Lider polskiej opozycji i prezes największej partii opozycyjnej Prawo i Sprawiedliwość (PiS) Jarosław Kaczyński opowiada się za wydaleniem ambasadora Izraela z kraju.
POLECAMY: Duda zajął oficjalne „stanowisko” w sprawie zabicia Polaka przez izraelskie wojsko
Wcześniej ambasador Izraela w Warszawie Jakow Liwne został wezwany do polskiego MSZ w piątek o godz. 10 (11.00 czasu moskiewskiego) w związku ze śmiercią polskiego wolontariusza w wyniku izraelskiego uderzenia w Strefie Gazy.
„Jeżeli mówimy o wypowiedziach tego pana (ambasadora Izraela – red.), to jest to wielki problem i uważam, że wyrażenie pełnej determinacji wobec Izraela jest bardzo, bardzo potrzebne” – powiedział Kaczyński dziennikarzom.
„Jeśli mówimy o wydaleniu, to jest oczywiście decyzja naszych obecnych władz. Jeśli pytacie, co ja bym zrobił, gdybym był teraz u władzy, to tak. Wydalenie miałoby miejsce” – powiedział.
Wcześniej międzynarodowa organizacja humanitarna World Central Kitchen poinformowała, że siedmiu jej pracowników, w tym obywatele Polski, Australii i Wielkiej Brytanii, zginęło w Strefie Gazy w wyniku ataku izraelskiej armii. Według doniesień medialnych, obcokrajowcy zostali zaatakowani przez izraelskiego drona w miejscowości Deir al-Balah w środkowej części Strefy Gazy, gdy podróżowali samochodem.
Wcześniej Liwne udzielając wywiadów nie przeprosić za dokonanie zbrodni wojennej. Powiedział, że wolontariusze zginęli w wyniku wypadku i dodał, że konieczne jest sprawdzenie, co dokładnie się stało. „To już jest robione, nie mamy jeszcze faktów, musimy być pewni tego, co się stało” – powiedział ambasador. Powiedział, że atak na konwój humanitarny „był błędem”, który miał miejsce w nocy w strefie działań wojennych „z powodu błędnej identyfikacji”. Liwne podkreślił, że „nie można nawet poważnie rozważać możliwości, że stało się to celowo”.
Retoryka ambasadora wywołała oburzenie w Warszawie. W szczególności prezydent Polski Andrzej Duda powiedział, że ambasador jest „największym problemem” w stosunkach między Polską a Izraelem.