W ostatnich tygodniach na gruntach prywatnych we Francji, w okolicach Tuluzy, można było zobaczyć bilbordy z ostrzeżeniem o szkodliwych skutkach ubocznych powodowanych przez szczepieniem przeciwko Covid-19.
Nawet jeśli nie byłoby dowodów na szkodliwość, to jednak nie ma też dowodów także na jej brak? Jednak dekret prefektury zakazał wieszania plakatów „wrogich szczepieniom”. O takiej decyzji przekazała sekretarz stanu ds. obywatelskości dość „postępowa” Sonia Backes.
Backes na swoim koncie na Twitterze przyznała się nawet, że owa cenzura to jej sprawka. Napisała, że „zaalarmowana obecną antyszczepionkową kampanią plakatową w Tuluzie, poprosiłam prefekta o skorzystanie z odpowiednich środków prawnych, aby położyć jej kres”. I tak to wygląda wolność słowa i ścieranie się opinii w podobno demokratycznej Republice.
Prefektura Górnej Garony postarała się oczywiście o „alibi”. Przywołała opinię rady izby lekarskiej i dopiero wtedy oświadczyła, że wydaje zakaz dalszego prowadzenia kampanii, a dodatkowo kieruje „zawiadomienie do prokuratury”.
Za bilbordami stoi „Kolektyw” Reinfo Covid 31, który twierdzi, że chce otworzyć „demokratyczną i naukową debatę nad skutkami szczepień”. Kolektyw sprzeciwia się promocji szczepień dla najmłodszych i informuje o pewnych niepokojących, jego zdaniem, liczbach związanych ze szczepieniami.