Niecały miesiąc temu, podczas konwencji „Progamowy ul” PiS wprowadził trzy nowe obietnice: bezpłatne autostrady, darmowe leki dla seniorów i osób poniżej 18 roku życia, oraz najważniejszą – zwiększenie świadczenia 500 plus do 800 złotych od przyszłego roku. Celem było skierowanie opozycji do narożnika, ale teraz to sam Kaczyński ma problem. Musi konkurować sam ze sobą.
POLECAMY: Dwie z trzech autostrad bezpłatne. Duda podpisał ustawę
Rządzący obóz liczył, że uda się złapać opozycję w pułapkę, tak jak w 2015 roku – gdy PiS prezentował się jako partia dbająca o polskie rodziny, a opozycja jedynie stwierdzała, że brakuje pieniędzy lub że 800 plus wspiera „patologię”, która żyje na koszt świadczeń socjalnych i nie pracuje.
POLECAMY: Kaczyński usiadł z wrażenia gdy poznał koszty konwencji „Programowy ul”
Jednak opozycja wyciągnęła wnioski z klęsk z 2015 i 2019 roku. Tusk sprytnie odpowiedział Kaczyńskiemu, mówiąc: zróbmy waloryzację świadczenia teraz, na Dzień Dziecka, i wyeliminujmy ten temat z partyjnej rywalizacji. PiS wyraźnie nie był na to przygotowany. Ataki na Tuska dotyczące jego polityki sprzed dekady czy tłumaczenia, że w tym roku nie można zmienić budżetu, aby zwiększyć świadczenie, nie brzmiały przekonująco.
POLECAMY: Kampania wyborcza PiS pod lupą prokuratury. Śledczy stawiają pierwsze zarzuty
Ostatecznie obietnice z programu PiS-u nie przyniosły wzrostu poparcia w sondażach. Teraz rusza kolejna tura obietnic, zapowiedzianych w porozumieniu rządu z „Solidarnością”. Zapowiedziano nowelizację budżetu, co oznacza, że w ciągu krótkiego czasu okazało się, że nie ma przeciwwskazań finansowych. To pozwoli na sfinansowanie jednorazowych nagród i dodatków podnoszących wynagrodzenia pracowników domów opieki społecznej, nauczycieli, sędziów, asesorów i referendarzy sądowych.
Dodatkowo, poprawi się również obliczanie wynagrodzenia dla osób wykonujących trudną lub niebezpieczną pracę, zwiększą się środki na Zakładowe Fundusze Świadczeń Socjalnych, oraz wzrośnie ochrona dla działaczy związkowych.
Rząd zapowiedział również wydłużenie działania systemu emerytur pomostowych oraz pracę nad systemem emerytur stażowych, który umożliwiłby osobom przechodzenie na emeryturę po określonym czasie pracy. Na przykład, kobieta rozpoczynająca pracę w wieku 20 lat mogłaby przejść na emeryturę w wieku 55 lat, a mężczyzna w wieku 60 lat.
Patrząc na wszystkie te obietnice, nasuwa się pytanie: czy PiS powinien uważać, by nie przesadzić?
Obiecać też można za dużo
Czy obietnice socjalne można przesadzić? Aby odpowiedzieć na to pytanie, przyjrzyjmy się sytuacji sprzed czterech lat i oddalmy się o około 1500 kilometrów – do wyborów do brytyjskiej Izby Gmin w 2019 roku. Partia Pracy przedstawiła wtedy ambitny program pełen obietnic, które osobno podobały się wyborcom. Jednak przegrali dramatycznie. Dlaczego?
Istotnym powodem była polaryzacja społeczeństwa wokół brexitu oraz przywództwo Jeremy’ego Corbyna – postaci dość ekscentrycznej, bardziej aktywisty niż polityka, który w swojej długiej karierze politycznej skupiał się głównie na protestach, często w słusznych sprawach, niż na rzeczywistym rządzeniu i rozwiązywaniu problemów. Nawet lewicowi wyborcy mieli obawy związane z powierzeniem mu urzędu premiera w tak niespokojnych czasach dla mocarstwa atomowego.
Niezależnie od postaci Jeremy’ego Corbyna, z rozmów dziennikarzy i badaczy wynikały jeszcze dwa problemy, które wyłoniły się w kontekście wyborów w Wielkiej Brytanii w 2019 roku.
Po pierwsze, wyborcy, włącznie z tymi, którzy popierali program Partii Pracy z 2019 roku, po prostu nie wierzyli, że jest on możliwy do zrealizowania w obecnych warunkach. Byli zaniepokojeni tym, że partia obiecała więcej, niż jest w stanie dostarczyć. Po drugie, pojawiły się zarzuty, że program przypominał choinkę, ozdobioną przez wiele osób – na przykład w szkole czy miejscu pracy. Choć na drzewku było wiele pięknych elementów, ich rozmieszczenie wydawało się przypadkowe i brakowało spójnego planu. Efektem było to, że choinka zamiast cieszyć oko, przyprawiała o oczopląs.
Z brytyjskiego przykładu wynika, że można też obiecać zbyt wiele w czasie wyborów.
