W lipcu 1943 roku w wielu miejscowościach powiatu włodzimierskiego, kowelskiego i horochowskiego doszło do straszliwych zbrodni i zniszczeń, które wywołały krzyki: „Uciekajcie, mordują!”. Ludność polska była bezlitośnie mordowana przy użyciu siekier, wideł, kos i młotków. Ta okrutna rzeź została perfekcyjnie zaplanowana i przygotowana w najmniejszych detalach.

POLECAMY: Zacharowa skomentowała „konsekrację ikon” z wizerunkiem Bandery i Szuchewycza na Ukrainie

Przed rozpoczęciem masakry w powiecie włodzimierskim UPA skoncentrowała swoje siły w lasach zawidowskich, w okolicach Marysina, Dolinki Lachów, Żdżarów, Litowieża i Grzybowicy. Cztery dni przed akcją odbyły się spotkania w ukraińskich wsiach, podczas których miejscowa ludność została przekonana o konieczności wymordowania wszystkich Polaków. Wszyscy Ukraińcy otrzymali rozkaz: „Wytępić Lachów do siódmego pokolenia, włącznie z tymi, którzy nie mówią po polsku”.

POLECAMY: Kijowski reżim szantażuje Polskę. Ekshumacja ciał ludobójstwa na Wołyniu mozliwa dopiero gdy polska odnowi pomnik OUN-UPA

Według badań profesora Władysława Filara, dwa dni przed rozpoczęciem rzezi Ukraińcy zaczęli rozpowszechniać ulotki w języku polskim, nawołujące do jednoczenia się Polaków z Ukraińcami w walce przeciwko Niemcom i Moskalom. Ukraińcy uspokajali Polaków, zapewniając, że nie mają się czego obawiać, ponieważ nikomu nic złego się nie stanie.

Początek rzezi

O godzinie trzeciej rano 11 lipca 1943 roku rozpoczęła się rzeź Polaków, zaczynając od wsi Gurów i obejmując obszar Gurów Wielkich, Gurów Małych, Wygranki, Żdżarów, Zabłoćca, Sądowej, Nowin, Zagaj, Porycku, Oleń, Orzeszyna, Romanówki, Lachowa i Gucina. Akcja, rozpoczęta przez OUN w lipcu 1943 roku, miała na celu eksterminację ludności polskiej i była zbrodnią ludobójstwa. Dowodzi tego m.in. dyrektywa terytorialnego dowództwa UPA o kryptonimie „Piwnycz”, podpisana przez „Kłyma Sawur”, czyli Romana Dmytro Kłaczkiwśkiego. W dyrektywie stwierdzono:

„Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać tę dogodną okoliczność dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat. (…) Tej walki nie możemy przegrać i za wszelką cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok masywów leśnych powinny zniknąć z powierzchni ziemi”.

Dzieła kurenia „Łysego”

W sprawozdaniu dowódcy kurenia „Łysoho”, które zostało przedstawione kierownictwu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów we wrześniu 1943 roku, można zobaczyć, jak dyrektywy dowódcy UPA o kryptonimie „Piwnycz” były realizowane przez podwładnych. Dowódca kurenia donosił m.in.: „29 sierpnia 1943 r. przeprowadziłem akcję we wsiach Wola Ostrowiecka i Ostrówki rejonu główniańskiego. Zlikwidowałem wszystkich Polaków od małego do starego. Wszystkie budynki spaliłem, mienie i chudobę zabrałem dla potrzeb kurenia”. W sumie ponad tysiąc Polaków – głównie starców, kobiet i dzieci – padło ofiarą tych morderców. W swoich meldunkach do przełożonych, dowódca kurenia „Łysy” donosił także o kolejnych zbrodniach dokonanych przez swoje oddziały. W jednym z meldunków pisał:

