Wybór szczepionki to indywidualna decyzja, trochę taki toto-lotek. Jednak w przypadku tej szczepionki celowanej jest nadzieja, że odporność po niej będzie trwała dłużej, minimum sześć miesięcy do 12, zamiast trzech do sześciu. Ale w przypadku osób z wysokim ryzykiem powikłań – szczepienia bym nie odwlekał – grzmiał w rozmowie z PAP prof. Jerzy Jaroszewicz, prezes Polskiego Towarzystwa Badania Wątroby, kierownik Katedry Chorób Zakaźnych i Hepatologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

Na Śląsku powstał interdyscyplinarny zespół lekarzy różnych specjalności, który zajął się długotrwałymi skutkami COVID-19 w organizmie ludzkim. Wydana została na ten temat obszerna praca. Członkiem tego zespołu był m.in. prof. Jerzy Jaroszewicz.

POLECAMY: Kardiolog: Białka kolców generowane przez zastrzyki COVID-19 są »toksyczne« dla serca

– Inspiracją do tego, aby zająć się trochę głębiej tym zagadnieniem, był fakt, że zauważyliśmy, iż duża część naszych pacjentów umierała już po opuszczeniu szpitala. Przeprowadzono badania w Śląskiej Bazie Sercowo-Naczyniowej prowadzonej przez Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu, analizując zawarte w niej dane można było sięgnąć nieco dalej, niż wynosił sam czas hospitalizacji. Okazało się, że śmiertelność poszpitalna, krótkoterminowa, bo 70-dniowa, była prawie dwukrotnie większa, niż szpitalna – powiedział.

– To oznaczało, że w żadnym wypadku nie można traktować momentu wypisu pacjenta ze szpitala jako koniec jego choroby. I tak narodziła się ta idea, prof. Mariusz Gąsior z Zabrza wraz ze mną i ekspertami różnych dziedzin naszego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego przeprowadziliśmy taki protokół, który uwzględniał przebadanie pacjentów po przebytym COVID-19 w trzy miesiące później – dodał hepatolog.

– To bardzo kompleksowe badanie – kardiologiczne, pulmonologiczne, nefrologiczne, neurologiczne, psychiatryczne, hepatologiczne. Staraliśmy się jak najszerzej podejść do tych pacjentów, zajrzeć do ich wnętrz, do ich głów i zobaczyć, co się tam dzieje – zapewniał.

– Powiedzmy jasno: nie wychodził zdrowy (człowiek ze szpitala – przyp. red.). Zwłaszcza, że mówimy o okresie, kiedy dominowały warianty Alfa i Delta, więc ci pacjenci, mimo tego, że opuszczali szpital, nie byli w świetnej formie. Te warianty były najbardziej zjadliwe ze wszystkich, zmiany po zapaleniu płuc, jakie wywoływały – teraz już wiemy – utrzymywały się nawet do dwunastu miesięcy – wyjaśniał prof. Jaroszewicz.

– Natomiast tak wysoka śmiertelność poszpitalna wynikała nie z COVID-u per se tylko z tego, że choroby przewlekłe, na które ci pacjenci cierpieli, po prostu ulegały destabilizacji. Tu mówimy głównie o pacjentach z niewydolnością serca, u których to serce było później w jeszcze gorszej formie, czy z niewydolnością oddechową. Wpływ ciężkiej infekcji wirusowej był dużo większy na istniejące już choroby, i to z ich powodu pacjenci umierali, nie na COVID – zaznaczył.

Najczęstsza przyczyna zgonów

Hepatolog był pytany o najczęstszą przyczynę zgonów. – Jeśli mówimy o tym najgorszym dla nas czasie, czyli roku 2021, to w szpitalach pacjenci najczęściej umierali z powodu niewydolności oddechowej. Byli też tacy, którzy umierali z powodu zmian zakrzepowo-zatorowych czy z powodów kardiologicznych – czyli pogłębienia niewydolności serca lub neurologicznych. Natomiast jeśli chodzi o śmiertelność poszpitalną, to w grę wchodziły głównie kwestie sercowe, pogorszenie funkcji nerek, zaostrzenie cukrzycy – mówił.

– Pamiętajmy, że COVID-19 największe śmiertelne żniwo zebrał u osób starszych. Możemy w ich przypadku wyróżnić kilka kategorii – precyzyjniejszych niż ta, uznająca, że osoby starsze to są te po 65. r.ż. Tak naprawdę zauważyliśmy taką liniową zależność – jeszcze większa śmiertelność była u osób po 70. r.ż., a największa po 80. r.ż. – w przypadku tej grupy wiekowej przekraczała 30 proc. chorych – zaznaczył.

– Wynika to stąd, że u osoby starszej, która zwykle i tak jest wątłego zdrowia, nawet niewielki bodziec powodował, że stan poszczególnych narządów się pogarszał, czasami wszystkich na raz. W naszym organizmie wszystko jest połączone – to nie jest tak, że pacjent choruje tylko na serce; gorsza funkcja serca powoduje gorszą pracę nerek, co powoduje zmianę metabolizmu leków, to wszystko jest połączone. Z tego powodu, choć mówimy o poszczególnych rozpoznaniach, to w rzeczywistości zgony pacjentów były spowodowane dysfunkcjami wielonarządowymi – wyjaśnił.