Choinka Kaczyńskiego
Obietnice PiS-u na te wybory można porównać do niedopasowanej choinki, podobnie jak w przypadku brytyjskiej Partii Pracy sprzed czterech lat. Wiele z tych obietnic ma sens. Na przykład, świadczenie rodzinne faktycznie straciło na wartości z powodu inflacji, więc warto rozważyć jego waloryzację. Ochrona działaczy związkowych w kraju, gdzie związki zawodowe są słabe, również jest godna rozważenia. Jednak inne propozycje są dość absurdalne, jak na przykład pomysł, że państwo ma dopłacać kierowcom do darmowego korzystania z autostrad, pomimo transportowego wykluczenia niektórych obszarów kraju.
Nawet te sensowne propozycje nie tworzą spójnej wizji polityki gospodarczej czy społecznej. Weźmy na przykład pieniądze przeznaczone na nagrody i dodatki dla pracowników sektora budżetowego. Bez wątpienia pracownicy sektora publicznego od dawna zasługują na podwyżki, szczególnie w obszarach takich jak oświata, gdzie niskie pensje, zwłaszcza w połączeniu z kontrowersyjnymi działaniami ministra Czarnka, przyczyniają się do odpływu wykwalifikowanych nauczycieli do sektora prywatnego. Jednak jednorazowe nagrody i dodatki to tylko tymczasowe rozwiązanie. Choć nie zaszkodzi, nie rozwiąże to fundamentalnych problemów.
Sektor budżetowy potrzebuje nie tylko jednorazowego zastrzyku gotówki, ale także głębszych zmian systemowych w zakresie wynagradzania. Powiązanie pensji ze średnim wynagrodzeniem w gospodarce może być rozsądnym pomysłem, który może przyczynić się do większej sprawiedliwości płacowej. Jednak istotne jest również znalezienie sposobu finansowania tych zmian, aby uniknąć niekontrolowanego deficytu budżetowego.
Desperacja nigdy nie wygląda dobrze
Obietnice rządu skierowane do „Solidarności” nie wykazują planu na stworzenie bardziej sprawiedliwej i przyjaznej dla życia Polski. Zamiast tego widać determinację, by wygrać wybory, zwłaszcza w kontekście propozycji emerytur stażowych.
W grudniu zeszłego roku, Kaczyński wypowiadając się na temat emerytur stażowych na spotkaniu w Legnicy, stwierdził, że osoby domagające się emerytur nawet w wieku pięćdziesięciu kilku lat muszą zdawać sobie sprawę, że będą one znacznie niższe. Rząd nie ma możliwości generowania pieniędzy, ponieważ doprowadziłoby to do hiperinflacji.
Teraz lider PiS-u obiecuje „Solidarności” emerytury w wieku 55 lat, prezentując to jako spełnienie postulatów pierwszej „S”.
Jednak od czasów pierwszej „Solidarności” minęło już ponad 40 lat i wiele się od tego czasu zmieniło. Gospodarka opiera się coraz mniej na ciężkiej, fizycznej pracy, której osoby starsze nie powinny już wykonywać. Dodatkowo, zmieniła się demografia kraju na mniej korzystną. Prosto mówiąc, społeczeństwo się starzeje, a liczba osób w wieku produkcyjnym maleje w porównaniu do osób w wieku emerytalnym. W takich warunkach trudno uniknąć podwyższania wieku emerytalnego, a obniżanie go, nawet w oparciu o staż pracy, jest problematyczne.
Emerytury stażowe nie powinny być przedstawiane w populistycznym tonie, potrzebujemy wokół nich długiej i merytorycznej dyskusji. Być może dzięki tej dyskusji dojdziemy do wniosku, że warto pozwolić niektórym grupom wykonującym szczególnie obciążające prace na wcześniejsze przejście na emeryturę. Możemy jednak również dojść do wniosku, że bardziej wartościowe jest zaoferowanie tym pracownikom przekwalifikowania i aktywizacji zawodowej do mniej wymagających zawodów w ostatnich latach ich kariery. Pojawia się również kwestia stóp zastąpienia. Jakie będą emerytury, jeśli zaczniemy je otrzymywać w wieku 55 lub 60 lat? Nie można również ignorować kosztów takiego systemu.
Oświadczenie z grudnia wskazuje, że Kaczyński zdaje sobie sprawę z tych problemów. Wydaje się jednak, że postanowił je teraz przeoczyć, uznając, że składanie kolejnych obietnic dotyczących emerytur może zapewnić mu trzecie zwycięstwo. To nie jest zachowanie odpowiedzialnego męża stanu.
Pytanie brzmi, czy ta taktyka zadziała, jeśli chodzi o wygrywanie wyborów. Czy jeśli pomysł stażowych emerytur zawiedzie, na choince PiS pojawią się nowe błyszczące przedmioty? Kaczyński, prześcigając się w obietnicach, musi uważać, by nie sprawiać wrażenia zdesperowanego, by utrzymać się przy władzy. Desperacja w każdej dziedzinie, w tym w polityce, jest nieatrakcyjna.