Matka jednej z nastolatek przewożonych przez policjantów w radiowozie, który miał wypadek pod Warszawą, jest zbulwersowana brakiem odpowiedzialności dla funkcjonariusza publicznego, który prawie zabił jej dziecko i który teraz po prostu przeszedł na emeryturę.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wypadek radiowozu pod Warszawą. W środku znajdowały się dwie nastolatki
Matka jednej z nastolatek, które były pasażerkami w radiowozie podczas tragicznego wypadku niedaleko Warszawy, wyraża swoje zaniepokojenie brakiem kar dla funkcjonariuszy odpowiedzialnych za to wydarzenie. Informacja, że starszy z policjantów uniknął kary ze względu na przejście na emeryturę i „niepodleganie już orzecznictwu”, wywołuje jej frustrację.
Podczas incydentu, policjanci przewożący dwie nastolatki nie tylko doprowadzili do rozbicia radiowozu w wyniku nieodpowiedzialnej jazdy, ale również zaniechali udzielenia pomocy rannym dziewczynom oraz wezwania karetki pogotowia. Po zakończeniu postępowania dyscyplinarnego, młodszy z funkcjonariuszy został ukarany, natomiast starszy nie poniesie żadnych konsekwencji ze względu na przejście na emeryturę. Warto zaznaczyć, że starszy policjant był wcześniej zawieszony w obowiązkach służbowych i ma na nim ciążące zarzuty prokuratorskie.
— Moja córka wciąż ma problemy ze zdrowiem i musi chodzić po lekarzach, a funkcjonariusz, który to spowodował, będzie sobie spokojnie siedział w domu, za pieniądze podatników, niczym się nie przejmując — komentuje mama 17-latki, która ucierpiała w tym wypadku.
Według informacji przekazanych przez Onet, Prokuratura zapewnia, że fakt przejścia policjanta na emeryturę nie ma wpływu na kontynuację prowadzonego przez nią postępowania. Zarówno starszy, jak i młodszy funkcjonariusz są wciąż objęci tym śledztwem. To bulwersujące zdarzenie miało miejsce 2 stycznia br. w miejscowości Dawidy Bankowe, niedaleko Warszawy.