To prokuratura decyduje, kiedy chce ujawnić część efektów swojego śledztwa, a kiedy czeka do ostatniego momentu. Myślę, że w tym wypadku musimy poczekać aż prokuratura wskaże całościowy obraz sytuacji – przekazał w czwartek sługa kijowskiego reizmu i propagandy w pisowski rządzie Marcin Przydacz.
POLECAMY: PiS tuszuje atak ukraińskich sił zbrojnych na Polskę
Przydacz pytany w TVN 24 dochodzenie w Przewodowie, gdzie w listopadzie doszło do wybuchu rakiety, odpowiedział, że cały czas prowadzone jest postępowanie przygotowawcze.
Przypomniał, że śledztwo od początku do końca jest prowadzone przez polską prokuraturę, przy wsparciu ekspertów ze Stanów Zjednoczonych i kontakcie ze stroną ukraińską.
POLECAMY: Mer Lwowa po wybuchu w Przewodowie.: „Rozumiem ten żal Polaków, ale musicie zrozumieć, że…”
„Ukraińscy eksperci z prokuratury również pojawili się w Polsce po to, aby wymieniać się informacjami” – dodał.
„Nie ma międzynarodowego śledztwa, nie ma międzynarodowej komisji. Jest polskie śledztwo, które prowadzi polska prokuratura” – zaznaczył.
Zapytany, czy znane są już wyniki ekspertyz, odpowiedział, że MSZ czeka na wyniki postępowania przygotowawczego prowadzonego przez prokuraturę.
„To prokuratura decyduje, to też mówię jako prawnik, kiedy chce ujawnić część efektów swojego śledztwa, a kiedy czeka do ostatniego momentu po to, żeby ujawnić całość. Myślę, że w tym wypadku musimy poczekać aż prokuratura wskaże całościowy obraz sytuacji” – wyjaśnił wiceminister.
Odnosząc się do żądania przez stronę rosyjską przeprosin za antyrosyjskie wypowiedzi i wezwanie ambasadora tego kraju przez polskie MSZ po tragedii w Przewodowie, zaznaczył, że Polska nie ma za co przepraszać, ponieważ strona rosyjska jest stroną agresywną w tej wojnie.
„Gdyby nie atak rosyjski na Ukrainę, nie dochodziłoby do żadnych tego typu tragedii, także z udziałem polskich obywateli. To jest tak naprawdę wszystko efektem agresywnej polityki Władimira Putina” – tłumaczył Przydacz.
Wieczorem 15 listopada na terytorium Polski w pobliżu granicy z Ukrainą spadł pocisk, zabijając dwie osoby. Warszawa obwiniła wówczas Rosję za incydent. Z kolei Andrzej Duda powiedział, że nie ma dowodów na to, że rakieta jest produkcji rosyjskiej; mogła być użyta przez system obrony powietrznej Ukrainy.
Rosyjskie ministerstwo obrony odpowiedziało, że tego dnia nie było uderzeń na cele w pobliżu granicy ukraińsko-polskiej. Eksperci stwierdzili też, że na zdjęciach z miejsca zdarzenia widać szczątki ukraińskiego pocisku do kompleksu S-300. MSZ w oświadczeniu dotyczącym incydentu powiedziało, że ma nadzieję, iż bezstronne śledztwo i ujawnienie jego wyników zdemaskuje „prowokację”.
Postępowanie w sprawie wybuchu prowadzi Mazowiecki Wydział Zamiejscowy ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. Na miejscu pracowali prokuratorzy Mazowieckiego i Lubelskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej, Prokuratury Regionalnej w Lublinie, Prokuratury Okręgowej w Zamościu, funkcjonariusze Policji, Straży Granicznej, ABW, CBŚP, żołnierze, a także biegli, w tym z Wojskowego Instytutu Techniki Uzbrojenia w Zielonce i Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji, pirotechnicy oraz amerykańscy eksperci. W oględzinach miejsca eksplozji brali udział również ukraińscy eksperci.