„W wsi Mosur spędzono wszystkich mieszkańców okolicznych miejscowości z toporami i widłami. Druże Zuch wyjaśnił im, że pod przewodnictwem jego uzbrojonego oddziału pójdą do wsi Ziemlica, aby rozprawić się z Polakami, i wymagał, żeby byli bezlitośni wobec wszystkich, których spotkają. Wieś została otoczona w nocy, a rankiem wszystkich mieszkańców zgromadzono w centrum. Starców, dzieci i chorych, którzy nie byli w stanie się poruszać, zabijano na miejscu i wrzucano do studni. Przymuszeni do kopania grobów dla siebie zostali następnie zabici uderzeniem siekiery w głowę. Ci, którzy próbowali uciekać, byli zabijani bronią. Wszyscy mieszkańcy wsi Ziemlica zostali zgładzeni, mienie zostało zabrane przez UPA, a budynki spalono”.

Istnieje wiele takich relacji i meldunków pisanych przez morderców z UPA. Archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, które przejęło archiwum KGB, posiada dokumentację dotyczącą tych zbrodni. Te zasoby są wystarczające do uzasadnienia uznania OUN i UPA za organizacje zbrodnicze. Istnieją również świadkowie, którzy doskonale pamiętają atmosferę panującą wówczas na Zachodniej Ukrainie. Jednym z takich świadków jest Janina Całko z Dołbysza.

Świadectwo Janiny Całko

Po wkroczeniu Niemców na Marchlewszczyznę, bojąc się trudnych warunków życia, postanowiła udać się na Zachodnią Ukrainę w poszukiwaniu pracy. Znalazła zatrudnienie u Ukraińców w wiosce koło Międzyrzecza Koreckiego, która miała mieszany charakter, zamieszkują ją zarówno Ukraińcy, jak i Polacy.

– Pracowałam u tych Ukraińców przez kilka miesięcy aż do czasu rozpoczęcia na Zachodniej Ukrainie mordów Polaków – wspomina. – Wtedy szybko zorientowałam się, że tamtejsi Ukraińcy strasznie nienawidzą Polaków i w straszny sposób są gotowi ich zabijać. Noce rozświetlały tłumy płonących polskich wsi. Początkowo nie wiedziałam, co to wszystko znaczy. Zapytałam gospodyni, co się dzieje. Ona, chcąc mnie uspokoić, powiedziała mi, żebym się nie bała, bo to tylko nasi Polaków reżut! Przestałam wtedy chodzić do kościoła w Niewirkowie, obawiając się, że mnie też zarżną. Gospodarze też zabronili mi uczęszczać na niedzielną Mszę św. Nie chcieli, by otoczenie dowiedziało się, że jestem Polką. Szybko okazało się, że banderowcy w biały dzień zabili koło figury młodą dziewczynę idącą do kościoła. Strasznie ją ponoć zmasakrowali. Ja jej nie widziałam, bo gospodarze mnie nie puścili. Od tej pory przestali do mnie mówić też Janka, tylko po ukraińsku Ninka. Ja zaczęłam się bać i nie mogłam spać. Raz zobaczyłam, jak przed wieczorem gospodarz ostrzy siekierę. Przestraszyłam się nie na żarty. Myślałam, że szykuje się, by mnie zarąbać. Przypuszczałam, że należy do jakiejś bandy, bo często nocami znikał z domu.

Polacy mieszkający w jej wiosce również żyli w strachu. Wieczorami opuszczali swoje domy i udawali się spać do kościoła w Niewirkowie, gdzie stacjonowali Niemcy, a Polacy uznali, że Ukraińcy ich tam nie zaatakują. Jednak pewnej nocy obudziła ją jasność jak w dzień, gdy płonęły zabudowania polskiej sąsiadki. Jej gospodarz otrzymał rozkaz spalenia tych budynków od przywódców bandy.

Rano, jakby nic się nie stało, gospodarz obudził ją i powiedział, że pójdą na pole kosić pszenicę. On miał kosić, a ona miała ubierać i wiązać snopki. Jednak gdy ruszyli na pole, okazało się, że idą na pole tej spalonej sąsiadki. Zdziwiona powiedziała to swojemu ukraińskiemu gospodarzowi, a ten odpowiedział krótko: „ona już tu nie wróci!”.

