedawcę”. „Te dwa ostatnie rozwiązania oznaczają jednak ogromne obciążenia dla budżetu” – podkreślił szef URE.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Obajtek nowym prezesem spółki Energa. Polacy powinni rozważyć zgromadzenia zapasu świeczek
Na pytanie, co rekomenduje, odpowiedział: „Nie wiem, jakie są możliwości po stronie budżetu państwa. Z punktu widzenia regulatora z pewnością żadna interwencja w rynek nie jest dobra. Jednak z uwagi na nadzwyczajne okoliczności, spowodowane przez trwającą od miesięcy wojnę, widzę uzasadnienie dla interwencji, jeżeli chodzi o wysokość rachunków dla klientów”. „Co bardzo istotne – odbiorcy powinni zacząć oszczędzać energię” – zaznaczył.