W ostatnich dniach głośno zrobiło się o wypowiedzi byłego ambasadora Polski w Kijowie, Bartosza Cichockiego, który w rozmowie z RMF FM poruszył kwestię ewentualnego wysłania polskich wojsk na Ukrainę. Jego słowa wzbudziły zarówno zainteresowanie, jak i kontrowersje, zwłaszcza że nie wykluczył on scenariusza, w którym polscy żołnierze mogliby znaleźć się na Ukrainie w ciągu najbliższych 5-10 lat. Co więcej, Cichocki podkreślił, że „to mogą wcale nie być siły rozjemcze”.
POLECAMY: Publicysta Onetu wzywa rząd Tuska do wysłania wojska na Ukrainę
Europa nie jest gotowa na obronę – ostrzega były ambasador
Bartosz Cichocki w swojej wypowiedzi zwrócił uwagę na brak przygotowania Europy do ewentualnego konfliktu zbrojnego. Jego zdaniem, Stary Kontynent nie jest gotowy ani mentalnie, ani strategicznie do obrony w razie ataku. – Europa nie jest gotowa się bronić – stwierdził, wskazując na brak zdolności wojskowych, takich jak przerzut sił czy precyzyjne uderzenia na dalekie dystanse.
To stwierdzenie wpisuje się w szerszą dyskusję o bezpieczeństwie Europy w kontekście rosnących napięć geopolitycznych. Cichocki podkreślił, że skuteczność w dzisiejszych czasach zależy od zdolności do poparcia deklaracji czynami. – Żyjemy w czasach, w których skuteczny jest ten, kto jest w stanie poprzeć swoje deklaracje czynami – powiedział.
POLECAMY: Tusk podczas spotkania z Macronem zarzekał się, że Polska nie wyśle swojego wojska na Ukrainę
Polskie wojska na Ukrainie – realny scenariusz?
Cichocki nie wykluczył możliwości wysłania polskich żołnierzy na Ukrainę, choć zaznaczył, że pytania o ewentualny kontyngent wojskowy to nie jest pytanie do niego. – Miejmy świadomość, że tak się może zdarzyć, iż to mogą nie być wcale siły rozjemcze – przekonywał. Jego słowa sugerują, że Zachód może zdecydować się na wysłanie wojsk w innym charakterze niż misja pokojowa.
Były ambasador podkreślił również, że decyzje dotyczące wsparcia Ukrainy powinny uwzględniać realne potrzeby tego kraju. W jego ocenie, Polska i Europa muszą być gotowe na różne scenariusze, w tym na eskalację konfliktu. – Rosja stosuje strategię eskalacji i podnoszenia stawek – ocenił Cichocki, wskazując na rosyjską taktykę negocjacyjną.
USA a Rosja – wojna na surowce
Cichocki zwrócił także uwagę na rolę Stanów Zjednoczonych w konflikcie na Ukrainie. Jego zdaniem, USA mają potężne narzędzie przeciwko Rosji w postaci kontroli cen ropy i gazu. – Polityka zwiększania wydobycia surowców w USA stanowi poważne zagrożenie dla rosyjskiej gospodarki – powiedział. To stwierdzenie podkreśla, jak ważna jest gospodarcza walka między mocarstwami w kontekście wojny na Ukrainie.
Wybory na Ukrainie – ryzyko dla bezpieczeństwa?
Były ambasador skrytykował również pomysł przeprowadzenia wyborów na Ukrainie w czasie trwania konfliktu. Jego zdaniem, taki krok mógłby być na rękę Rosji. – Proces wyborczy na Ukrainie może wymagać demobilizacji części wojska, co wprowadziłoby napięcia wśród Ukraińców – wyjaśnił. Dodatkowo zauważył, że na Ukrainie rośnie oczekiwanie zakończenia wojny, choć większość ludzi nie zastanawia się, na jakich warunkach i jakim kosztem.
– Oczywiście, że większość ludzi nie zadaje sobie pytania, na jakich warunkach, jakim kosztem, ale rośnie gotowość, żeby terytoria okupowane miały jakiś status przejściowy – powiedział Cichocki.
Podsumowanie
Wypowiedź Bartosza Cichockiego to ważny głos w dyskusji o przyszłości Ukrainy i roli Polski oraz Europy w tym konflikcie. Jego słowa wskazują, że scenariusz wysłania polskich wojsk na Ukrainę nie jest wykluczony, choć niekoniecznie w charakterze sił rozjemczych. Jednocześnie były ambasador zwraca uwagę na brak przygotowania Europy do obrony oraz na strategiczne zagrożenia związane z rosyjską polityką.