Zaszczepiony [produktem inżynierii genetycznej w fazie eksperymentu] na COVID -19 pacjent po zakażeniu koronawirusem przejdzie lekki katar. Niezaszczepiony – zapadnie na pocovidowe zapalenie płuc. Choroba może się cofnąć, ale może doprowadzić do kalectwa a nawet śmierci – powiedziała pulmonolog dr n. med. Ewa Budziszewska-Zalc.
Zdaniem specjalisty chorób płuc trzeba się »szczepić« na COVID-19 „bo zakażony koronawirusem nie zachoruje na zapalenie płuc, organizm zaszczepionego pacjenta zwalczy wirusa na poziomie gardła i nosa” – powiedziała dr n. med. Ewa Budziszewska-Zalc.
Niezaszczepiony pacjent narażony jest na trudną i ciężką walkę z postępującym zwłóknieniem płuc, która nie wiadomo, czym się zakończy. – Może nastąpić remisja choroby, ale wirus może doprowadzić do kalectwa pacjenta, nawet do jego śmierci – oświadczyła.
Pocovidowe zmiany śródmiąższowe płuc – jak wyjaśniła ekspert – postępują cały czas. – Organizm, nie wiadomo dlaczego, traktuje swoje płuca jak wroga, a one zaczynają włóknieć – powiedziała.
– Pan Bóg lub – jak kto woli – przyroda, wymyślili coś takiego, że podczas choroby organizm próbuje odgraniczyć ognisko zapalne od reszty zdrowego narządu. Ale podczas infekcji SARS-CoV-2 zaczyna dziać się coś groźnego. Powstaje tzw. burza cytokinowa. To bardzo niebezpieczne zjawisko, w którym nadmierna reakcja układu immunologicznego na patogen powoduje szereg niepożądanych następstw. Organizm zaczyna produkować nadmierną liczbę mediatorów. Zamiast zwalczenia wirusa, choroba przechodzi w stan niszczący gospodarza – wyjaśniła.
POLECAMY: Placówki opieki zdrowotnej milczą, gdy pracownicy masowo umierają: »Cicha katastrofa humanitarna«
W efekcie infekcja koronawirusem doprowadza do zwłóknienia płuc, czyli stwardnienia tkanki łącznej. Powstaje bariera, która nie przewodzi powietrza i nie pobiera tlenu. Człowiek ma wówczas ogromne problemy z oddychaniem, jego pęcherzyki płucne nie potrafią się do końca rozkleić, stają się sztywne i nie spełniają swojej funkcji wentylacyjnej.
– My to słyszymy podczas osłuchiwania płuc pacjenta, to jest takie trzeszczenie, jakby nad uchem potarło się włosem. Pacjent się dusi. Zaczynają cierpieć wszystkie jego narządy, bo każdy z nich potrzebuje przecież tlenu – wyjaśniła lekarka.
Wyjściem z sytuacji jest podawanie tlenu w wysokich dawkach, dzięki czemu pacjent wyrównuje niewydolność oddechową. Ważna jest też rehabilitacja, która zdaniem dr Budziszewskiej-Zalc – bardzo często daje lepsze efekty, niż podawanie antybiotyków. Proces leczenia trwa długo, co najmniej pół roku. Czy po przejściu choroby pacjent będzie w pełni sprawny? – tego nie wiadomo.
– Dlatego nie wierzę własnym uszom, jak słyszę jakiekolwiek dyskusje na temat zasadności szczepienia. Szczepić się i nie słuchać głupców – grzmiała pulmonolog.