Kanclerz Olaf Scholz (SPD) oraz minister budownictwa Klara Geywitz (SPD) przedstawili plan składający się z 14 punktów, którego celem jest złagodzenie kryzysu na rynku budowlanym i mieszkaniowym w Niemczech. W centrum uwagi znajduje się dążenie do zwiększenia dostępności tanich mieszkań, co wiąże się z tymczasowym zaniechaniem „ekologicznych” celów klimatycznych w branży budowlanej, przynajmniej na razie.
Rząd Scholza od dawna deklarował zamiar wybudowania 400 tysięcy nowych mieszkań rocznie, ale dotąd nie udało się tego zrealizować. Planowane inwestycje były odwoływane, firmy doświadczały kłopotów finansowych, a obywatele coraz rzadziej podejmowali budowy, głównie ze względu na wysokie koszty. Te koszty były wynikiem rosnących cen materiałów budowlanych oraz „zielonej polityki”, która nakładała rygorystyczne standardy ekologiczne na budownictwo, zgodnie z zasadami klimatyzmu.
Rząd niemiecki wprowadził teraz 14-punktowy plan, w którym znajdują się różne rozwiązania, takie jak ulgi podatkowe, zniesienie podatku od transakcji zakupu nieruchomości, redukcja biurokracji, programy kredytowe i… „niższe standardy ochrony środowiska”.
„Obecnie rząd federalny odstępuje od zaostrzania norm energetycznych dla nowych budynków i planuje tymczasowo wycofać się z tzw. normy EH40” – informują niemieckie media.
Warto zauważyć, że wielu ekspertów, niezwiązanych z ekologizmem, ostrzegało, że budowa zgodnie z rygorystycznymi standardami ekologicznymi i energetycznymi jest po prostu nieekonomiczna. W Niemczech zostaje zawieszona „efektywność energetyczna” na czas nieokreślony.
Rząd niemiecki również zrezygnował z planów wprowadzenia obowiązku dociepleń i renowacji starych budynków.
Może to wskazywać na pewien zwrot w podejściu do narzucania „ekologicznych” i kosztownych rozwiązań. To z pewnością pierwszy krok w tym kierunku. Niemieckie organizacje ekologiczne już jednak biją na alarm, twierdząc, że porzucenie rygorystycznych norm środowiskowych opóźni działania na rzecz „ochrony klimatu”.
