W małym miasteczku Józefów pod Warszawą, na jednej z cichych uliczek, stoi schludny dom z cegły, otoczony zadbanym ogrodem. To dom państwa Łukiewiczów – Anny i Marka, małżeństwa, które niedawno obchodziło 25. rocznicę ślubu. Anna, 50-letnia nauczycielka biologii w miejscowym liceum, a Marek, inżynier budowlany z wieloletnim doświadczeniem, przez lata ciężko pracowali, aby stworzyć sobie spokojne i wygodne życie.
Życie przed pompą ciepła
Dom, w którym mieszkają, został wybudowany w latach 90. XX wieku. Jest to klasyczna, dwupiętrowa konstrukcja z poddaszem użytkowym. Przez wiele lat ogrzewali swój dom piecem na węgiel, ale gdy przepisy zaczęły zaostrzać normy dotyczące emisji spalin, Łukiewicz zaczęli rozważać bardziej ekologiczne rozwiązania. Anna, z troską o środowisko i przyszłość swoich wnuków, mocno naciskała, by zainwestować w pompę ciepła. Marek, choć początkowo sceptyczny, zgodził się, widząc argumenty o niskich kosztach eksploatacji oraz możliwości uzyskania dotacji na tę inwestycję.
Decyzja o zakupie
Po wielu tygodniach czytania artykułów, oglądania poradników na YouTube i konsultacjach z firmami zajmującymi się instalacjami pomp ciepła, wybrali model Daikin Altherma 3 H HT – nowoczesną pompę powietrze-woda, która była polecana do domów nieocieplonych lub o słabej izolacji. Urządzenie kosztowało ich 55 tysięcy złotych, ale dzięki programowi „Czyste Powietrze” udało im się otrzymać 15 tysięcy złotych dotacji. Resztę sfinansowali kredytem konsumenckim na korzystnych warunkach.
Przy okazji inwestycji w pompę ciepła, wymienili także stary bojler na nowoczesny zasobnik wody o pojemności 300 litrów oraz zainstalowali system sterowania, pozwalający na zdalne zarządzanie temperaturą w domu. Całkowity koszt modernizacji wyniósł 65 tysięcy złotych.
Nowy system ogrzewania
Pompa została uruchomiona w październiku, tuż przed początkiem sezonu grzewczego. Początkowo wszystko działało bez zarzutu – ciepło rozchodziło się równomiernie po całym domu, a woda w kranach była zawsze odpowiednio nagrzana. Anna chwaliła cichą pracę urządzenia, a Marek doceniał brak konieczności uciążliwego dokładania do pieca.
Pierwszy rachunek
Idylla trwała do stycznia, kiedy do skrzynki na listy trafił pierwszy rachunek za prąd. Marek otworzył kopertę i zamarł. Liczba widniejąca na fakturze od dostawcy energii elektrycznej przyprawiła go o zawrót głowy: 30 000 złotych za ostatnie dwa miesiące.
Anna, widząc bladość na twarzy męża, podeszła i również spojrzała na rachunek. W pierwszej chwili myślała, że to jakaś pomyłka. Sprawdzili historię zużycia prądu i odkryli, że pompa ciepła zużywała ponad 120 kWh dziennie, co było zupełnie niezgodne z obietnicami producenta i zapewnieniami instalatorów.
Poszukiwanie przyczyn
Zaczęli analizować, co poszło nie tak. Marek, jako inżynier, przejrzał dokumentację techniczną i zauważył, że instalatorzy nie wykonali żadnych testów szczelności instalacji grzewczej ani nie sprawdzili wydajności samej pompy. Co więcej, dom nie został ocieplony – stare okna przepuszczały chłód, a ściany bez izolacji powodowały ogromne straty ciepła.
Dodatkowo, system grzewczy był źle skonfigurowany – temperatura wody w instalacji została ustawiona na 65°C, co drastycznie obniżyło efektywność pompy ciepła. W trybie wysokotemperaturowym urządzenie działało niemal non-stop, pochłaniając ogromne ilości energii.
Narastające problemy
Po konsultacji z dostawcą energii dowiedzieli się, że ich taryfa prądu – standardowa G11 – nie była optymalna dla urządzeń o tak dużym poborze energii. Przeoczenie to kosztowało ich kolejne tysiące złotych.
Łukiewicz byli załamani. Kredyt na pompę ciepła spłacali w miesięcznych ratach po 1 200 złotych, a teraz musieli zmierzyć się z ogromnym rachunkiem, który w żaden sposób nie mieścił się w ich budżecie. Anna zarabiała 4 500 zł netto jako nauczycielka, a Marek – 7 000 zł. Po odliczeniu kosztów utrzymania domu, żywności, rat kredytowych i innych stałych wydatków, zostawało im niewiele na nieprzewidziane sytuacje.
Anna i Marek zaczęli szukać pomocy. Skontaktowali się z firmą, która instalowała pompę ciepła, ale usłyszeli, że ich umowa nie obejmowała ocieplenia budynku ani audytu energetycznego. Zgłosili reklamację, ale odpowiedź była lakoniczna: „Pompa działa zgodnie z parametrami technicznymi”.
Postanowili działać na własną rękę. Marek, wykorzystując swoje znajomości w branży, zaprosił znajomego specjalistę od termomodernizacji, który sporządził szczegółowy audyt energetyczny budynku. Okazało się, że dom wymaga pilnego ocieplenia, wymiany okien oraz zoptymalizowania pracy instalacji grzewczej. Koszt tych prac oszacowano na kolejne 80 tysięcy złotych.
Łukiewicz byli zdruzgotani, ale zdecydowani wyjść z tej sytuacji. Złożyli wniosek o dodatkową dotację na ocieplenie budynku, a Marek zaczął przeglądać oferty kredytów remontowych. Anna zorganizowała w szkole akcję edukacyjną na temat ekologicznych rozwiązań, przestrzegając innych przed popełnieniem podobnych błędów.
Historia Łukiewiczów to przestroga dla tych, którzy decydują się na nowoczesne technologie bez gruntownego przygotowania. Pompa ciepła miała być krokiem w stronę oszczędności i ekologii, ale stała się źródłem ogromnego stresu i finansowych kłopotów.
Jednak dzięki determinacji i wsparciu bliskich, Anna i Marek wierzą, że uda im się przetrwać trudne chwile i w końcu cieszyć się ciepłem we własnym domu bez obaw o rachunki.