W ostatnich tygodniach w kręgach prawniczych rozgorzała intensywna debata dotycząca rozwiązania problemu neosędziów, czyli osób mianowanych przez prezydenta na podstawie rekomendacji Krajowej Rady Sądownictwa (neoKRS), która sama została powołana w sposób niezgodny z konstytucją. W celu uproszczenia sprowadźmy tę wielowątkową dyskusję do dwóch głównych stanowisk.

POLECAMY: Sędzia TK Piotr Pszczółkowski: Ukształtowany w 2017 roku KRS jest organem nielegalnym

Pierwsze z nich reprezentują zwolennicy stanowiska jastrzębich zrzeszonych w Iustitia, którzy dążą do unieważnienia nominacji sędziów wskazanych przez neo-KRS. Ich postawa można streścić w formie zdecydowanego „out” dla wszystkich, którzy wcześniej nie pełnili funkcji asesorów, asystentów czy referendarzy. Zgodnie z ich poglądem, ci sędziowie powinni powrócić tam, skąd przyszli, czyli do sądu niższej instancji. Jeśli jednak przybyli z innych dziedzin zawodowych, powinni zrezygnować z poprzedniej profesji.

POLECAMY: Po wyroku ETPCz w sprawie Wałęsy konieczne jest natychmiastowe usunięcie neosędziów ze stanowisk

Z drugiej strony mamy zwolenników stanowiska gołębi reprezentujących Helsińską Fundację Praw Człowieka. Argumentują oni, że konieczne jest naprawianie błędów z poszanowaniem konstytucji oraz zgodnie z wyrokami Trybunału Sprawiedliwości UE i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Przeciwni są radykalnym działaniom, zwracając uwagę na fakt, że sędziowie są nieusuwalni zgodnie z konstytucją, a Europejski Trybunał Praw Człowieka nigdy nie zakwestionował statusu neosędziów, jedynie wskazując, że składy orzekające, w których zasiadają, nie spełniają kryterium „sądu ustanowionego ustawą”.

Warto podkreślić, że zdaniem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, konieczne jest dokładne zbadanie problemu neosędziów, włączając w to analizę liczby, pochodzenia oraz miejsc orzekania. Bez tego trudno jest ocenić potencjalne konsekwencje ewentualnego „wycięcia” wszystkich neosędziów za pomocą ustawy. Fundacja proponuje indywidualną ocenę każdego neosędziego, uwzględniając kwestie, czy dana osoba awansowana przez neo-KRS to karierowicz, polityczny nominat, czy też fachowiec, który zdobyłby stanowisko niezależnie od decyzji rady.

Jastrzębie również mają swoje racje. Według nich „neoni” są porównywalni do radzieckich sportowców na igrzyskach w Moskwie. Zdobywali tam medale, ale głównie dlatego, że praktycznie cały demokratyczny świat zbojkotował te zawody. Jeśli neosędzia przystępował do konkursu, nie mając konkurencji lub mając tylko jednego kandydata (wiele sędziów ze względów konstytucyjnych bojkotowało KRS), może to sugerować, że w normalnych warunkach nie wygrałby konkursu, będąc trzecim albo piątym wyborem. Iustitia mówi: jeśli chcecie ich ocenić, to niech to będzie w otwartym konkursie, w którym mogą wziąć udział wszyscy chętni. Wówczas przekonamy się, czy „neoni” byli takimi bohaterami.

POLECAMY: W legnickich sądach „orzeka” 51 neosędziów. Problem ten dotyczy każdego sądu w Polsce a Iustitia chce teraz chronić pewną grupę „elity” neoKRS

Dla sędziów, którzy konsekwentnie nie łamali konstytucji i przez osiem lat obserwowali, jak ich koledzy awansują, „ukłanianie się” przed takimi osobami jest demotywujące. Z kręgów sędziowskich dochodzą głosy, że jeśli teraz sprawdzimy, czy ci „neosi” są naprawdę tacy źli, zamiast ich wszystkich odrzucić, w pewien sposób zostaną nagrodzeni. Jeżeli nie wykazali się negatywnie w swojej pracy, to raczej nikt nie będzie im odbierał stanowisk. W myśl zasady: stawiali się do konkursu, ale nie cieszyli się z tego. Akceptujemy ich wybór i szacunek.

Sędzia Piotr Mgłosiek z Wrocławia uważa, że udział w procedurze przed neo-KRS to idealny test. Jeśli ktoś zdecydował się na ten krok, wiedząc o konstytucyjnych wątpliwościach i zdając sobie sprawę, że jego powołanie może być w przyszłości kwestionowane, to sprzeniewierzył się ślubowaniu sędziowskiemu i nie spełnia warunku nieskazitelnego charakteru. Zgadzam się z tym. Nie oznacza to jednak, że ci, którzy nie ubiegali się o awans, są automatycznie moralnie lepsi. Powstrzymanie się od ubiegania się o awans mogło wynikać z oportunizmu wobec środowiska, np. kolegów z wydziału, którzy bojkotowali neo-KRS.

