Według Timo Aruli profesora nadzwyczajnego na Wydziale Systemów Morskich Uniwersytetu w Tartu, populacje szprota i śledzia silnie na siebie wpływają. W ostatnim dziesięcioleciu zwinny szprot zaatakował obszary, na których jeszcze kilka dekad temu był rzadko spotykany. Na przykład obecnie konkuruje o pokarm i siedlisko ze śledziem w Zatoce Ryskiej.
Jednak zdaniem Aruli, śledź bałtycki ma też inne problemy. W ostatnich pracach badawczych prowadzonych wspólnie z kolegami z Uniwersytetu w Tartu i Uniwersytetu w Maryland zwraca uwagę, że zmiany klimatu wpływają na rozwój larw śledzia bałtyckiego żyjących w Zatoce Pärnu. O ile kiedyś łagodna zima zapowiadała dobre połowy tej ryby, to teraz nie ma takiego wzorca.
Woda, która nie pamięta zimy
Pod koniec lat 80. nastąpiła duża zmiana klimatyczna na Bałtyku, która spowodowała ogólnie cieplejsze zimy. Na przykład w 2020 roku w zatoce Pärnu nie było nawet lodu – według Aruli to pierwsza znana taka zima.
Cieplejsza zima oznacza również cieplejszą wiosnę. Według docenta nawet masa wody wielkości zatoki, mówiąc obrazowo, ma swoją pamięć. „Jeśli duża masa wody dobrze schładza się zimą, to wczesną wiosną, niezależnie od temperatury powietrza, potrzebuje nieco więcej czasu, by się ogrzać” – wyjaśnia Arula. Jeśli jednak zimą woda jest ledwo zamarznięta, a wiosną nadchodzi ciepła, słoneczna pogoda, woda szybciej się nagrzewa.
Według docenta dotyczy to zwłaszcza płytkich zatok, takich jak zatoka Pärnu. „Takie płytkie, półzamknięte ciepłe zatoki oferowały dotychczas idealne warunki do żerowania i rozwoju larw śledzi” – mówi Arula.
Tarło śledzi odbywa się raz w roku, gdy są odpowiednie warunki. Składa w morzu wszystkie jaja naraz, z których później wychodzą larwy.
Aby zminimalizować ryzyko, larwy śledzi mają specjalny worek żółtkowy, z którego żywią się w pierwszych dniach życia. Według Arula, stanowi to tymczasowe okno dla larw, aby przestawić się na karmienie zewnętrzne, gdy morze ma ku temu warunki. Ponieważ nie ma innych rezerw energetycznych, przy braku odpowiedniego pokarmu zewnętrznego larwa ginie lub pada ofiarą drapieżników.
Przeżywalność ryb jest ściśle związana z temperaturą ich środowiska, innymi słowy, potrzebują one odpowiedniej przestrzeni ekologiczno-fizjologicznej do życia. Temperatury powyżej właściwej temperatury zaburzają funkcjonowanie ryby. „Gdy woda zaczyna się nagrzewać do 16 stopni i wyżej, u larw pojawiają się dysfunkcje metaboliczne i sercowe. Larwy są bardziej wrażliwe i nie mogą wchłonąć takiej ilości tlenu, jaka jest potrzebna do życia – mówi Arula. – Nie mogą one ani żerować, ani rosnąć, w wyniku czego w ciepłych latach znikają duże ilości śledzi.
Według niego trend ocieplania się klimatu, a więc i Bałtyku, jest oczywisty i szybki. „Pojawia się uzasadnione pytanie: gdyby wcześniej zrobiło się cieplej, to śledź mógłby po prostu wcześniej odbyć tarło, larwy wcześniej trafiłyby w swoje właściwe okno czasowe i wszystko byłoby w porządku” – rozumował docent. – Nie jest to jednak takie proste: ryby odbywają tarło w temperaturze od sześciu do ośmiu stopni, ale nie są w stanie przewidzieć, jakie warunki będą panowały dla larw za kilka tygodni.
