Wiceminister obrony narodowej Cezary Tomczyk poinformował, że już na wiosnę posłowie i senatorowie będą mogli wziąć udział w specjalnym szkoleniu wojskowym. Choć inicjatywa ma na celu zwiększenie świadomości obronnej wśród parlamentarzystów, nie brakuje głosów krytyki. Wielu Polaków uważa, że to kolejny przykład, w którym politycy „bawią się w wojsko” za publiczne pieniądze, podczas gdy zwykli obywatele muszą sami płacić za dostęp do strzelnic i przechodzić restrykcyjne procedury, by posiadać broń.
Szkolenie wojskowe dla parlamentarzystów – na czym polega?
Szkolenie, organizowane przez Akademię Sztuki Wojennej, ma być dwudniowe i obejmować zarówno teorię, jak i praktykę. Pierwszy dzień będzie poświęcony spotkaniom z ekspertami od bezpieczeństwa, strategii i dyrektyw obronnych. Drugi dzień ma być praktycznym sprawdzianem na poligonie, prawdopodobnie pod Warszawą.
– Chcemy, żeby tego typu szkolenia ruszyły na wiosnę. Będą prowadzone przez Akademię Sztuki Wojennej i odbywały się stacjonarnie, ale też na poligonie – zapowiedział w Radiu ZET wiceminister Cezary Tomczyk. Zaznaczył przy tym, że nie chodzi o to, by „posłów wziąć w kamasze”, ale by zwiększyć ich wiedzę na temat obronności państwa i umożliwić im kontakt z żołnierzami.
Dobrowolne, ale czy potrzebne?
Szkolenie ma charakter dobrowolny, jednak już teraz budzi mieszane reakcje wśród polityków. Paweł Śliz z Polski 2050 przyznał, że tego typu inicjatywa mogłaby przydać się „szczególnie grubszym”. – Myślę, że mnie to by dobrze zrobiło na kondycję. Im więcej ludzi przeszkolonych w Polsce, tym większe bezpieczeństwo naszego kraju – mówił Śliz.
Z kolei poseł PiS Marcin Warchoł podkreślił, że udział w szkoleniu to „obywatelski obowiązek”. – Jak ojczyzna wzywa, to zawsze! To jest bardzo potrzebne i użyteczne – przekonywał.
Nie wszyscy jednak są tak entuzjastycznie nastawieni. Poseł Lewicy Anita Kucharska-Dziedzic wyraziła wątpliwości co do celowości nauki walki. – Nauka, co robić w sytuacji zagrożenia, biologicznego, chemicznego, jakiegokolwiek innego, jest cenna. Jak pomagać osobie zranionej. Ale nie wiem, czy jestem gotowa skorzystać ze szkolenia, które by pokazało, jak napastnikowi zrobić krzywdę – powiedziała.
Kontrowersje wokół szkolenia
Choć inicjatywa MON ma na celu zwiększenie świadomości obronnej, nie brakuje głosów krytyki. Wielu Polaków uważa, że to kolejny przykład, w którym politycy korzystają z przywilejów, podczas gdy zwykli obywatele muszą sami płacić za dostęp do strzelnic i przechodzić restrykcyjne procedury, by posiadać broń.
– Niewątpliwie na bezpieczeństwo kraju najlepiej zrobiłaby szeroko i łatwo dostępna legalna broń z jak najmniejszą ilością rejestracji i pozwoleń dla zwykłych, uczciwych obywateli. Tego jednak politycy żadnej mainstreamowej opcji nie chcą w ogóle poruszyć – komentują internauci.
Czy szkolenie to dobry pomysł?
Marek Sawicki z PSL podkreślił, że parlamentarzyści powinni dawać przykład obywatelom. – Jeżeli mamy przeszkolić obywateli, to w pierwszej kolejności przykład powinni dać parlamentarzyści – mówił.
Wiceminister Tomczyk zapowiedział, że Ministerstwo Obrony Narodowej planuje rozszerzyć ofertę szkoleń dla wszystkich obywateli. – Uważam, że tego typu przeszkolenie powinni przejść wszyscy obywatele. Chcemy, aby każdy mógł skorzystać ze szkoleń, jakie oferuje MON, jeżeli tylko chce – przekonywał.
Czy inicjatywa spotka się z zainteresowaniem parlamentarzystów? Czy rzeczywiście wpłynie na zwiększenie bezpieczeństwa kraju? Czas pokaże. Na razie jednak dyskusja na ten temat nie milknie, a szkolenie budzi zarówno nadzieje, jak i kontrowersje.