Rząd przyjął ustawę, która gwarantuje cenę tony węgla w wysokości 996 zł. Jednak program ten uznać na starcie należy za klapę, bo do jego obsługi zgłosiła się garstka sprzedawców. Pozostali mówią, że jest to dla nich niekorzystne i nie mają zamiaru dopłacać do interesu.
Obecnie cena węgla waha się między 3 a 4 tys. zł za tonę. Rząd przyjął więc uchwałę o maksymalnej cenie węgla, którą internauci porównali do reglamentacji towarów z czasów PRL-u. Kolejny „sztandarowy program PiS” zakłada, że węgiel sprzedawany będzie po cenie nie wyższej niż 996,60 zł brutto za tonę. Składy węgla, które zdecydują się na sprzedaż opału po tej cenie, mają otrzymywać rekompensatę za sprzedaż odbiorcom indywidualnym węgla po powyższej „urzędowej” cenie.
Jak ustalił dziennik „Fakt”, do programu dołączyło w całej Polsce zaledwie 10 prywatnych składów opału plus ponad 70 składów prowadzonych przez kontrolowaną przez państwo Polską Grupę Górniczą. Pozostali sprzedawcy wyśmiali rządowy pomysł. – Z jakiej racji mamy kredytować klientów i rząd, a do tego dopłacać do interesu – mówi jeden z nich, cytowany przez gazetę.
– By zdecydować się na sprzedaż węgla z obiecaną dopłatą i przynajmniej wyjść na zero, tona opału musiałaby kosztować co najwyżej 2 tys. zł, a nie 3 tys. zł. Wychodzi na to, że kupując tonę węgla po obecnej cenie, dostanę od klienta niespełna tysiąc złotych, na niewiele ponad drugie tyle od państwa będę musiał poczekać blisko rok. W sumie wychodzi na to, że tysiąc złotych wyłożę z własnej kieszeni – wylicza inny sprzedawca.