W Polsce zauważa się coraz większą liczbę pożarów samochodów elektrycznych. Mimo że tego rodzaju pojazdy nie cieszą się jeszcze dużym uznaniem i popularnością w naszym kraju, to rok po roku przybywa kierowców decydujących się na ich zakup. Jednym z takich kierowców była pani Kamila, która jednak nie miała okazji długo cieszyć się swoim nowym nabytkiem. Jej samochód spłonął w garażu, a od tamtego czasu trwa jej walka o odszkodowanie, która niestety nie przynosi rezultatów.
POLECAMY: Brudna i ukrywana prawa o samochodach elektrycznych
W Gdańsku jakiś czas temu doszło do pożaru elektrycznego Forda Mustanga Mach-E, a niedawno opisywaliśmy również sytuację, w której tanie elektryczne auto T-KING EV03 płonąc w Warszawie spowodowało uszkodzenia samochodu stojącego obok. W przypadku samochodu pani Kamili, pożar wybuchł w garażu, podczas gdy pojazd nie był podłączony do ładowarki. Kobieta informuje, że samochód ładowała wyłącznie nocą w domu.
Około godziny 13:00 pani Kamila usłyszała głośny huk. „Wybiegliśmy z domu i zobaczyliśmy płonący samochód. Brama garażowa była wygięta, a wokół było dużo dymu” – relacjonuje. „Straż pożarna przybyła na miejsce z trzema wozami i wieloma strażakami” – dodaje. „Ugasili pożar i stwierdzili, że nie ma pożaru w bateriach samochodu, więc musieliśmy poradzić sobie sami.”
POLECAMY: Luksusowy samochód elektryczny zapalił się w trakcie prezentacji [+VIDEO]
Ubezpieczyciel do dzisiaj odmawia wypłaty odszkodowania, twierdząc, że przyczyną pożaru było wewnętrzne uszkodzenie fabryczne pojazdu. Strażacy informowali, że doszło do zwarcia w instalacji elektrycznej. Pani Kamila jest niezadowolona z postępowania rzeczoznawcy.
„To nie były oględziny auta. Pan wysiadł z samochodu, zapalił trzy papierosy, zrobił 10 zdjęć i pojechał. Stwierdził, że była to wada fabryczna samochodu” – powiedziała poszkodowana.
Opinia biegłego sądowego z dziedziny pożarnictwa wykazała, że przyczyną pożaru nie było wewnętrzne uszkodzenie samochodu, lecz zwarcie w instalacji elektrycznej garażu, zasilanej przez panele fotowoltaiczne.
Dodatkowo, Bank Ochrony Środowiska zażądał zwrotu dotacji w wysokości 22 tysięcy złotych, twierdząc, że samochód został skradziony. Przedstawiciele banku odmówili udzielenia wywiadu dziennikarzom. Dziennikarze programu Uwaga TVN postanowili rozwiać wątpliwości w tej sprawie i porozmawiać na ten temat z prezesem stowarzyszenia Forum Recyklingu Samochodów, Adamem Małyszką.
„Zagrożenie jest w zasadzie przez 10 minut od przyjęcia auta, do momentu usunięcia bezpiecznika baterii. Później postępujemy z pojazdem jak z każdym innym. Nie ma dużej obawy, że podczas dalszego demontażu pojawi się inne zdarzenie niż w autach o silniku spalinowym” – powiedział.
Ponad pół roku uszkodzony samochód stał przed domem poszkodowanej. Okazuje się, że opóźnienie nie wynikało tylko ze sporów z ubezpieczycielem, ale także z faktu, że niewiele firm chciało podjąć się transportu wraków samochodów elektrycznych ze względu na podwyższone ryzyko pożarowe.
Wbrew powszechnej opinii, pożary samochodów elektrycznych są znacznie rzadsze niż pożary samochodów spalinowych, co można potwierdzić, zapoznając się z różnymi raportami.
W roku 2022 w Polsce odnotowano 8353 pożary pojazdów, z czego tylko 7 dotyczyło samochodów elektrycznych, a 13 – samochodów hybrydowych.
Pożary samochodów elektrycznych są zjawiskiem rzadkim, jednak wzbudzają duże emocje z wielu powodów. Kierowcy często podchodzą sceptycznie do tego rodzaju pojazdów, ponieważ są one drogie, a koszty ładowania na publicznych stacjach nie zawsze są tak niskie, jak się oczekuje. Ponadto, pożary samochodów elektrycznych są po prostu niezwykle niebezpieczne dla otoczenia. Ze względu na ten ostatni fakt, samochody z napędem elektrycznym mogą być ograniczane w dostępie do niektórych promów oraz parkingów podziemnych.