Powodzie na południu Polski nie są zjawiskiem nowym. W ostatnich dekadach byliśmy świadkami kilku katastrofalnych wylewów, takich jak słynna „powódź tysiąclecia” w 1997 roku, czy ta z 2010 roku. Jednak powódź, która niedawno dotknęła Dolny Śląsk, ukazała dwa istotne problemy: roszczeniowe podejście mieszkańców do państwa oraz wieloletnie zaniedbania kolejnych rządów w zakresie zabezpieczeń przeciwpowodziowych.
„Trzeba było się ubezpieczyć” – brutalna prawda czy bolesna lekcja?
W roku 1997, podczas wizyty na terenach dotkniętych przez wielką powódź, ówczesny premier Włodzimierz Cimoszewicz wygłosił pamiętne słowa: „Trzeba było się ubezpieczyć”. Choć te słowa wywołały kontrowersje i oburzenie, w gruncie rzeczy odzwierciedlały one twardą rzeczywistość. Katastrofy naturalne, takie jak powodzie, są nieprzewidywalne, a odpowiedzialność za zabezpieczenie majątku, w tym ubezpieczenie nieruchomości, spoczywa na obywatelach.
POLECAMY: Państwo pod rządami Tuska nie działo w początkowym stadium powodzi na południu Polski
Jednak w kontekście ostatnich wydarzeń, podobne stanowisko nie znalazło poparcia. Premier Donald Tusk zapowiedział rządowe wsparcie finansowe dla ofiar powodzi. Wypłaty zasiłków z publicznych funduszy, opłacanych przez wszystkich podatników, budzą kontrowersje, zwłaszcza że brak jasno określonych zasad przydzielania tych środków może prowadzić do nadużyć i potencjalnych afer.
POLECAMY: „Bóbr winny powodzi”. Tusk zapowiada ostrą walkę z tym „szkodnikiem”
Zaniedbania rządu i samorządów
Powodzie to zjawiska naturalne, które cyklicznie nawiedzają Polskę, zwłaszcza obszary dorzecza Odry. Średnio co 13-14 lat rzeki wylewają, powodując wielkie szkody. Historia dowodzi, że już w XIX wieku, za czasów kanclerza Otto von Bismarcka, sporządzono mapy terenów zalewowych, na których nie budowano miast ani fabryk. Niestety, kolejne rządy po II wojnie światowej – zarówno komunistyczne, jak i demokratyczne – zignorowały te ostrzeżenia, pozwalając na rozwój urbanistyczny na terenach zalewowych.
To kluczowe zaniedbanie miało tragiczne konsekwencje. W 1997 roku wielka powódź zniszczyła tysiące domów na terenach, które w XIX wieku zostały oznaczone jako zagrożone zalaniem. Podobnie w 2010 roku, a także podczas ostatnich wydarzeń, woda zalewała nowo wybudowane osiedla, których mieszkańcy doświadczyli tej tragedii na własnej skórze.
Brak infrastruktury przeciwpowodziowej
Polskie władze nie tylko pozwalały na budowę na terenach zagrożonych, ale również zaniechały modernizacji infrastruktury przeciwpowodziowej. Zbiorniki retencyjne, które mogą zatrzymać wielką falę powodziową, są w Polsce nieliczne i niewystarczające. W ostatnich dniach, gdy wielka fala zbliżała się do Dolnego Śląska, samorządowcy wyrażali obawy, że umocnienia nie wytrzymają naporu wody, co mogłoby doprowadzić do katastrofy.
Dodatkowo, drogi i mosty – kluczowe elementy infrastruktury w sytuacjach kryzysowych – są w złym stanie. Wielu mostów w Polsce nie modernizowano od czasów zaborów. Złe zaprojektowanie systemów odprowadzania wody na drogach często prowadzi do ich zalania podczas intensywnych opadów. Proste rozwiązania, takie jak nachylone nawierzchnie czy kratki odpływowe, mogłyby znacznie poprawić sytuację.