Następnego dnia postanowiła wracać do swojego rodzinengo miejsca zamieszkania. Powiedziała o tym gospodyni, która nie protestowała. Jej mąż był zdziwiony i powiedział, że gdyby wcześniej wiedział o jej planach, to kupiłby jej obiecane buty. Mimo że była bosonoga, nie chciała czekać na buty i wzięła to, co jej gospodyni dała – bochenek chleba i materiał na dwie sukienki. Zawinęła to w węzełek i ruszyła w stronę Korca, który był za dawną polsko-sowiecką granicą. Zanim dotarła do końca wsi, na skraju lasu dogonił ją zdyszany gospodarz i udzielił jej ostatnich instrukcji. Powiedział jej, żeby nikomu nie mówiła, że jest Polką, tylko udawała, że jest prawosławną Ukrainką. Nauczył ją, jak się żegnać, żeby udawać prawosławną, i ostrzegł, że jeśli wyjawi swoje polskie pochodzenie, to będą ją męczyć. Dał jej wskazówki, jak dotrzeć do drogi prowadzącej do Korca, mówiąc, że ma iść przez Niewirków i skręcić w prawo za kościołem, kontynuując drogę wzdłuż cmentarza.

Podążając wskazaną drogą, dotarła do cmentarza i tam zobaczyła przerażający widok. Na cmentarzu stały sterty trumien, których nie było kto pochować. Furmankami przywożono je z trupami pomordowanych przez Ukraińców Polaków, a grabarze nie nadążali z kopaniem grobów. Trumny były prymitywne, wykonane z desek, niektóre bardziej przypominały skrzynie. W każdej z nich leżało kilka porąbanych ciał. Był to straszny widok. Pomodlona, kontynuowała marsz do Korca, oddalonego od Niewirkowa o około 25 km. Dotarła tam przed zmrokiem, wzruszając się, gdy usłyszała polską mowę na ulicach i zobaczyła kościół, ale nie zatrzymywała się. Gdy znalazła się za Korcem, była kompletnie wyczerpana. Zauważyła chatkę przy drodze, do której wszedłszy, zapytała po ukraińsku, czy może tam przenocować. Gospodarze zapytali, skąd przychodzi. Odpowiedziała, że z Zachodniej Ukrainy. Jeden ze staruszków siedzących przy piecu ożywił się i powiedział: „Tam Lachów palą!” Ona zaś odpowiedziała, że nic o tym nie wie, nie chcąc angażować się w rozmowę. Nie wiedziała, do kogo trafiła.

Szybko okazało się, że zrobiłam bardzo dobrze, bo ten staruszek zaraz dodał: „bardzo dobrze, ze palą Lachów, ja bym ich sam za noc zarżnął ze stu pięćdziesięciu”. Znów się strasznie przeraziłam. Boże wielki! – pomyślałam – gdzie ja trafiłam, teraz mnie na pewno zarżną. Gospodyni ugotowała ziemniaki na kolację i zaprosiła mnie do stołu. Wtedy znów się przestraszyłam. Uświadomiłam sobie, że przy stole trzeba się przeżegnać, a ja zapomniałam, od której strony należy zacząć to robić. Oblał mnie zimny pot, ale jak się okazało, gospodarze też się nie żegnali, tylko od razu zaczęli jeść. Gospodyni posłała mi jakąś kufajkę pod oknem, na którą się położyłam i od razu zasnęłam. Nad ranem obudził mnie straszny ból nóg. Nie byłam przyzwyczajona do tak długich marszów i nogi mi strasznie spuchły. Bardzo bolały mnie też stopy, wędrowałam przecież na bosaka. Jakoś jednak zwlokłam się rano z mojego legowiska i ruszyłam w drogę. Do południa uszłam zaledwie 7 km. Myślałam, że to już koniec ze mną, bo nie jestem w stanie iść dalej. Wtedy na drodze pojawił się chłopak jadący na furmance. Jechał do Biłki, wsi odległej od Dołbysza o 7 km. Pozwolił mi wsiąść na wóz.