Padło także pytanie, czy osoby, które przeszły COVID-19, będą już zawsze gorszego zdrowia niż te, które go nie przechorowały? – To zależy – odparł hepatolog.

– Na pewno COVID jest chorobą ogólnoustrojową, dotyka różnych narządów – mózgu, płuc, serca, nerek, wątroby, narządów endokrynnych, jelit – dlatego, jeżeli to zapalenie było bardziej nasilone, to ten okres gojenia będzie dłuższy, a w czasie gojenia te narządy będą działały gorzej. Wówczas faktycznie jest ryzyko pogorszenia przebiegu chorób przewlekłych, na które pacjent choruje, jest ryzyko kolejnych infekcji, np. bakteryjnych – obserwowaliśmy mnóstwo nadkażeń bakteryjnych u chorych z COVID-19 – wyjaśnił.

– Poza tym ten stan zapalny ustępuje powoli, wiemy, że nawet może to trwać 12-18 miesięcy w przypadku ciężkiego COVID-u. Natomiast w łagodnych przebiegach zwykle zdrowienie jest szybsze, choć też nie zawsze – zastrzegł.

Prof. Jaroszewicz był też pytany, czy zespół, w którym pracował, zauważył spadek śmiertelności poszpitalnej, po tym, jak zaczął badać kompleksowo chorych na COVID trzy miesiące po opuszczeniu przez nich szpitala.

– Tak, oczywiście. W naszej kohorcie bardzo niewiele było przypadków śmierci w dalszej obserwacji, tak więc wydaje się, że ten najbardziej trudny okres trwa kilka miesięcy po chorobie, później się ta śmiertelność stabilizuje – na szczęście – powiedział.

Starsi umierają

Prof. wspomniał też o zależności pomiędzy wariantem koronawirusa a przebiegiem infekcji u chorych.

– W Polsce mamy bardzo precyzyjny, wieloośrodkowy projekt, tzw. SARSTer, prowadzony przez Polskie Towarzystwo Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych (prof. Flisiak jest jednym z jego autorów) oraz Agencję Badań Medycznych, dzięki któremu mamy dane dotyczące kilkunastu tysięcy pacjentów z COVID-19 w różnych okresach. Możemy więc porównać dany okres 2020 r. do 2021 czy 2022, a kiedy to zrobimy wychodzi, że o ile ten rok Omikronu jest łagodniejszy dla większości chorych, to niestety, niektórzy pacjenci mają porównywalną śmiertelność do tego okresu, kiedy była Delta – powiedział.

– To są przede wszystkim pacjenci starsi, aktualnie największa śmiertelność jest u pacjentów powyżej 80. r.ż. – w tej grupie w zasadzie nie widzimy różnic, tak samo ciężko chorują, jak chorowali w 2021 r, śmiertelność wynosi dwadzieścia-trzydzieści proc. Także jeśli sobie to rozdzielimy na poszczególne populacje pacjentów z cukrzycą, z chorobami płuc, serca, to okaże się, że właśnie w tych grupach, mimo ogólnie łagodniejszej wersji koronawirusa, śmiertelność jest równie wysoka, jak rok temu, właśnie dlatego, że są to przede wszystkim osoby starsze – wskazał.

Cud ochrona po zastrzyku

Jednak pytany, czy zastrzyk, ponieważ szczepionką tego produktu nazwać nie można będzie chronić pacjentów z tych grup przed ciężkim przebiegiem choroby, odparł „Tak, nie mam tutaj żadnych wątpliwości”.

– Zmniejszą także ryzyko objawów długoterminowych, czyli longcovidu. Niestety, szczepienie chroni przez krótki czas, to nie jest tak, jak np. w przypadku odry, gdzie jeśli się zaszczepimy w dzieciństwie mamy spokój przez 20-30 lat. Czy HBV – tu mamy podobnie długą odporność – stwierdził.

– W przypadku szczepionek przeciwko COVID-19 odporność trwa często przez trzy do sześciu miesięcy. Nie możemy więc porównywać osoby, która szczepiła się trzecią dawką przed trzema miesiącami do tej, która szczepiła się trzecią dawką przed, powiedzmy, rokiem. Natomiast, jeśli dana osoba zaszczepiła się przed trzema miesiącami, to ryzyko powikłań jest kilka razy niższe – dodał.

Padło też pytanie, czy już się szprycować czwartą dawką, czy czekać na szczepionki nowej generacji, celowane w wariant Omikron.

– To indywidualna decyzja, trochę taki toto-lotek. Jednak w przypadku tej szczepionki celowanej jest nadzieja, że odporność po niej będzie trwałą dłużej, minimum sześć miesięcy do 12, zamiast tych trzech do sześciu. Z drugiej strony – w przypadku osób z wysokim ryzykiem powikłań – szczepienia bym nie odwlekał – odparł prof. Jerzy Jaroszewicz.

POLECAMY: Niedzielski zapełnia magazyny cud preparatami i zapowiada kolejne transporty

SC

Obserwuj nasze artykuły na Google News

Naciśnij przycisk oznaczony gwiazdką (★ obserwuj) i bądź na bieżąco

Share.

Ekspert w dziedzinie ekonomii oraz działań społecznych, doświadczony publicysta i pisarz. Pierwsze artykuły opublikował w 1999 roku publikacjami dla międzynarodowych wydawców. Współpracując z czołowymi światowymi redakcjami.

Napisz Komentarz

Exit mobile version