Szprot przebrany za śledzia
W ocieplających się wodach Bałtyku szprot staje się kluczowym graczem, z łatwością przystosowując się do nowych warunków. W przeciwieństwie do śledzia, młodszy ewolucyjnie szprot składa ikrę partiami w długim okresie czasu. Zmniejsza się więc ryzyko śmierci potomstwa w nieodpowiednich warunkach.
„Obfitość szprota w Bałtyku i zwiększona konkurencja o pokarm ze śledziem spowodowała, że szprot zaczął wpływać do małych zatok, takich jak Zatoka Ryska” – zauważa Arula.
Według profesora, nawet w Zatoce Pärnu, gdzie szproty występują rzadko, włoki badawcze mogą być w połowie wypełnione tą rybą.
Choć, zdaniem Aruli, populacja śledzia w Zatoce Ryskiej nie spadła tak bardzo jak w pozostałej części Bałtyku, sytuacja może się pogorszyć, „Mieliśmy rok, w którym rybacy z okręgów Pärnu i Kihnu po raz pierwszy złowili tylko 50 procent wyznaczonej im kwoty śledzia” – mówi naukowiec. Dla rybaków, którzy zainwestowali w sprzęt wędkarski i oczekiwali stałego dochodu, jest to ogromna porażka ekonomiczna.
„Jeśli teraz sprzedają tylko 50 proc. połowów, to myślę, że w najbliższych latach rybacy coraz częściej zaczną odchodzić na inne obszary” – sugeruje Arula.
Z drugiej strony, nierekompensowane połowem inwestycje pchają w kierunku oszustwa: półprywatna prawda jest taka, że część połowów szprotów jest deklarowana jako śledzie. Według Timo Aruli, próbki pobierane regularnie przez badaczy potwierdzają to, niestety, częściej niż by się chciało. „Pobierając próbki, możemy zobaczyć, że stosunek gatunków w połowach jest w rzeczywistości inny niż deklarowany” – zauważa. Jednocześnie, jak mówi, ręce nadzoru pozostają tu krótkie.
Jednym z możliwych rozwiązań, zdaniem Aruli, byłoby odławianie większej ilości szprotów niż zaleca to międzynarodowa organizacja badań morskich ICES Komisji Europejskiej. Jednak, zdaniem docenta, rozwiązanie to raczej nie zostanie wprowadzone, gdyż pozostałe kraje nadbałtyckie nie są tak zainteresowane połowami śledzi jak Estonia i Łotwa, a oba gatunki są łowione sporadycznie w tych warstwach wody, w których się mieszają.
Kultura konsumpcji
„Mamy silną historyczną kulturę jedzenia śledzi, ale kraje takie jak Szwecja, Finlandia czy Niemcy masowo łowią śledzie i szproty razem” – porównuje Arula. Wymienione kraje nie są szczególnie zainteresowane czystością gatunkową połowów, ponieważ z tych ryb produkuje się głównie mączkę rybną, która z kolei służy do produkcji mieszanek paszowych dla hodowli łososi. „Znalezienie kompromisu w tej kwestii jest prawie niemożliwe” – mówi badacz.
Według niego w tym, co obecnie dzieje się w połowach śledzia nie ma nic nowego, bo już raz zdarzyło się to z dorszem. Naukowcy od dziesięciu lat twierdzą, że dorsz we wschodniej części Bałtyku nie odbywa tarła i należy zaprzestać jego połowów. Arula powiedział jednak, że firmy naciskały na Komisję Europejską, aby kontynuować połowy, ponieważ wstrzymanie połowów pozostawiłoby dziesiątki tysięcy ludzi bez pracy.
„Sprawa trwała i była dyskutowana w Komisji Europejskiej, aż w końcu sytuacja pogorszyła się na tyle, że łowisko dorsza nadal musiało być zamknięte. Nie jestem w stanie przewidzieć, czy tak samo będzie z naszym bałtyckim śledziem, a na pewno nie ma potrzeby zamykania połowów śledzia” – powiedział naukowiec. Jednak zdaniem Aruli, wczesne sygnały czy ostrzeżenia naukowców o zmianach w przyrodzie powinny być traktowane poważnie.