Po drodze spytał się, skąd idę. Jak dowiedział się, że z Zachodniej Ukrainy, zatrzymał wóz i chciał mnie z niego zrzucić. Okazało się, że był Polakiem, który także jak ja pracował na Zachodniej Ukrainie i ledwo udało mu się uciec przed nożami Ukraińców. Wziął mnie za rezunkę, która przyszła na sowiecką stronę Wołynia na przeszpiegi. Dopiero jak mu wytłumaczyłam, że ja też uciekłam, bojąc się zarżnięcia, to się uspokoił. Zawiózł mnie do swojej rodziny, gdzie nieco odpoczęłam. Następnego dnia powlokłam się do Dołbysza, gdzie zajęła się mną ciocia Kamila. U niej przeżyłam do wkroczenia Sowietów i zakończenia niemieckiej okupacji.

Przypominamy, że w dniu 9.07.2023 r. o godzinie 10.00 odbędzie się happening przed Ambasadą Ukrainy, którego celem będzie wyrażenie sprzeciwu przez naród polski w zakresie rozpowszechnianej.

POLECAMY: Polski IPN wydaje oświadczenie w związku z szantażem Ukrainy w sprawie ekshumacji na Wołyniu

Pierwszy masowy mord na Wołyniu miał miejsce 9 lutego 1943 roku we wsi Parośla I w powiecie sarneńskim, gdzie UPA, podszywając się początkowo pod sowieckich partyzantów, zamordowała 173 Polaków.

Nasilenie zbrodni było związane m.in. z porzuceniem w marcu i kwietniu 1943 roku przez ukraińskich policjantów służących dla Niemców, którzy później dołączyli do szeregów UPA. Wielu z nich wcześniej brało udział w mordowaniu Żydów. Jednym z największych zbrodni UPA przed lipcem 1943 roku było spalenie osady Janowa Dolina w nocy z 22 na 23 kwietnia 1943 roku, w której zamordowano około 600 Polaków.

W lipcu 1943 roku doszło do nasilenia zbrodni, w wyniku czego zamordowano około 10-11 tysięcy Polaków. UPA przeprowadziła skoordynowany atak na Polaków w ponad 150 miejscowościach powiatów włodzimierskiego, horochowskiego, kowelskiego i łuckiego w dniach 11 i 12 lipca. Ataki miały miejsce w niedzielę, gdy Polacy udawali się do kościołów na msze święte. Ukraińscy nacjonaliści wtargnęli do kościołów, zabijając cywilów i duchownych, między innymi w Kisielinie i Porycku. Na Wołyniu spalono lub zniszczono około 50 kościołów katolickich. Zbrodnie trwały również w kolejnych dniach.

W wyniku ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej zginęło co najmniej 100 tysięcy Polaków.

W 2016 roku Sejm ustanowił 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej. Sejm oddaje w ten sposób hołd „wszystkim obywatelom II Rzeczypospolitej bestialsko pomordowanym przez ukraińskich nacjonalistów”.

https://legaartis.pl/blog/wp-content/uploads/2023/06/Putin-o-Banderze.mp4

Obserwuj nasze artykuły na Google News

Naciśnij przycisk oznaczony gwiazdką (★ obserwuj) i bądź na bieżąco

Share.

Ekspert w swojej dziedzinie - Publicysta, pisarz i działacz społeczny. Pierwsze artykuły opublikował w 1999 roku dla międzynarodowych wydawców. Przez ponad 30 lat zdobywa swoje doświadczenie dzięki współpracy z największymi redakcjami. W swoich artykułach stara się podejmować kontrowersyjne tematy i prezentować oryginalne punkty widzenia, które pozwalały na głębsze zrozumienie omawianych kwestii.

Napisz Komentarz

Exit mobile version