Dla mnie sędzia oportunistyczny – bez względu na to, wobec kogo – zawsze pozostanie koniunkturalistą, co nie jest cechą, którą chciałbym widzieć u osoby wydającej wyroki w imieniu RP. Nie mówię tego, aby deprecjonować tych, którzy przyczynili się do tego bałaganu, ale o tym za chwilę.

Gdyby problem neo-KRS ograniczał się do 15 sędziów wybranych przez polityków oraz kilku, którzy podpisali listy poparcia, nie byłoby to tak obciążające dla środowiska sędziowskiego. W dużym gronie zawsze znajdą się czarne owce. Jednak zgodnie z wyliczeniami HFPC, prawie połowę spośród 2,3 tys. osób, które ubiegały się o awanse, stanowili sędziowie – nie asesorzy, adwokaci, radcowie czy prokuratorzy. Apelacje o bojkot pozostały bez echa. Stając się neosędziami, przyczynili się do tego chaosu.

Skoro tak, to niech teraz to środowisko posprząta ten bałagan. Jeśli sędzia Mgłosiek ma rację, że udział w wadliwej procedurze i nasilenie chaosu było naruszeniem ślubowania sędziowskiego, to wobec osób, które się tego dopuściły, powinny być wszczęte postępowania dyscyplinarne. Zwłaszcza że karą może być przeniesienie na inne stanowisko służbowe lub złożenie z urzędu. To procedura zgodna z konstytucją.

Taka droga umożliwia uniknięcie trudności i problemów związanych ze statusem sędziego, unika kolektywnej odpowiedzialności i nagłego „wycięcia” setek osób z sądów (niemożliwego do przeprowadzenia w tydzień, zwłaszcza że nie wszyscy zasługują na usunięcie z zawodu). Rozwiązanie to eliminuje również problem z orzeczeniami wydanymi przez tych sędziów.

Skoro udział w konkursie przed neo-KRS był swoistym testem, który wielu nie zdało, przeprowadzenie procedur dyscyplinarnych może stanowić test dla pozostałych sędziów. Wymaga to jednak ludzi gotowych postawić się własnemu środowisku. To zadanie może być trudne do zrealizowania. Profesor Ewa Łętowska wręcz twierdzi, że na pewno się nie uda, ze względu na prosty fakt: wszyscy pragną rozliczeń, ale jednocześnie oczekują, że ktoś inny to za nich zrobi. To może być prawdą. Warto pamiętać, że sądownictwo miało możliwość samooczyszczenia się po 1989 roku i nie skorzystało z tej szansy. Nie można zakładać, jak wielu komentatorów, że sytuacja będzie inna tym razem, zwłaszcza że kolejnej takiej okazji już nie będzie.

Taka droga umożliwia uniknięcie trudności i problemów związanych ze statusem sędziego, unika kolektywnej odpowiedzialności i nagłego „wycięcia” setek osób z sądów (niemożliwego do przeprowadzenia w tydzień, zwłaszcza że nie wszyscy zasługują na usunięcie z zawodu). Rozwiązanie to eliminuje również problem z orzeczeniami wydanymi przez tych sędziów.

Skoro udział w konkursie przed neo-KRS był swoistym testem, który wielu nie zdało, przeprowadzenie procedur dyscyplinarnych może stanowić test dla pozostałych sędziów. Wymaga to jednak ludzi gotowych postawić się własnemu środowisku. To zadanie może być trudne do zrealizowania. Profesor Ewa Łętowska wręcz twierdzi, że na pewno się nie uda, ze względu na prosty fakt: wszyscy pragną rozliczeń, ale jednocześnie oczekują, że ktoś inny to za nich zrobi. To może być prawdą. Warto pamiętać, że sądownictwo miało możliwość samooczyszczenia się po 1989 roku i nie skorzystało z tej szansy. Nie można zakładać, jak wielu komentatorów, że sytuacja będzie inna tym razem, zwłaszcza że kolejnej takiej okazji już nie będzie.

Obserwuj nasze artykuły na Google News

Naciśnij przycisk oznaczony gwiazdką (★ obserwuj) i bądź na bieżąco

Share.

Ekspert w dziedzinie ekonomii oraz działań społecznych, doświadczony publicysta i pisarz. Pierwsze artykuły opublikował w 1999 roku publikacjami dla międzynarodowych wydawców. Współpracując z czołowymi światowymi redakcjami.

Napisz Komentarz

Exit mobile version