Narodowy Bank Polski podjął kroki prawne wobec dziennikarza Leszka Kraskowskiego w związku z wpisem opublikowanym na mediach społecznościowych, który dotyczył Adama Glapińskiego. Informuje o tym artykuł w „Gazecie Wyborczej”, gdzie opisano sytuację, w jakiej znalazł się dziennikarz wobec działań aparatu państwowego, włączając w to policję.

POLECAMY: Glapiński został uhonorowany tytułem »Dzban Roku 2022«

Przed rokiem NBP złożył zawiadomienie przeciwko Leszkowi Kraskowskiemu w Prokuraturze Rejonowej dla Warszawy-Śródmieścia, dotyczące treści wpisu opublikowanego w internecie.

Adam Glapiński w 2006 r. podpisał z państwowym PWR Rzeczpospolita [Przedsiębiorstwo Wydawnicze Rzeczpospolita] umowę na konsultacje, dzięki której dostawał 12 tys. zł miesięcznie.

Za nicnierobienieW wydawnictwie nigdy nie bywał, przelewy dostawał regularnie. Znalezione podczas porządków w moim garażu. Serio. – napisał Kraskowski.

Do wpisu został dołączony skan umowy między Adamem Glapińskim i wydawcą „Rzeczpospolitej”. Umowa obowiązywała do 2011 roku.

Jak pisze „Wyborcza”, zawiadomienie nie dotyczy twierdzenia, że Glapiński dostawał pieniądze za „nicnierobienie”. Nie jest także związane ze stwierdzeniem, że „w wydawnictwie nigdy nie bywał”. Nie chodzi również o kwotę na jaką opiewała umowa zawarta za pierwszych rządów PiS.

Sprawa dotyczy ujawnienia/przetwarzania danych osobowych, podlegających ochronie w ramach Ustawy o ochronie danych osobowych. W imieniu NBP dokument podpisał zastępca dyrektora departamentu prawnego Bernard Smykła.

Machina ruszyła

Pierwsze przesłuchanie miało miejsce w styczniu tego roku. – Od razu potwierdziłem, że to ja jestem autorem tego wpisu, i nie robiłem żadnych trudności z ustaleniem faktów oraz moich danych – mówi „Wyborczej”.

W lutym usłyszał zarzuty. – Postanowienie o przedstawieniu zarzutów podpisałem, ale go nie otrzymałem. Nie mogłem więc nawet dokładnie zreferować sprawy adwokatowi. Adwokat też nie dostał postanowienia na pismo, które wysłał do prokuratury, nikt nie odpowiedział. Podobnie było z moim adwokatem z wyboru – opisuje.

Pomimo tego, że przyznał się do zamieszczenia wpisu, prokuratura skierowała go na badania psychiatryczne, był na kilku przesłuchaniach, ściągnięto jego bilingi, musiał zgłaszać się do komisariatu, policja zbierała na jego temat opinie sąsiadów. Czynności w jego sprawie prowadziła policyjna komórka zajmująca się „przestępczością przy użyciu elektronicznych instrumentów płatniczych”. Z Facebooka ściągnięto jego dane.

Na jednym z przesłuchań funkcjonariusze chcieli pobrać od Kraskowskiego odciski palców i próbki DNA. Gdy odmówił został zatrzymany. Wyciągnięto mu, że nie zapłacił dwóch mandatów po 100 zł za parkowanie. Musiał iść z policjantami na pocztę, by dokonać wpłaty i dopiero wtedy został wypuszczony.

Obserwuj nasze artykuły na Google News

Naciśnij przycisk oznaczony gwiazdką (★ obserwuj) i bądź na bieżąco

Share.

Ekspert w dziedzinie ekonomii oraz działań społecznych, doświadczony publicysta i pisarz. Pierwsze artykuły opublikował w 1999 roku publikacjami dla międzynarodowych wydawców. Współpracując z czołowymi światowymi redakcjami.

Napisz Komentarz

Exit mobile version