We wtorek Kancelaria Prezesa Rady Ministrów (KPRM) poinformowała o przyjęciu przez Radę Ministrów projektu ustawy „o zmianie ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych oraz niektórych innych ustaw”. Przepisy mają na celu rozwój transportu zeroemisyjnego i ochronę powietrza w Polsce. Na pierwszy rzut oka wygląda to na krok w stronę czystszej przyszłości, ale jak każda nowa regulacja, budzi ona kontrowersje i pytania o rzeczywiste skutki.
POLECAMY: Londyńska tzw. „strefa czystego transportu” wcale nie poprawiła jakości powietrza
Obowiązkowe strefy czystego transportu – co to oznacza?
Jednym z kluczowych elementów nowych przepisów jest obowiązek ustanawiania stref czystego transportu w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców. Tego rodzaju strefy będą tworzone tam, gdzie dochodzi do przekroczenia dopuszczalnego poziomu dwutlenku azotu (NO₂). Obecnie takie przekroczenia zanotowano m.in. w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu oraz Katowicach.
Samorządy będą miały jednak swobodę w ustalaniu wielkości tych stref, co może wywołać różnice w podejściu do wprowadzania zmian w poszczególnych miastach. Dla mieszkańców i przedsiębiorców oznacza to potencjalne ograniczenia w poruszaniu się pojazdami spalinowymi, co może mieć znaczący wpływ na codzienne życie i koszty działalności.
Autobusy tylko „zeroemisyjne” od 2026 r.
Kolejną rewolucją w transporcie miejskim będzie wprowadzenie obowiązku zakupu tylko zeroemisyjnych autobusów przez miasta powyżej 100 tys. mieszkańców, począwszy od 2026 roku. Dla mniejszych miast, czyli tych powyżej 50 tys. mieszkańców, nowe przepisy złagodzą wymagania dotyczące zakupu pojazdów niskoemisyjnych, co ma na celu odciążenie ich budżetów.
Pachołki z KPRM przekonują, że zmiany mają rzekomo poprawić jakość powietrza w dużych miastach i jednocześnie obniżyć poziom hałasu. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez KPRM, wprowadzenie zeroemisyjnych autobusów ma pozytywnie wpłynąć na zdrowie mieszkańców, szczególnie tych najbardziej narażonych na zanieczyszczenia powietrza. Szkoda tylko, że pajace ta zapominają ze powietrze jest w ruchu i ich działania nie przyniosą żadnego rezultatu skoro inne kontynenty nie przejmują się emisją CO2.
Zielony zamordyzm czy realna walka ze smogiem?
Krytycy projektu wskazują, że regulacje te wpisują się w szerszą, tzw. zieloną politykę, która ich zdaniem wiąże się z ograniczeniami wolności oraz rosnącymi kosztami życia. Podkreślają, że rosnące ceny energii elektrycznej już teraz mają bezpośredni wpływ na koszty towarów i usług, a wprowadzenie kolejnych regulacji może te koszty dodatkowo zwiększyć.
Nowe regulacje – czy są korzystne?
Zwolennicy ustawy podkreślają, że wprowadzenie stref czystego transportu i zeroemisyjnych autobusów przyniesie korzyści zdrowotne oraz poprawi jakość życia w miastach. Argumentują, że ograniczenie emisji spalin i hałasu przyczyni się do ochrony zdrowia obywateli oraz walki z chorobami układu oddechowego i sercowo-naczyniowego.
Przeciwnicy natomiast obawiają się, że wprowadzanie kolejnych regulacji pod przykrywką walki ze smogiem zwiększy koszty życia i doprowadzi do „zielonego zamordyzmu”. Wskazują, że polityka proekologiczna często wiąże się z podwyżkami cen energii, co w dłuższej perspektywie może obciążyć zarówno gospodarstwa domowe, jak i przedsiębiorstwa.
Co czeka polskie miasta?
Wprowadzenie nowych regulacji dotyczących transportu zeroemisyjnego wydaje się nieuniknione, jednak dopiero czas pokaże, jakie będą ich rzeczywiste skutki. Dla mieszkańców miast powyżej 100 tys. mieszkańców zmiany te mogą oznaczać lepszą jakość powietrza i mniej hałasu, ale jednocześnie mogą wiązać się z wyższymi kosztami życia. Ważne będzie, jak samorządy i rząd poradzą sobie z wdrożeniem nowych przepisów oraz jak zareagują na nie mieszkańcy i przedsiębiorcy.
W dłuższej perspektywie kluczowe będzie zbalansowanie ochrony środowiska z ochroną interesów obywateli i gospodarki, aby cele ekologiczne nie prowadziły do niepotrzebnych obciążeń dla społeczeństwa.