W przyszłym roku w Polsce ceny litra benzyny i oleju napędowego podskoczą o blisko 1 zł do ponad 9 złotych. To efekt zapowiedzianej przez premiera Mateusza Morawieckiego końca tarczy antyinflacyjnej. Pikują też kursy akcji spółek energetycznych, którym szef rządu polecił pracować bez zysku.
Kierowców czeka brutalna podwyżka rachunków za tankowanie. To już niemal pewne.
W poniedziałek premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że od nowego roku rząd zrezygnuje z systemu ulg podatkowych wprowadzonych w ramach tarcz antyinflacyjnych. Tłumaczył to brakiem zgody Komisji Europejskiej na stosowanie takich rozwiązań.
– Od 1 stycznia 2023 r. zapłacimy więcej za paliwa, bo nie będzie już obniżki VAT z 23 do 8 proc. I to dotkliwa zmiana dla Polaków. Za paliwo, które kosztuje obecnie 7 zł za litr, od nowego roku zapłacimy ok. 8,40 zł za litr. Olej napędowy, który obecnie dochodzi do 8 zł, bez tarczy będzie kosztować 9,50 zł – mówił ekonomista dr Rafał Mundry.
Paliwo po 2,5 zł za litr
Wciąż są kraje na świecie, w których kierowcy, podobnie jak kilkadziesiąt lat temu w Stanach Zjednoczonych, wciąż mogą nie liczyć się z tym, ile paliwa zużywają ich samochody. Jednym z nich jest Katar. Gospodarz odbywających się teraz mistrzostw świata w piłce nożnej z racji obecnych na jego terenie złóż ropy i gazu może sobie pozwolić na to, żeby litr benzyny, jak przekazał”Fakt”, kosztował tu jedynie 2 riale, co w przeliczeniu na złotówki oznacza zaledwie 2,5 zł.
Ma to oczywiście bezpośrednie przełożenie na ceny usług, w tym przejazdów, np. taksówkami. Okazuje się, że za przejechanie nawet kilkudziesięciu kilometrów koszt podróży z taksówkarzem może wynieść… ok. 35 zł. Okazuje się, że można podróżować jeszcze taniej, wystarczy skorzystać z Ubera. „Fakt” podaje, że 15-kilometrowy kurs może wiązać się z wydatkiem 25 zł.