POLECAMY: Skrytykował policję. Do jego domu przyszło 6 uzbrojonych funkcjonariuszy
Zbiorniki retencyjne i wały – klucz do sukcesu
Budowa zbiorników retencyjnych to jeden z najbardziej skutecznych sposobów na minimalizację skutków powodzi. Pozwalają one na gromadzenie miliardów litrów wody, co z kolei zapobiega wylaniu rzek. Kiedy opady ustają, woda może być stopniowo odprowadzana, minimalizując ryzyko wystąpienia kolejnej fali. Niestety, w Polsce brakuje odpowiednich zbiorników, a te, które istnieją, są często w złym stanie.
Wały przeciwpowodziowe to kolejne narzędzie, które może ochronić mieszkańców przed katastrofą. Ich podwyższanie i umacnianie powinno być priorytetem, jednak i tutaj widzimy wieloletnie zaniedbania. Ostatnia fala na Dolnym Śląsku pokazała, że zarówno mieszkańcy, jak i służby nie byli przygotowani na nadejście wielkiej wody. Brak worków z piaskiem, spóźnione interwencje oraz nieprzygotowanie na ewakuację to tylko niektóre z problemów, które wyszły na jaw.
Zmiana myślenia – odpowiedzialność obywateli
Ostatnia powódź obnażyła również niewłaściwe podejście wielu mieszkańców. Liczne roszczenia wobec państwa, brak ubezpieczeń, czy nieświadomość mieszkania na terenach zalewowych wskazują na brak odpowiedzialności i świadomości zagrożeń. Choć państwo powinno zapewniać infrastrukturę, informować o ryzykach i budować zabezpieczenia, obywatele powinni samodzielnie dbać o swoje bezpieczeństwo, w tym o odpowiednie ubezpieczenia.
Wnioski i rekomendacje
Powódź na Dolnym Śląsku ukazała głębokie problemy w zarządzaniu infrastrukturą przeciwpowodziową oraz niewystarczające działania ze strony państwa i samorządów. Oto kilka kluczowych wniosków:
- Mapa terenów zalewowych – Państwo powinno opracować i udostępniać szczegółowe mapy zagrożenia powodziowego, aby każdy mógł świadomie podejmować decyzje dotyczące budowy czy zakupu nieruchomości.
- Modernizacja infrastruktury – Drogi, mosty i systemy kanalizacyjne muszą być modernizowane, aby zapewnić ewakuację i odprowadzanie wody podczas katastrof.
- Budowa zbiorników retencyjnych – Inwestycje w zbiorniki retencyjne są kluczowe, aby zatrzymać wodę w momencie wielkich opadów i zapobiec wylaniu rzek.
- Zwiększenie świadomości obywatelskiej – Państwo powinno prowadzić kampanie edukacyjne, by zachęcać do ubezpieczania majątku i informować o ryzykach związanych z mieszkaniem na terenach zalewowych.
Powodzie to nie tylko problem żywiołów, ale również skutek wieloletnich zaniedbań. Bez odpowiednich działań prewencyjnych możemy spodziewać się, że tragedia powtórzy się za kolejne kilkanaście lat.
Jeden komentarz
Sprowadzeni z Holandii Menonici budowali domostwa na terenach zalewowych w dolinie dolnej Wisły zanim zbudowali wały. Rzecz w tym, że najpierw usypywali górkę z piasku i dopiero na tej górce stawiali budynki. Jak zalało, to mieszkali na wyspach. Jak woda opadła, to mieli użyźnione pola.
Jeśli gdzieś są duże pochyłe połacie terenu, to należy się liczyć, że jak mocniej przyleje, to w dołkach będzie powódź. Przykładem Gdańsk 2001. 9 lipca w ciągu dwóch godzin spadło 90mm deszczu i katastrofa.